Moda na powieści kryminalne tłumaczące świat seryjnych morderców trwa w najlepsze. Autorzy prześcigają się w pomysłach na odkrywanie kolejnych, potencjalnych aspektów ich życia. Sarah Gailey również należy do tego grona i na tapet wzięła najbliższą rodzinę skazanego.
Ten dom skrywa znacznie więcej niż tylko wspomnienia
Powroty bywają trudne. Dla Very powrót oznacza przyjazd do Domu Crowdera – miejsca, w którym się wychowała, które przez wiele lat stanowiło jej bezpieczną przystań i w którym jej ojciec – seryjny morderca, który został aresztowany, kiedy miała trzynaście lat – w piwnicy pozbawiał życia swoje ofiary.
Teraz, kiedy jej matka jest umierająca, Vera na nowo musi zmierzyć się z traumą z dzieciństwa. Na dodatek wśród rzeczy w domu znajduje skrawki notatek pisanych ręką ojca. Wie, że pochodzą z jego dziennika, jednak zeszyt zaginął dawno temu. Skąd się tu wzięły? Kto je podrzucił i dlaczego? A może – chociaż wydaje się to nieprawdopodobne – to dom próbuje jej coś przekazać?
Fundamenty owianego złą sławą Domu Crowdera wciąż jeszcze skrywają nieodkryte tajemnice. Vera musi stawić im czoła i przekonać się, jak głęboko sięga zgnilizna.
– opis wydawcy
Prawie jak w domu opowiada historię Very Crowder, której ojciec przez lata dokonywał morderstw w piwnicy ich domu. Kobieta po latach wraca do zbudowanego przez mężczyznę budynku, żeby zająć się umierającą matką, Daphne. Niestety, tragedia sprzed lat zamiast zbliżyć je do siebie, jeszcze bardziej je od siebie oddaliła. Daphne dostrzega w córce potwora – takiego samego, jakim był jej ojciec. Ponadto w budynku gospodarczym zamieszkał James Duvall, syn autora książki o Crowderze, w której to ujawnione zostały wszystkie przykre dla rodziny sprawy. James zajmuje się rzeźbą i twierdzi, że dom go inspiruje.
Zobacz również: Policjantka i romantyk – recenzja książki. Lubochowska w akcji
Vera, po powrocie do domu, zamieszkuje w swoim dawnym pokoju, który znajduje się bezpośrednio nad feralną piwnicą. Kobieta ma wrażenie, że dzieje się w nim coś niepokojącego, a dom jakby żył własnym życiem. Dookoła niej dzieją się dziwne rzeczy, których nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć. Wyjście na miasto, aby chociaż na chwilę oderwać się od przykrej rzeczywistości, też nie wchodzi w grę – po wyjściu na jaw zbrodni jej ojca cała rodzina została wykluczona ze społeczeństwa.
Gdy przeczytałam opis powieści, byłam zaintrygowana. Spodziewałam się stopniowego odkrywania, jak wielkie zło drzemało w ojcu Very, ale być może też wyjaśnienia, co je spowodowało. Jako czytelnik dostajemy jednak jedynie skrawki informacji, trochę flashbacków z czasów dzieciństwa Very i dużo paranormalnych zjawisk we współczesności. Nie dowiadujemy się, dlaczego ojciec mordował (chociaż możemy się domyślać) ani w jaki sposób znajdował i wabił do piwnicy ofiary. Poznajemy go za to jako kochającego i troskliwego ojca, który dla córki jest w stanie zrobić wszystko. Broni jej przed oziębłą matką, która jednak – jak wynika ze wspomnień – w bardzo pokrętny sposób też próbowała ją chronić przed prawdą o ojcu.
Zobacz również: Hydraulik dusz – recenzja komiksu. Co za jedna, wielka brednia
Prawie jak w domu niosło ze sobą naprawdę duże nadzieje na coś innego i ciekawego. I to prawda – książka odbiega od typowych pozycji o seryjnych mordercach. Jednak jest bardziej o domu samym w sobie i o mających w nim miejsce niezwykłych zjawiskach. Czytelnik z jednej strony jest ciekawy, co się zaraz okaże, jednak nie jest trzymany w ciągłym napięciu.
Zakończenie powieści jest od mniej więcej połowy książki przewidywalne. Napisane jest jednak w taki sposób, jakby autorka bardzo się spieszyła, żeby już skończyć. Mogło być czymś zaskakującym, dobrze opisanym, a mamy dosyć pobieżne streszczenie wydarzeń.
Całość czytało się dosyć przyjemnie, jednak oczekiwania, które miałam, nie zostały spełnione. Prawie jak w domu zapowiadało się na naprawdę fajny thriller psychologiczny, a okazało się, że ma tylko trochę z tego gatunku, przede wszystkim zastanawiamy się, czemu kołdra wpada pod łóżko (nie chcę spoilerować, ale to jeden z głównych motywów).
Prawie jak w domu jest książką dość interesującą, którą szybko się czyta. Jednak mocno zawodzi, ponieważ kreuje się na coś o wiele ambitniejszego. To trochę takie fantasy dla ubogich, chociaż nie wiem, czy jest to dobre określenie, ponieważ fantastyki jako takiej za dużo tu nie ma. Czy polecam? Nie do końca, ale też nie odradzam. To ten typ książki, którego się nie zapamiętuje na długo, ale umila wieczory.