Czas na kolejną porcję opowieści o wędrującym kmiocie. A to, jak głosi wstęp, tylko kilka z nich. Przyznam wprost, że chciałbym ich poznać jak najwięcej, jak najszybciej.
Rondell, słynny łowca czarownic i wszelkich pomiotów, kontynuuje swoją tułaczkę. Tym razem oprócz nowych przygód poznajemy jedną z historii z jego przeszłości, a konkretnie początek dziwnej znajomości z wielką niedźwiedzicą Lucille. Bardzo ucieszyło mnie, że opowieści w tym tomie – a przynajmniej większość z nich – są bardziej rozbudowane i nie kończą się, zanim się na dobre zaczną. Historie są ciekawe, budowane powoli i bez pośpiechu. Wreszcie na spokojnie można je odkrywać bez poczucia, że zaraz się skończą. Fakt, wciąż są tutaj krótsze opowiadania, choć niemniej udane. Jednak widać wyraźną zmianę. Seria Hillbilly zdecydowanie zmierza w stronę tych dłuższych opowieści.
Zobacz również: Injustice. Bogowie pośród nas: Rok zerowy – recenzja komiksu
Drugi tom przygód Rondella wciąż jest niezwykle klimatyczny, panuje w nim nawet nieco bardziej ponura atmosfera niż w poprzedniej części, wyłączając genezę bohatera, która najmocniej dotychczas chwytała za serce i gardło. To dalej nie jest komiks nastawiony na akcję i efektowne starcia tytułowej postaci z różnymi stworami, a bardziej na przedstawienie wyjątkowego świata fantasy i budowanie charakterystycznego klimatu, który niezaprzeczalnie pochłania czytelnika. Nie wszystkim może podejść taki spokojniejszy ton, ale z pewnością zeszyt znajdzie swoich wiernych fanów.
Przede wszystkim odpowiedzialny jest za to rysownik, który w różnych opowieściach i aktach testuje sposób prezentowania wydarzeń i dostosowuje je do sytuacji, jak chociażby w sekwencji snu Rondella. Dobrze potrafi zarówno rozrysować sekwencję akcji, jak i miejsce akcji, skupiając się przy tym na najbliższym otoczeniu.

Sam bohater jest postacią bardzo specyficzną. Z jednej strony może przypominać sztampowego łowcę czarownic – drętwego i (mimo dużej odwagi okazywanej podczas starć) średnio charyzmatycznego. Ma to swoje przyczyny, bowiem jego historia jest ponura i smutna jak on sam. Z drugiej strony, jak już przejdzie się z nim przez te kilka historii, okazuje się w tej swojej drętwości bardzo autentyczny. Jak wielki, smętny kosiarz, który, o dziwo, bardzo często ponad brutalność stawia na spryt i przebiegłość. Przypomina w swoich metodach słynnego Wiedźmina z Rivii, który niejednokrotnie – tak w książkach, jak i grach – rozwiązywał problemy z istotami magicznymi w nieco alternatywny sposób. Rondell działa podobnie – nieraz z marszu zaczyna siekać toporem, gdy nie widzi innego rozwiązania, innym razem stara się bezkompromisowo przechytrzyć wroga. Jest to więc bohater nieoczywisty na pierwszy rzut oka, co czyni go naprawdę wyjątkowym.
Zobacz również: Mars Express. Świat, który nadejdzie – recenzja filmu. Niezależna, animowana uczta
Poprzedni tom z łatwością przyrównałbym do takich dzieł jak chociażby filmowa ekranizacja przygód braci Grimm. Nowy Hillbilly jest jednak przez swój gęstszy i bardziej smętny klimat bliższy takim filmom jak Solomon Kane, Van Helsing czy choćby w drugiej kolejności przygodom wspomnianego wcześniej Geralta. Z pewnością miłośnicy nietypowych powieści fantasy będą mieli czego tu szukać. Komiks naprawdę potrafi wciągnąć po pierwsze ciekawymi historiami i specyficznym tonem opowieści, a po drugie ciekawie narysowanym światem.