Beetlejuice Beetlejuice to długo wyczekiwana kontynuacja słynnego filmu Tima Burtona z 1988 roku. Sok z żuka spłynął do kin w ten piątek. Sequel zaoferował nam możliwość ponownego spotkania z rodziną Deetzów. W tym z dorosłą już Lydią Deetz, widzącą duchy Gotką, którą w pierwszej części Beetlejuice chciał pojąć za żonę.
Głównymi protagonistami klimatycznego oryginału Soku z żuka było młode małżeństwo, Adam i Barbara Maitland. Po tragicznym w skutkach wypadku wracają do swojego ukochanego domu jako para duchów. Prowadzenie pośmiertnego życia nie idzie im najlepiej. A kiedy do domu wprowadzają się nowi właściciele, rodzina Deetzów, para postanawia się ich pozbyć. Decydują się skorzystać z pomocy chaotycznego, złośliwego demona, Beetlejuice’a. Fabuła okraszona była genialnymi efektami praktycznymi, specyficznym, czarnym humorem, który oscylował wokół tematów śmierci, zaświatów i duchów, a także wymyślnymi, osobliwymi kostiumami i inscenizacją, która stała się autorską sygnaturą Tima Burtona. Czy Beetlejuice Beetlejuice z równym powodzeniem czaruje widza wizją znanego reżysera?
Zobacz również: Kruk – recenzja filmu. Mroczna bajeczka
Kontynuacja Soku z żuka (podobnie jak pierwowzór) zaczyna się od śmierci. Tym razem do zaświatów trafia ojciec Lydii, Charles Deetz, który ginie w nieszczęśliwym wypadku. Jego odejście jest tym, co na nowo sprowadza Lydię i jej macochę, Delię Deetz, do domu na wzgórzu, w którym lata wcześniej doświadczyli koszmarnych nawiedzeń Beetlejuice’a. Dołącza do nich również córka Lydii, Astrid, w którą wciela się Jenna Ortega, oraz partner Lydii, Rory (Justin Theroux).
Dorosłe życie Lydii nie jest usłane różami. Córka uważa ją za oszustkę, Rory jest ewidentnie toksyczny, a jej dar widzenia duchów dodatkowo utrudnia jej normalne życie. Winona Ryder, która powróciła do roli Lydii, świetnie oddaje neurotyczność tej postaci. Zarówno ona, jak i Catherine O’Hara (powracająca jako Delia) oraz Michael Keaton jako Beetlejuice czynią ten film wartym zobaczenia. Nowe postaci, w tym Wolf Jackson, grany przez Willema Dafoe, są równie ciekawe i wprowadzają do historii elementy humorystyczne na miarę poprzedniej części.
Film zarówno atmosferą, jak i humorem ponownie przenosi nas do świata Beetlejuice’a, w podróż, podczas której nie zabraknie śmiechu i nostalgii. Świetna gra aktorska, czarny humor, zachwycające efekty, szalone inscenizacje oraz zabawne zwroty akcji to jest to, co czyni Beetlejuice’a tak zajmującym. Pod tym względem film bardzo dobrze sobie radzi w kontynuowaniu dziedzictwa pierwowzoru. Mimo to po seansie odczuwałam niemały zawód.
Zobacz również: Wybawienie – recenzja filmu. Horror dla odważnych
Podczas gdy pierwsza część skupiała się na jednym konkretnym problemie: duchy poprzednich lokatorów kontra nowi, ekscentryczni właściciele, tutaj wątki oraz postacie mnożą się na prawo i lewo. Fabuła została rozszczepiona na wiele części. Przez to odbiera się głębi i wartości historii głównej bohaterki: Lydii Deetz. Pojawiają się tematy takie jak: odnalezienie się w normalnym świecie, gdy widzi się duchy, radzenie sobie z karykaturalnym związkiem z Rorym, oraz próby naprawienia relacji z córką. To plus Beetlejuice oraz ekstrawagancka macocha Lydii to już zbyt wiele. A do tego dochodzi jeszcze przedstawienie nowych postaci: kierowanej żądzą zemsty żony Beetlejuice’a, detektywa-aktora, Wolfa Jacksona, który próbuje powstrzymać łamanie prawa w zaświatach, oraz młodego chłopaka, którego Astrid poznaje, gdy usiłuje odciąć się chociaż na chwilę od zwariowanej rodziny.
Mnogość wątków sprawia, że bardzo trudno jest zgłębić główne motywy i nadać im większej wartości. Po seansie zostałam pozostawiona z poczuciem, że film, chociaż zabawny i ciekawy, nie zaoferował satysfakcjonującego zamknięcia losów rodziny Deetz. Wręcz przeciwnie. Całość wypadła dosyć płasko i banalnie. Każdy zwrot akcji był łatwy do przewidzenia. A choć gra aktorska i cała otoczka ratowały niedomagający scenariusz, nie były wystarczające.
Film miał bardzo duży potencjał, by zamknąć losy znanych nam z pierwszej części bohaterów w sposób, który niósłby ze sobą głębsze przesłanie. Zamiast tego całość, przez nawarstwienie postaci, elementów i gagów, wypadła nieco blado i bez polotu. Jest to dobra komedia, dobry film fantastyczny i dobry sequel, ale tylko dobry – nic więcej. Odnoszę wrażenie, że twórcy chcieli zmieścić zbyt wiele pomysłów w zbyt małych ramach czasowych, przez to zubożyli główne postacie i wątki.
Zobacz również: Rodzaje życzliwości; recenzja filmu. Szalona jazda
Trudno jest mi jednoznacznie ocenić tę produkcję. Działania marketingowe, fakt, że Michael Keaton, Winona Ryder i Catherine O’Hara powrócili do swoich ról (i ponownie zagrali je bezbłędnie), oraz sama postać reżysera, genialnego Tima Burtona, bardzo podniosły moje oczekiwania wobec Beetlejuice Beetlejuice. Być może jest to jeden z powodów, przez które jestem teraz nieco rozgoryczona. Podczas seansu bawiłam się całkiem nieźle, ale jako wielka fanka oryginału żałuję tego niewykorzystanego potencjału. Na przewidywalność zwrotów akcji można by jeszcze przymknąć oko, ale na płytkie rozwiązania wątków głównych postaci już nie. I choć do oryginału będę wracać jeszcze wielokrotnie, kontynuacja Soku z żuka raczej nie ma zadatków na to, by stać się tak kultową produkcją jak pierwowzór. Jest to problem, który dotyka większości sequeli, ale tutaj boli to o tyle bardziej, że potencjał na to był.
Trzeba jednak przyznać, że Michael Keaton i Winona Ryder są genialni w swoich rolach. Warto jest ten film zobaczyć chociażby dla tych dwojga. Keaton jako Beetlejuice jest niezastąpiony. Fakt, że mogliśmy po raz kolejny ujrzeć go w tej roli, jest jak miód na moje serce. Zarówno aktorzy, którzy powrócili do ról sprzed lat, jak i ci nowi pokazali klasę i dodali wartości tej produkcji. Klimat poprzedniej części został zachowany, humor również był na poziomie, a stroje, efekty i reszta elementów wizualnych cieszyły oko. Nie jest to arcydzieło, nie dorównuje oryginałowi, ale jest to całkiem miłe spotkanie z Beetlejuice’em i Deetzami.
Źródło grafiki głównej: materiały promocyjne.