Misja Stone – recenzja filmu

Niedawno Netflix wypuścił swój głośno zapowiadany akcyjniak z Gal Gadot. Szpiegostwo, efekciarstwo, adrenalina po prostu kwintesencja kina sensacyjnego. Ale czy w filmie możemy znaleźć coś więcej? Czy jest to tylko nastawiony na ciągłą akcję odmóżdżacz? 

Rachel Stone, główna bohaterka filmu, jest jedną z najlepszych, najskuteczniejszych tajnych agentek na świecie. Działa z ramienia niezależnej agencji zwanej Sojuszem. Organizacja ta umieszcza swoich najlepszych ludzi w innych wywiadach i potajemnie wspiera działania szpiegów na całym świecie. Na ten przykład, główna bohaterka zostaje dołącza do zespołu operacyjnego MI6 jako początkująca hakerka. W rzeczywistości jednak, gdy jej zespół nie patrzy, Stone rozszerza swoje kompetencje prowadząc wszelkie działania, mające zapewnić powodzenie danej misji, jak choćby ciche eliminowanie wrogów. W pewnym momencie jednak jej przykrywka okaże się być dużym ograniczeniem, gdy będzie musiała ocalić przyjaciół z zespołu. 

Koncept postaci Rachel, jak również samej fabuły Misja Stone, jest całkiem ciekawy. No, pomijając, że wątek niezależnej agencji jest bezczelnie zerżnięty od innej produkcji sąsiedniego streamingu, która miała premierę całkiem niedawno. Kojarzycie Cytadelę od Amazon Prime Video? Nie? Cóż, niewiele straciliście, bo nie nazwałbym tego serialu udanym czy godnym polecenia. Nie zmienia to faktu, że widać tu jak na dłoni nawet nie inspirowanie się gotowym motywem, a zwyczajne skopiowanie go. Nieładnie, Netflixie, oj, nieładnie…

Zobacz również: Demeter: Przebudzenie zła – recenzja filmu

Co prawda, tutaj niezależna agencja działa w nieco inny sposób. Sojusz bowiem nie prowadzi własnych misji, tylko wkleja swoich ludzi w inne zlecenia, często w roli dodatkowego ubezpieczenia. W praktyce wygląda to całkiem ciekawie, jak już się przeboleje wcześniej wspomniany “plagiat”. Motyw konfliktu skrywanej tajemnicy oraz chęci ratowania przyjaciół również wypada całkiem nieźle nie wyczuwałem tu sztampy czy wymuszonej podniosłości wydarzeń. Bardzo szybko też fabuła odkrywa przed nami kto jest kim, i choć intrygi mogliśmy się domyślić, film funduje nam jednak jeden całkiem nienajgorszy plot twist. 

Fabuła posuwa się naprzód głównie z tego względu, że nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Sami scenarzyści chyba czuli, że nie ma sensu ukrywać, kto stoi za całą intrygą bo i tak było to do przewidzenia. Także wszelkie tak zwane tajemnice kończą się gdzieś w trzydziestej minucie filmu. Potem mamy już tylko zaczątek finałowej konfrontacji. I dobrze, bo już ta pierwsza połowa potrafiła zniechęcić do reszty seansu.

Misja Stone
fot: kadr z filmu

I tu zaczyna się pierwszy problem. Prosta historia w filmach akcji zazwyczaj jest używana jedynie jako wymówka do pokazania wysoko jakościowej akcji. Misja Stone jednak nie oferuje nam ani ciekawej fabuły, ani wciskającej w fotel akcji. Miejscami miałem wrażenie, że to raczej akcja miała być gościnna, a film nastawiony był właśnie na intrygę. To jednak tylko złudne wrażenie, ponieważ takowej tutaj brak. Za to efekty specjalne i sceny akcji również pozostawiają wiele do życzenia. Nie są to szalone, widowiskowe wyczyny, tylko pozbawione emocji wydmuszki, na widok których widz jedynie przewraca oczami. Większość z nich nie ma absolutnie żadnego sensu, co w kontekście kina akcji już jest sporą ujmą.

Zobacz również: Reality – recenzja filmu. Ku chwale ojczyzny

Na tle chociażby poprzedniego akcyjniaka Netflixa, czyli drugiej części Tylera Rake’a, film Misja Stone wypada bardzo mizernie. Wspomniana produkcja z Hemsworthem miała prostą fabułę, a twórcy nie próbowali nam wmówić, że kryje się w niej jakaś skomplikowana intryga. Niemal wprost powiedziano widzowi, że to tylko tło dla świetnie zrealizowanej akcji, którą do dziś wspominam jako przykład dobrego kina. 

Największym niestety problemem filmu jest jej główna bohaterka. I tutaj niestety produkcja wykłada się na dwóch polach: postaci i odtwórczyni. Rachel Stone jest strasznie nijaka. Niby twardzielka, ale ani razu tego nie da się tego faktycznie poczuć. Tytułowa bohaterka pozbawiona jest charyzmy, poczucia humoru i charakterystycznego pazura, które chciałbym zobaczyć u tego typu postaci. Gal Gadot nie sprawdza się w tej roli, gdyż nie wyciąga z tej i tak już płytkiej postaci niczego więcej. Nie będę się opierał opinii, że aktorka jest po prostu drętwa i w zakresie “talentu” aktorskiego ma zwyczajnie braki. Nie wypada najgorzej w scenach akcji, ale jak na produkcję tego kalibru mogło być o niebo lepiej. Poza nimi jednak widać gołym okiem, że jest to najprościej w świecie bardzo słabo napisana i zagrana postać. 

Misja Stone
fot: kadr z filmu

Misja Stone w ogólnym rozrachunku nie wpisze się w skromne pole udanych oryginalnych produkcji Netflixa. Kuleje tutaj akcja, kuleje główna postać, natomiast fabuła smęci. Zanim historia jakkolwiek się rozkręci, widz kilka razy zdąży się znudzić. Bardzo średnich lotów film i jeszcze gorsze kino akcji. Niestety, nie warto po niego sięgać, ponieważ na tej samej platformie znajdziecie dużo lepsze produkcje z tego gatunku.


Źródło grafiki głównej: Netflix

Plusy

  • Przedstawienie sposobu działania głównej bohaterki

Ocena

4.5 / 10

Minusy

  • Słaba kreacja głównej aktorki
  • Średniej jakości sceny akcji
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze