Nightwing: Skok w światło – recenzja komiksu

We wrześniu ukazał się kolejny tom solowych przygód Nightwinga. Dawny pomocnik Mrocznego Rycerza, swoją kuratelą objął Bludhaven, miasto poziomem przestępczości przypominające rodzime Gotham. Jakie wyzwania czekają samodzielnego mściciela w tej historii?

Nightwing: Skok w światło prezentuje nam nowy etap w życiu dawnego podopiecznego Batmana. Grayson dzień po dniu próbuje walczyć z okrucieństwem swojego miasta. Małymi kroczkami, bez większych rezultatów rozprawia się z przestępczością, czuć jednak, że jest to walka na małą skalę. Bardziej niż rozprawiając się z łotrami, wpienia raczej ich wyżej postawionych szefów. Pewnego dnia dostaje jednak szeroko otwartą furtkę do znacznie bardziej zaawansowanych kroków.

Stylistycznie i wizualnie komiks zdecydowanie bardziej przypomina tomy Marvela niż DC, a tym bardziej o bohaterze ze środowiska Batmana. Pasuje to jednak do samego głównego bohatera. Przez cały zeszyt mamy bowiem wielokrotnie, mocno podkreślone jak bardzo odmienny jest charakter Dicka i styl jego pracy, względem jego mentora. Grayson ma zdecydowanie inne podejście do ludzi, problemów i walki z przestępczością. Podkreślenie tego wypada jednak naturalnie. 

Zobacz również: Moon Knight – recenzja komiksu. Obłęd niejedną ma maskę

Nie jest nachalne, nie mamy męczących patetycznych przypominajek o kierowaniu się “dobrocią serca”, co mógł sugerować tytuł komiksu. „Skok w światło” raczej dotyczy zmiany w Dicku Graysonie niż Nightwingu, którego ważność jest tu zepchnięta nieco na boczny tor. To Dick stoi tym razem na piedestale. To Dick wpada w tarapaty. I to Dick najdzielniej walczy o zmiany na lepsze.

Nightwing: Skok w Światło
fot: Egmont

Niezbyt podobało mi się nawpychanie do, w sumie solowej historii Nightwinga, innych herosów, którzy raz go chronią, raz pomagają jemu, raz on im. Odciąga to nie tylko od skupienia się na tytułowej historii, ale też od głównego tonu historii. Ok, pokazuje to dobre relacje, jakie Grayson nawiązał przez lata z całą rzeszą superbohaterów, na których może liczyć. Ale w pewnym momencie czułem lekki przesyt. W końcu to nie side-story Ligi Sprawiedliwości, czy Młodych Tytanów, ale solowe przygody. I to na głównym bohaterze powinny być skupione, na tym jak ON SAM radzi sobie z problemami. Nie na tym, na kogo w danej chwili może liczyć.

Ciekawie natomiast zaprezentowano tutaj sekwencje akcji, rozciągnięte na całe podwójne strony. Wypada to naprawdę fajnie, osobiście przywiodło mi na myśl popularne w ostatnich latach w kinie akcji, kręcone na jednym ujęciu one-shoty. Taki sposób rozrysowania akcji pozytywnie rzuca się w oczy oraz pasuje do klimatu tego komiksu. Z kolei jednak miasto, w którym działa Nightwing, nie jest przedstawione zbyt…wiarygodnie. Z początku mieliśmy podkreślane, jak brutalne i niebezpieczne jest to miasto. Jednak w przeciwieństwie do Gotham, tego po prostu nie czuć. Wrogość Bludhaven nie jest tutaj odpowiednio pokazana, przez co mamy wrażenie, jakbyśmy bardziej byli obecni chociażby w Metropolis.

Zobacz również: Georgie ma się dobrze – recenzja filmu. Jak stać się rodziną?

Chociaż komiks Nightwing: Skok w światło niczym szczególnym się nie wyróżnia czyta się go całkiem przyjemnie. Dialogi są krótkie i sprawnie prowadzone, wydarzenia raczej skupiają się na akcji. Fabuła, delikatnie mówiąc, nie jest skomplikowana – praktycznie brak tutaj głębszych intryg, poza jedną, której wyjaśnienia jeszcze nie otrzymamy. Całość to w zasadzie codzienne przygody Nightwinga. I oczywiście jego licznych przyjaciół. Przez cały tom przepływa się dość sprawnie, a pominięcie kilku rozmów nie sprawi, że pogubimy się w historii. Jest tutaj kilka całkiem udanych żartów z kategorii autoparodii, które urozmaicają odbiór komiksu. Komiks nie jest jakimś must-have’m, ale czyta się na tyle dobrze, że nie ma za co za bardzo go krytykować.


Źródło grafiki głównej: Egmont

Plusy

  • Fabuła sprawnie posuwa się naprzód, bez ociągania
  • Zabawna relacja Dicka i Barbary

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Duża ilość herosów pobocznych
  • Średnio oddany klimat Bludhaven
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze