Kultowy musical Heathers zawitał do Polski. Spektakl o koszmarze okresu dojrzewania będzie miał premierę w Teatrze Syrena już w weekend 7 i 8 września. O procesie powstawania spektaklu rozmawiałam z reżyserką Agnieszką Płoszajską.
Agata Czajkowska: Śmiertelne zauroczenie można uznać za film kultowy. Ile miałaś lat, kiedy obejrzałaś go po raz pierwszy?
Agnieszka Płoszajska: Mam mętne wspomnienie, że widziałam go pod koniec lat 90. na kasecie wideo, ale może tylko ktoś mi o tym filmie opowiadał? Pierwszy sens nie był aż takim przeżyciem, bym do dziś go pamiętała.
Agata Czajkowska: Czy w szkole średniej znałaś kogoś, kto zachowaniem przypominał jedną z Heathers?
Agnieszka Płoszajska: Moje koleżanki i koledzy to nie były dokładnie takie same postacie – na pewno nie w tak ekstremalnym wydaniu, ale mechanizmy zachowań były dość podobne. Sądzę, że to jest siłą tego musicalu: w krzywym zwierciadle pokazuje naszych licealnych wrogów i pozwala się na nich symbolicznie zemścić.
Zobacz również: Big Bang – recenzja spektaklu
Agata Czajkowska: Heathers cieszy się popularnością także w Polsce. Czułaś przez to presję?
Agnieszka Płoszajska: Tak, ale przede wszystkim czułam radość, że możemy zrealizować właśnie ten tytuł. Presja jest naturalnym elementem mojej pracy, a każdy kolejny spektakl wiąże się z podejmowaniem ryzyka. W tym wypadku tworzymy przede wszystkim dla widzów młodych, którzy spontanicznie i czasami dość bezpośrednio manifestują swoje oczekiwania. Na szczęście mamy do zaproponowania coś wartościowego i możemy tę historię opowiedzieć z szacunkiem dla oryginału, ale jednak po swojemu. Mam fantastyczną ekipę i każdy daje z siebie wszystko.
Agata Czajkowska: Co przekonało Cię do podjęcia decyzji o wyreżyserowaniu polskiej wersji musicalu?
Agnieszka Płoszajska: Jeśli chodzi o sam materiał to aktualność tematu, energia zawarta w muzyce, krwiste – czasem dosłownie – postacie. Od dłuższego czasu razem z choreografem Michałem Cyranem myśleliśmy o tym właśnie tytule, więc kiedy padła taka propozycja od dyrektorów Teatru Syrena, Moniki Waleckiej i Jacka Mikołajczyka, to nie wierzyłam własnym uszom. Sądziłam, że zdobycie licencji będzie bardzo trudne. I pewnie było, ale dla Syreny nie ma rzeczy niemożliwych.
Agata Czajkowska: Jak wyglądały Twoje przygotowania do projektu?
Agnieszka Płoszajska: Każdy dobry musical ma swój własny świat, opowiadany własnym językiem i muzyką. Wchodzę w ten świat najgłębiej, jak umiem. Słucham piosenek, wnikam w ich teksty, przyglądam się bohaterom i drodze, jaką przechodzą w trakcie spektaklu. Szukam w pamięci swoich doświadczeń, które pomogłyby mi opowiedzieć tę historię.
Agata Czajkowska: Heathers uznawane jest za czarną komedię. Czy Twoja produkcja też taka będzie?
Agnieszka Płoszajska: Zdecydowanie tak! W końcu to esencja tego musicalu. Ale nawet te najmroczniejsze żarty są tak śmieszne, bo są niestety także prawdziwe. Młodzi ludzie, dla których ważna jest przynależność do grupy, kiedy spotykają się z odrzuceniem, hejtem, dręczeniem mogą borykać się z problemami takimi jak depresja, zaburzenia odżywiania, problemy z kontrolowaniem wybuchów złości itd. Te żarty nie dotyczą jakiegoś wyimaginowanego świata, ale rzeczywistości, której młody człowiek doświadcza codziennie.
Zobacz również: Ciemności kryją ziemię – recenzja spektaklu
Agata Czajkowska: Możemy liczyć na twórcze szaleństwo?
Agnieszka Płoszajska: Stereotypowo „twórcze szaleństwo” kojarzy się z chaosem. Ale ja odbieram je raczej jako odwagę w podejmowaniu ryzyka, jako wolność interpretacji i radość z powstawania spektaklu. Wszystko to się tu mieści. Ale żeby widzowie mogli poczuć tę „szaloną i twórczą” energię ze sceny, to my musimy wcześniej wykonać rzetelny kawał roboty. Często również fizycznej, np. wielokrotnie powtórzyć choreografię. Mamy do czynienia z materiałem niezwykle wymagającym od aktorów. Zespół jest świetny, zaangażowany w proces i gotowy do ekstremalnego wysiłku.
Strony: 1 2