Po wielu słabych, albo pozostawiających wiele do życzenia produkcjach MCU, czas na najnowszy film, który od dziś można zobaczyć w kinie. The Marvels to lekka, zabawna przygoda trzech zupełnie różnych kobiet, które, chcąc nie chcąc, łączą siły, aby powstrzymać wroga. To obraz pokazujący, że samemu nie zdziałamy zbyt wiele, a w grupie jest siła. Czy ten film jest w stanie uratować MCU?
The Marvels to widowisko kolorowe, zabawne oraz chaotyczne. Kombinacja głupkowatej zabawy i momentami absurdalnych scen, do których przyzwyczaił nas Marvel. Wspomniany rodzaj chaosu ogląda się jednak bardzo dobrze. Przytoczmy tutaj, chociażby scenę z pierwszej połowy filmu – walkę w domu Kamali, podczas której bohaterki niefortunnie, co i rusz zamieniają się miejscami. Widz wsiąka w to, co się dzieje na ekranie (a dzieją się na nim rzeczy niekiedy niespodziewane i absurdalne), dając się porwać widowisku. Pomimo braku treściwej fabuły oraz bardzo źle napisanego antagonisty, na tym filmie można się dobrze bawić. „Szybciej, wyżej, dalej” – hasło pojawiające się w serii przygód Kapitan Marvel może nie jest idealnym odzwierciedleniem najnowszej produkcji, gdyż ta nie jest żadnym przełomem, ale wciąż daje naprawdę niezły kawał rozrywki.
Zobacz również: Strażnicy Galaktyki: volume 3 – recenzja filmu. Ostatni sentymentalny taniec
Najnowsza odsłona MCU w dość niewielkim stopniu kontynuuje fabułę Kapitan Marvel. Co prawda postać Brie Larson zmaga się tu z demonami przeszłości i poznaje konsekwencje podejmowanych wtenczas decyzji, jednak to inne, aktualne wydarzenia są na pierwszym planie i napędzają to, co obserwujemy na ekranie. Kapitan Marvel staje się w tej części mniej pewna siebie; samotność dała jej się we znaki. Poznajemy również kawałek historii Carol. Dowiadujemy się, co działo się w życiu bohaterki od filmu Kapitan Marvel aż po czasy obecne. Wątek związany z jej ślubem i byciem księżniczką jest dziwny, ale zarazem zaskakujący. Miało to zapewne pokazać, że silna bohaterka ma również inne oblicze. Do tej pory postać tę widzieliśmy jako silnego, niemalże nie do pokonania herosa. W najnowszym filmie za to jej poczynania nie świadczą już o sile, są przepełnione niepewnością – choć nie było nam to powiedziane wprost.
Zobacz również: Loki, sezon 2 – recenzja serialu. Wierzę w boga
Kolejnym członkiem drużyny Marvels jest Monica – taka sama, jaką możemy zobaczyć w serialu WandaVision. Dzięki swojej wiedzy na temat fizyki dostarcza niezbędnych informacji pozostałym bohaterom, co pozwala im lepiej zrozumieć wydarzenia, w których biorą udział. Na końcu filmu kobieta robi również coś, co nie do końca mnie zaskakuje, ale może mieć wpływ na kierunek, w którym będzie później podążało MCU. Uważam jednak, że takie poświęcanie się dla innych było już tak dużo razy wałkowane, że robi się wręcz nudne, a na mnie nie wywiera żadnego wrażenia.
Ostatnia z całej trójki to Kamala, która z wielkim przytupem wdarła się do filmu. Jej zachowania, dialogi oraz sposób rozwiązywania niektórych problemów dały tej produkcji większy luz i swobodę. Myślę, że bez niej byłaby ona po prostu kolejnym nudnym filmem o superbohaterach. Warto również zauważyć, że aktorka wcielająca się w tę rolę (Iman Vellani) miała tu swój debiut na wielkim ekranie, który wykorzystała z największą determinacją i mocą. Iman wręcz błyszczy na ekranie. Wisienką na torcie jest również pojawiająca się tu jej rodzina. Poznać ich mogliśmy już w serialu Ms. Marvel, gdzie zarówno jej rodzice, jak i brat pokazali, że nie są zwykłymi drugoplanowcami. Mają w sobie to coś, a ich kultura i religia ma na nich duży wpływ. Film konsekwentnie poprowadził te postaci, co dodało temu wszystkiemu smaczku, humoru oraz charakteru.
