Thirty Seconds To Mars – It’s The End Of The World But It’s A Beautiful Day – Recenzja Płyty

Czy Thirty Seconds To Mars jest jeszcze w stanie zaskoczyć i zamieszać? To pytanie towarzyszy mi w zasadzie od premiery docenionego przez publikę This Is War. Piętnastego września poznaliśmy szósty longplay zespołu o tytule It’s The End Of The World But It’s A Beautiful Day. Brzmi jak zlepek tytułów piosenek R.E.M i Michael’a Buble. Stylistycznie też jest pewną hybrydą, o czym za moment. Czym właściwie zajmują się bracia Leto po niemal równo ćwierćwieczu działalności? Przyjrzymy się .


Z daleka


Rockowe zespoły około milenijne nie mają łatwo. Grupy takie jak Linkin Park, My Chemical Romance czy Thirty Seconds to Mars właśnie nie cieszyły się uznaniem krytyki i szerokiej publiczności zbyt długo. Post-grunge’owe, częściowo punkowe, ciężkie, gitarowe granie z elementami rapu oraz elektroniki było konceptem dość karkołomnym i raczej źle zniosło próbę czasu. Skłonny jestem postawić tezę, że rockowe klasyki lat siedemdziesiątych oraz osiemdziesiątych brzmieniowo prezentują się świeżej i powabniej niż Numb czy Teenagers (kolejno Linkin Park i My Chemical Romance). Milenijny rock, w muzycznych duszach dzisiejszych trzydziestolatków budzi nostalgię. Traktowany jest jednak jak relikt przeszłości właściwy  nastoletnim upodobaniom pewnej generacji. Jeśli hity z tego okresu mogą się zwać klasykami, to nie z tych samych powodów co Bohemian Rhapsody i Brothers in Arms. Raczej dlatego, że towarzyszyły okresowi dojrzewania pokolenia Y. Muszę tu jednak zachować pewną ostrożność. Wszak jak wszędzie, tak również w muzyce moda bywa kapryśna. Miesza szeregi, redefiniuje gusta a co najważniejsze – wraca. Kanon nigdy nie jest pojęciem stałym.

Zobacz również: Hozier – Unreal Unearth – recenzja płyty

Niezależnie jednak od tego, na jaką notę zasłużą wczesne dzieła wspomnianych grup za lat dziesięć czy dwadzieścia, zespoły te w różnym okresie i z różnym skutkiem próbowały zmieniać kurs, poszukiwać. Pochwalam te decyzje. Thirty Seconds to Mars wpadli jednak z deszczu pod rynnę. Wybrali romans z popem, co samo w sobie nie było złym kierunkiem, wykonanie jednak pozostawia wiele do życzenia. It’s The End Of The World But It’s A Beautiful Day to kontynuacja marszu po muzyczny elektorat gwiazd mainstream’u. Czy zespół jest w stanie konkurować z Taylor Swift i Lady Gagą? Nie wydaje mi się.


Z bliska


Krótkie trzydzieści trzy minuty popowych beatów z dużym udziałem syntezatorów oraz przesterowanych wokali. Momentami nieznośna nuda, chwilami drażniące ozdobniki. Przeważnie miałko i wtórnie. Nowa płyta brzmi jak kontynuacja albumy America z 2018. Piosenki są krótkie, obliczone na szybki efekt, podobne do siebie. Krążek świetny jako muzyczne tło dla klubokawiarni czy zakładu fryzjerskiego. Coś tam gra, zabija ciszę, nie angażuje zbytnio.

Zobacz również: Blur – The Ballad of Darren – Recenzja płyty

Przesadzam? Być może. Przemawia przeze mnie gorycz i rozczarowanie. Bo mogło być odważniej, oryginalniej. Jest do bólu produktowo. Odnoszę wrażenie, że It’s The End Of The World But It’s A Beautiful Day popełnia kardynalny grzech przede wszystkim w zakresie aranżacji. Piosenki brzmią na wskroś płasko, monotonnie. Popowy schemat rozmywa je, przez co nie sposób niemal odróżnić jednej od drugiej. Zaczyna się instrumentalnie, Jared podaje parę linijek, z tła serwowanych jest kilka dźwięków syntezatora, następnie wchodzi beat i przykrywa wszystko co dalej. Przy Lost These Days, gdzie prawie udało się zrobić wyłom, w okolicach drugiej minuty panowie nie wytrzymują i z pop rockowej ballady przenoszą nas na parkiety klubowe.

Chyba tylko w przypadku Avalanche za sprawą partii perkusyjnych oraz agresywnego wokalu w refrenie, czuć pierwotną energię i klimat zespołu. Co wnikliwsi być może echa dawnego pazura usłyszą jeszcze w Life Is Beautiful, o ile ilość elektronicznego sztafażu nie zmąci zupełnie ich percepcji. Wielka szkoda, bo krążek zawiera kompozycje, które przy odrobinie ryzyka oraz fantazji twórców mogłyby wypaść bardziej przekonująco. Seasons i Get Up Kind to przykłady zmarnowanych potencjałów. Kołyszące, chwytliwe, ale też komercyjne oraz zachowawcze. Na płycie prawię nie słychać gitary. To nie jest rockowy album. To nie jest rockowy zespół.


Z boku


Czuje duży dystans do tego wydawnictwa. Polubić je? Za żadne skarby. Nie jest to jednak zupełna porażka. Jego – delikatnie rzecz ujmując – egalitarny charakter przekona wielu. Listy przebojów się o niego upomną. Po paru odsłuchach taneczny rytm chwilowo wypełni głowę. Charakterystyczny wokal pomoże wzbudzić podświadomy sentyment i sympatię. Będzie to jednak sława bardziej niż efemeryczna. Jest bowiem wielu, którzy zrobią to lepiej, zmyślniej, mniej sztampowo. Thirty Seconds To Mars próbują umościć sobie pozycję w popkulturowym światku, zachowując przy tym ledwie słyszalne, ale jednak, znamiona swojego dawnego stylu. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że ten rozkrok ze wskazaniem na jedną stronę skończy się bolesnym upadkiem. Po krótkim zainteresowaniu i konsumpcji popowej treści, fani Miley Cyrus, czy Harry’ego Stylesa wrócą do swoich idoli i zapomną. Admiratorzy A Beautiful Life odkopią stare kompakty. Dla kogo więc jest ta płyta?

Zobacz równieżLady Gaga, Elton John i Paul McCartney gościnnie na nowej płycie The Rolling Stones

Żeby była jasność. Skręt w stronę masowej publiczności nie jest niczym złym. Paradoks Thirty Seconds To Mars polega na tym, że idąc głównym nurtem wydają mi się jeszcze bardziej niemodni i przebrzmiali niż ich stare płyty. Tam przynajmniej towarzyszy mi poczucie autentyczności. Tam była młodzieńcza energia i zapał. Może czas na powrót do korzeni? Może na całkowitą zmianę kierunku? Tylko czy braci Leto jeszcze na to stać? Obawiam się, że nie, ale obym się mylił.

Plusy

  • Skutecznie zabity, ale jednak potencjał paru piosenek

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Banalne, nieangażujące aranżacje
  • Komercyjny charakter
  • Wtórnie i nudno
Patryk Zając

Muzykoholik starej generacji. Od trzasku ognia woli trzask winyla. Psychofan Dylana i Stones'ów. Muzyki słucha głośno i uciążliwie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Ana

Dobra recenzja. Nic dodać nic ująć.