Demeter: Przebudzenie zła – recenzja filmu

W zeszły piątek na wielkim ekranie zadebiutował kolejny film z Drakulą w roli głównej. Demeter: Przebudzenie zła jest oparty na fragmentach książki Dracula Brama Stokera. Przedstawia historię dopłynięcia krwiopijcy do Anglii i spustoszenia, jakiego dokonał wcześniej na okręcie. Sam zamysł był dobry, ale niestety to, co otrzymaliśmy, obok dobrego nawet nie stało.


Poniższy tekst powstał w ramach współpracy z Cinema City.


Demeter: Przebudzenie zła opowiada historię jak tytułowy statek odbywał swój ostatni rejs z Eliotem jako kapitanem okrętu. Podróż z Transylwanii do Anglii miała przebiegać bez żadnych zakłóceń, a załodze obiecano sporą premię za dostarczenie dwudziestu czterech skrzyń oznakowanych wizerunkiem smoka w terminie. Marynarze ze starszym oficerem Wojchekiem i lekarzem Clemensem odkrywają jednak, że na statku płynie wraz nimi krwiożercza istota, która co noc zabija jednego członka załogi. Rozpoczynają walkę o przetrwanie, by dotrzeć w jednym kawałku do brzegów Anglii.

Zobacz również: Gran Turismo – recenzja filmu. Czarny koń wyścigu

Sam zamysł filmu jest naprawdę dobry. Bram Stoker nie rozpisywał się dużo na temat przeprawy Demeter do Anglii, więc scenarzyści mieli spore pole do popisu. Wyciągnięcie krótkiego fragmentu i stworzenie dwugodzinnej jatki wydaje się ciekawym pomysłem. Niestety, problem pojawił się już na samym początku, kiedy dostajemy w trzeciej minucie filmu w twarz informacją, jak się to wszystko zakończyło i dlaczego u brzegu jest tylko wrak. No nie zachęca to za bardzo do dalszego oglądania.

Nastawiłam się na krwawe widowisko. Przecież to w końcu hrabia Dracula! Krew, pazury i kły! Czekałam z niecierpliwością, aż pokażą krwiopijcę w pełnej okazałości, ale kiedy w końcu go zobaczyłam, wybuchłam śmiechem. Słynny wampir wyglądał jak gnijąca wersja Nosferatu zmiksowana z nietoperzem. Tym, co przyciągało fanów Drakuli od lat był fakt, że miał dwie twarze: raz był przystojnym arystokratą, a raz krwiożerczą bestią. Dualizm tej postaci od zawsze przyprawiał o gęsią skórkę, bo trudnym było się jednoznacznie stwierdzić, czy jego natura to dar, czy przekleństwo. Tutaj jedyne, co można zaobserwować to fakt, że nawet Max Schreck w roli hrabiego wyglądał dużo lepiej, niż zaprezentowany nam słabej jakości nietoperz.

Zobacz równieżReality – recenzja filmu. Ku chwale ojczyzny

Demeter: Przebudzenie zła
kadr z filmu

No dobrze, z głównym wampirem nie poszło, to może w takim razie Demeter: Przebudzenie zła broni się ciekawymi dialogami lub, na przykład, zachowaniem postaci w obliczu niebezpieczeństwa? Cóż, chciałabym, żeby tak było. Niestety rozmowy między naszymi bohaterami są naprawdę irracjonalne. Czasem padła jakaś sensowna linijka, ale zazwyczaj rozmowy wyglądają na wymuszone i postacie plotą trzy po trzy. Na uwagę, że zejście do ładowni to kiepski pomysł, otrzymujemy historię życia Clemensa. Motyw w filmach, kiedy odpowiedź na nieprzemyślane zachowanie to opis, jak ciężko ci było w dzieciństwie, czy w okresie dorastania jest tak banalny i oklepany, że momentami ma się ochotę wyłączyć film/wyjść z kina.

Żeby nie było, że na tym głupota się kończy, nie, nie. A propos idiotycznego postępowania, jest jeszcze wisienka na torcie. Na statku grasuje bestia, która żeruje tylko nocą, w dzień ukrywa się w swojej skrzyni. Rozwiązanie wydaje się banalnie proste i naprawdę nie trzeba być geniuszem, by na nie wpaść. Cała akcja powinna odbyć się w środku dnia. Na jaki pomysł wpadają nasi marynarze? Zróbmy to nocą… Chyba nie muszę dodawać, jak potoczył się ten plan.

Zobacz również: Moja zbrodnia – recenzja filmu. Jak rozpoczęłam ruch emancypacyjny?

Demeter: Przebudzenie zła
kadr z filmu

Oczywiście, w tym bałaganie znalazł się pewien plus, wręcz światełko w tunelu, a mianowicie starszy oficer Wojchek, w którego wciela się David Dastmalchian. Naprawdę próbował ze wszystkich sił ratować ten film. Jego postać twardo stąpa po ziemi; mężczyzna jest odpowiedzialny za całą załogę, a w dodatku Demeter to jego drugi dom. Poznajemy trochę jego historii i jest jedynym bohaterem, którego motywację możemy faktycznie zrozumieć. Czuć w nim tego wilka morskiego, który swoje już widział i nie da się nabrać na byle co.

Bardzo podobała mi się natomiast zabobonność załogi. Mała rzecz, a jednak cieszy. Większość z nich to stare wygi, które napływały się już sporo, a mimo to przesądy dalej wychodzą na pierwszy plan. Kobieta na statku przynosi pecha, dobry statek to taki pełen szczurów, skrzynie ze smokiem zwiastują śmierć itp. Zazwyczaj takie detale to jedynie tło, na które większość nie zwraca uwagi. Jednakże, tutaj zostało to przedstawione w bardziej wybrzmiewającym tonie i efekt był świetny!

Podsumowując, Demeter: Przebudzenie zła próbowało zaserwować nam horror z krwawą jatką Draculi, jednak otrzymaliśmy coś zupełnie przeciwnego i niedopracowanego. Nastawiłam się na dużo lepsze kino, a jako naczelny tchórz redakcji mogę stwierdzić, że więcej się śmiałam, niż bałam. Zakończenie napawa nadzieją na kolejną część. Wierzę, że następnym razem twórcy postarają się bardziej.

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe.

Plusy

  • Postać Wojcheka
  • Zabobonni marynarze

Ocena

4.5 / 10

Minusy

  • Drakula wygląda jak gnijący nietoperz
  • Dialogi w niektórych momentach są tak irracjonalne, że ręce opadają
  • Zachowanie bohaterów również jest pozbawione logiki
Luiza Czarnecka

Zakochana w twórczości J.R.R. Tolkiena od dziecka (tak, trylogia Jacksona była zapalnikiem). W wolnych chwilach czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, ale najbardziej cenię dobrą fantastykę z kubkiem herbaty. W międzyczasie studiuje i oglądam dobre filmy i seriale (fanka Darklinga numer 1). Zainteresowań i hobby nigdy nie mało, więc próbuję wszystkiego po trochu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Zrozpaczony

Do minusów dopisałbym idiotycznie przetłumaczony podtytuł filmu. Jakie „narodziny zła” przecież to „ostatnia podróż „. Wszak film ją opisuje, a sądząc po tytule, powinna być geneza drakuli…

Krzysztof

Jak dla mnie super film uśmiałem się do łez🤣🤣🤣🤣 dla 20 latków to pewnie horror!!!. Ale ogólnie warto było