Zobacz również: Ant-Man i Osa: Kwantomania – recenzja filmu. Marvel is dead
Kolejnym ważnym bohaterem jest też oczywiście Nick Fury (notabene moja ulubiona postać). Po obejrzeniu serialu Tajna Inwazja byłam bardzo zawiedziona, że Fury stracił swój charakterystyczny pazur. W The Marvels jednak ten stan rzeczy się zmienił. To był dopiero Nick Fury! Sarkastyczny humor i bezkompromisowość to jego najbardziej znane cechy, za którymi tęskniłam oraz, nie ukrywam, bardzo ich oczekiwałam – i rzeczywiście je dostałam. Samuel L. Jackson znów popisał się swoimi umiejętnościami. Tajną Inwazję chyba czas więc uznać za wypadek przy pracy.
Najsłabszym ogniwem tego filmu był za to antagonista. Dar-Benn to bardzo źle napisana, ale również nie najlepiej zagrana postać. Szczerze przyznam, że nie wiem, czy można ją nawet uznać za wcielenie zła. To po prostu bohaterka, która w jakimś tam stopniu zagrażała zarówno Kamali, jak i galaktyce. Niestety nie za bardzo to wszystko się ze sobą kleiło i było mało zrozumiałe.
Zobacz również: Tajna Inwazja – recenzja serialu. Za dużo/za mało
Na sam koniec warto wspomnieć o scenach po napisach. Jeżeli nie chcecie sobie spoilerować, nie czytajcie dwóch poniższych akapitów. Pierwszą z nich była tak właściwie ostatnia sekwencja samego filmu. Nie rozumiem, dlaczego nie była faktycznie sceną „po napisach”, gdyż wydaje się ona zupełnie oderwana od reszty fabuły. Widzimy w niej moment, w którym Ms. Marvel decyduje się zebrać drużynę (prawdopodobnie Young Avengers) i wpada do mieszkania Kate Bishop właśnie z taką propozycją. Nie dostajemy jednoznacznej odpowiedzi, czy ta postać chce dołączyć, jednak jest to bardziej niż możliwe.
Druga ze scen po napisach przedstawia nam wydarzenia ze świata równoległego. Okazuje się bowiem, że to właśnie w takie miejsce trafiła Monica po wydarzeniach z The Marvels. Możemy tam zobaczyć Binary, prawdopodobnie z Ziemi-616, oraz Bestię, którego ponownie zagrał Kelsey Grammer. Przedstawiona sytuacja zdaje się sugerować pojawienie się X-menów, a sposób ich wprowadzenia do znanego nam uniwersum wydaje się najlepszym posunięciem MCU od dłuższego czasu.
Zobacz również: Quo vadis, MCU?
Od pewnego czasu produkcje Marvela cierpią na pozostawiające nieco do życzenia efekty specjalne. Najnowsza odsłona franczyzy daje jednak nadzieję na zmianę tego stanu rzeczy. Mimo że na ekranie dzieje się naprawdę dużo, CGI oraz inne aspekty wizualne produkcji za tym wszystkim nadążają. Wygląda to dobrze – a przynajmniej na pewno lepiej niż lewitująca głowa w najnowszym Thorze. Na osobne wyróżnienie zasługuje też muzyka. Według mnie ścieżka dźwiękowa została idealnie dobrana do tego, co widzimy na ekranie.
Podsumowując, The Marvels to nie do końca typowy film o superbohaterkach, które łączą siły, aby poradzić sobie z wrogiem. Przy oglądaniu można się trochę pośmiać, dobrze bawić i odpocząć. Nie jest to w żadnym razie kino ambitne, a produkcja, która ma zapewnić nam jak najwięcej niewymagającej rozrywki – i właśnie z takim nastawieniem najlepiej do niej podejść, bo wtedy sprawdza się świetnie. Zachęcam, aby choć raz ten film obejrzeć!
Źródło obrazka głównego: materiały prasowe
Według innych redaktorów...
Agata Czajkowska
13 listopada 2023Marvels to jedna z najsłabszych produkcji Marvela. Film do końca nie wie, czym, chce być, co powoduje zamieszanie na ekranie. Najlepiej wypada scena musicalowa, która jest bardzo kolorowa i zabawna. Szkoda, że twórcy nie wykorzystują potencjału okoliczności do końca. W rezultacie tytułowa grupa zapomina o wszystkim. Efekty specjalne niestety nie są na najwyższym poziomie, w niektórych momentach widać dokładnie jak bardzo. Ponadto obraz jest dosyć przewidywalny. Przez większość czasu miałam wrażenie, że gdzieś to już widziałam.
Co więcej, jeżeli chodzi o złoczyńcę, to jego motywy są w pełni zrozumiałe. Dar-Benn chce uratować swój lud oraz planetę po tym, jak została zniszczona. Ważną kwestią jest to, że nikt nie udzielił im pomocy. W rzeczywistości to Captain Marvel może śmiało uchodzić za czarny charakter. Nie bez powodu została nazwana Anihilatorką przez różne cywilizacje. Ponadto, aż do końca nie ponosi konsekwencji, za to, co zrobiła. Kamala wypada najlepiej, jest w niej najwięcej życia oraz radości. Dodatkowo jej rodzinka dostarcza sporo komediowych treści. Wątek Monicii Rambeau opiera się głównie na konflikcie z Carol, która ją opuściła w dzieciństwie i nie wróciła nawet po Blipie. Nick Furry to Nick Furry, tylko że tym razem z kotkami. Nie można powiedzieć, że między bohaterkami nie ma chemii. Ostatecznie trio mimo różnic zaczyna się dogadywać, żeby wspólnymi siłami uratować świat. Szkoda, że nie przed tą osobą co trzeba. Scena po napisach idealnie podsumowuje, jak Marvel nie wie już co, ma ze sobą zrobić.
3
Na ten film wylało się przed premierą dużo złego. Jakby jakas moda, żeby najnowsze produkcje marvela hejtować nawet bez ich oglądania. Scena z flerkenami to złoto, tak samo wszystkie te zamiany bohaterów. Cieszy mnie, ze nie wszyscy ulegają modzie i potrafią docenić. Przyjemny film. Co do złoczyńcy to też się zgadzam był jakiś taki miałki. Nie porywała też postać Moniki. Cała reszta to świetne kino.
Widziałam już dużo negatywnych opinii o tym filmie i rzeczywiście mam wrażenie, że nastała moda na jechanie po kolejnych produkcjach MCU 🫣.Film w mojej opinii miał sporo niedociągnięć ( np. efekty specjalne w scenie gdy Monika pierwszy raz próbowała latać, wyglądały komicznie), ale żarówno ja, jak i mój mąż bawiliśmy się na sensie świetnie i dużo się śmialiśmy. Humor jak to humor, nie każdemu musi się podobać, dla mnie był zdecydowanie lepszy niż w ostatnim filmie Thora. Kamala i jej rodzina to miód na moje serce i chcę ich zobaczyć zdecydowanie więcej. ❤️ Film dla mnie wypada dużo lepiej niż wspomniany już przeze mnie ostatni Thor czy najnowszy Ant-Man.
To nie moda na jechanie Marvela, tylko Marvel wypuszcza gówniane filmy i myśli, że normalni widzowie będą zachwycać się gównem, jak większość ślepo zakochanych fanów, którzy nie odważą się skrytykować swojego ukochanego uniwersum.
Zgodzę się z przedmówcami. Marvels to niezłe kino rozrywkowe. Ma sporo niedociągnięć, owszem. Jednak w ostatecznym rozrachunku wyszedłem z kina usatysfakcjonowany. Bawiłem się przednio. Film był luźny, nie za długi, często puszczał oko do widza. Dobra zabawa.