bisonte – recenzja spektaklu. We wspólnym rytmie

Polska premiera spektaklu bisonte Marco da Silvy Ferreiry na Festiwalu Ciało/Umysł spotkała się z gorącym przyjęciem. Praca portugalskiego choreografa jest jak nie kończące się fajerwerki. Hipnotyzujące ruchome krajobrazy wibrują i ciągle morfują. Jednocześnie każda z tańczących osób stanowi zupełnie odrębną, a jednak wpisującą się spójnie w całość, opowieść. Dodatkowo ich fizyczne przygotowanie i popis możliwości jest wprost nie do uwierzenia.

“Bizon (Bisonte) to zwierzę mocy i obfitości, które integruje umysł i serce, a wysiłek z tym, co duchowe i intuicyjne.” Tak Ferreira tłumaczy tytuł i zamysł performansu w opisie spektaklu. I faktycznie widać to doskonale w choreografii. Bardzo precyzyjne, techniczne ruchy w solowych partyturach miękną w zetknięciu z drugim ciałem. Przez większość spektaklu performerzy rytmicznie skaczą i biegają. Doskonałe izolacje różnych części ciała wprowadzają skojarzenia z cyborgami. Wrażenie to wzmacniają świetne kostiumy projektu João Rôli i Marco da Silva Ferreiry. Postaci są ubrane w krótkie stroje sportowe z jaskrawymi, fluorescencyjnymi elementami. Spod nich wyglądają taśmy okalające i zaznaczające budowę mięśni i kości performerów, podkreślając ich mechanikę.

Co czyni te doskonałe maszyny żywymi to intensywny przepływ emocjonalny w jakościach ruchowych. Próbkę tego otrzymujemy już na samym początku, kiedy jedna z osób performujących śpiewa po portugalsku, przechodząc w skrajne stany emocjonalne. Od spokoju, może wzruszenia, przez głęboki smutek aż do bólu i krzyku. Dodatkowo intensywność sceny jest zwielokrotniona przez elektroniczne przetworzenie wokalu. Natomiast rytmiczna warstwa dźwiękowa spektaklu tworzona na żywo (kierownictwo muzyczne: Marco da Silva Ferreira, Rui Lima i Sérgio Martins) utrzymuje nieustanne napięcie i pobudzenie widza.

Zobacz również: Graces – recenzja spektaklu. Cztery gracje

Obok kompozycji dźwięku w bisonte wyróżnia się także jego absolutnie fenomenalna reżyseria. Rui Lima i Sérgio Martins zaprojektowali seans, który wdziera się głęboko do trzewi. Przenoszą oni dźwięk w kierunku widza nie tylko bezpośrednio celując w ich uszy, ale także angażują ich skórę i ciało. Fale wprawiające w drżenie podłogę, fotele i całą przestrzeń powoduje, że wszystko aż się iskrzy. W ten sposób docierają do publiczności i potęgują zanurzenie w spektakl. A totalnym mistrzostwem jest fragment, kiedy na warstwę techno (a właściwie obok niej) nałożony jest utwór klasyczny. Muzyka elektroniczna puszczona jest z głośników bliżej sceny a delikatniejsza – bliżej widza. W ten niesamowicie przemyślany sposób obydwie zupełnie różne ścieżki istnieją obok siebie niezależnie, żadna nie dominuje nad drugą a nawet są współkomplementarne. Prawdziwy majstersztyk. Szkoda, że w Polsce nie myśli się bardziej odważnie i innowacyjnie o tej sferze spektaklu.

bisonte
©Jose Caldeira

Muzyka elektroniczna wprowadza w bisonte atmosferę klubową. Krążące po scenie postaci identyfikują się w niej nie przez cechy płciowe, ale przez taniec właśnie. Ferreira wplata do chorografii elementy różnych stylów tańca. Odnaleźć można mikrofragmenty flamenco, walca, samby brasileiry, jive’a czy voguingu. Śledzenie i odnajdywanie takich perełek jest bardzo satysfakcjonujące. Nieustanny ruch i zmiany konstelacji między ruchem solo, duetów i trójek oddaje poczucie zabawy – pierwszej przyczyny urządzania potańcówek. W dodatku taka kumulacja wszystkich wymienionych wyżej środków połączona z widoczną radością na twarzach performerów sprawiały, że chciałoby się do nich dołączyć. Albo przynajmniej zacząć tańczyć na swoim siedzeniu.

Zobacz również: Soniczne portale: Odyseja subwooferowa – recenzja. Inny wymiar dźwięku

Tego typu zgromadzenia ludzkie mają również to do siebie, że powodują konstytuowanie się wspólnoty. Podobnie w pracy portugalskiego zespołu dochodzi do zbudowania swoistej zbiorowej sceny, w której wszyscy poruszają się w jednym rytmie i zatracają, śpiewając wspólną piosenkę. Kiedy na koniec gaśnie światło ogarnia nas błogi spokój.

bisonte
©Jose Caldeira

bisonte Marco da Silva Ferreiry jest pełnowymiarowym spektaklem, który dotyka bardzo zmysłowo, ale nie nachalnie. Porusza kwestie płciowości, które wciąż w Polsce są tematem tabu, w piękny sposób. A przede wszystkim jest fenomenalnie zaprojektowanym i wykonanym widowiskiem. I jedną z mocniejszych pozycji w programie tegorocznej edycji Festiwalu Ciało/Umysł.

Plusy

  • Fenomenalna choreografia
  • Genialna muzyka na żywo
  • Magiczna inżynieria dźwięku

Ocena

10 / 10

Minusy

Kinga Senczyk

Kulturoznawczyni, fanka teatru muzycznego, tańca i performansu a także muzyki i tańca tradycyjnego w formach niestylizowanych. Sama tańczy, improwizuje i performuje. Kocha filmy Bollywood, francuskie komedie i łażenie po muzeach. (ig: @kinga_senczyk)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze