Walka o Bludhaven rozgorzała na dobre. Kolejny rozdział nowych solowych przygód Dicka Graysona pokazuje nam eskalację konfliktu między herosem i jego sojusznikami a mafią i skorumpowaną policją. Bohater, poza wykorzystywaniem swojego nowo nabytego majątku do poprawiania sytuacji w mieście, poważnie bierze się za walkę z głową przestępczej hierarchii, czyli potężnym Blockbusterem. Problem w tym, że eliminacja złoczyńcy ze stołka szefa mafii sprowadza na miasto kolejne problemy. Gdy rozpoczyna się rywalizacja o tytuł nowego „króla” sytuacja, zamiast się polepszyć, zmienia się na gorsze.
Fabuła drugiego tomu jest o wiele bardziej wciągająca i angażująca niż poprzedniej części, która wprowadzała nas w solowe przygody Graysona. Twórcy zadbali, aby komiks zawierał liczne zwroty akcji, i miał nieco dojrzalszy klimat. Nightwing: Bitwa o serce Bludhaven czyta się bardzo dobrze i choć wciąż jest to sympatyczniejszy dla czytelnika zeszyt niż większość historii od DC Comics, to jednak prezentowane wydarzenia nadają opowieści poważniejszy charakter, budują gęstsze napięcie, a to zdecydowanie przekłada się na pozytywny odbiór całości, gdyż chętniej śledzimy kolejne wydarzenia.
Zobacz również: Wojna starego człowieka – recenzja książki. Kosmiczny kolonializm
Seria o Nightwingu stylem i klimatem mocno przypomina komiks Hawkeye: Kate Bishop, z tą różnicą, że przygody Dicka Graysona są nieco brutalniejsze. Nie jest to wciąż poziom chociażby niektórych „batmanów”, bo na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to komiks dla młodszych odbiorców. W takie przekonanie może wprowadzić lekka, przyjemna kreska oraz szeroka paleta kolorów, w której nie uświadczymy zbyt wiele czerni i szarości. A mimo to seria co pewien czas przypomina, że wciąż jest to stajnia DC, fundując nam brutalniejsze, krwawe pojedynki.

A tych po raz kolejny nie brakuje. Nie odczujemy przeładowania akcją, ale jednocześnie nie ma nudy. Cały czas się coś dzieje. W drugiej odsłonie twórcy skupili się na licznych intrygach. Fabularnie komiks bardzo przypomina filmowego Mrocznego Rycerza Nolana. Bohaterowie próbują zwalczyć korupcję i trzęsącą miastem mafię. Mamy więc skupienie na zwrotach akcji w postaci: „nie wiesz, komu możesz zaufać, gdy co chwila okazuje się, że i ten gość jest umoczony”.
Zobacz również: X-Men. Punkty zwrotne. Plan x-terminacji – recenzja komiksu
Na uwagę – po raz kolejny – zasługują świetnie rozrysowane starcia. Ogólnie wszystkie sekwencje akcji są bardzo dobrze zaprezentowane, pełne napięcia i dynamiki. Szczególnie zapadł mi w pamięć pojedynek między Hightwingiem a Blockubsterem, którego rozplanowanie przypominało starannie nakręconego filmowego one-shota. Podobne ujęcia obecne były już w poprzedniej odsłonie, więc powoli staje się to znakiem firmowym serii. I bardzo dobrze, ponieważ jest to kawał dobrej akcji.

Ciekawie rozwija się także mniej „bohaterska” strona komiksu. Widzowie mogą śledzić relację Dicka i Barbary, którzy zaczynają tworzyć naprawdę fajny związek, a jednocześnie świetny superbohaterski duet. Jednak najbardziej zaskakującym i najciekawszym momentem tego tomu była zdecydowanie mroczna historia głównego (na tę chwilę) antagonisty serii, czyli Heartlessa. Osobiście uwielbiam alternatywne historie, ta również mnie nie zawiodła. Była mroczna, chwilami wręcz psychotyczna, i przez to niezwykle wciągająca, mimo że czuło się ciarki na plecach podczas lektury, zwłaszcza przez konkretne nawiązania do kultowego herosa DC.
Zobacz również: Do granic – recenzja filmu. Welcome to USA
Wśród minusów wymienić można kompletnie infantylny wątek z chochlikiem, który ani nie pasował do tonu całości, ani nie miał większego sensu. Jedyne, co zrobił to wybił czytelnika z rytmu. Podobne odczucie, że „coś tu nie pasuje” miałem w trakcie ostatniej rozmowy między Dickiem a Bruce’m, która – mimo że sporo wniosła do ich skomplikowanej relacji – była nieco nazbyt cukierkowa. Takie miękkie gadki nie pasują mi już do Mrocznego Rycerza. Nawet w tak trudnym dla niego okresie.
Nightwing: Bitwa o serce Bludhaven mimo wszystko jest zdecydowanie lepszy od poprzedniego tomu. Na pewno nie jest to typowa odsłona DC Comics, nie wiem na tę chwilę, czy ta odmienność wyszła na dobre, ponieważ nieco cierpi na tym klimat, ale za to czuć świeżość, a czasem i to jest potrzebne. Komiks pozbawiony jest nudy przez wysokiej jakości akcję i ciekawą, angażującą fabułę. Z czystym sumieniem polecam, choć niekoniecznie miłośnikom DC.