Benjamin Percy kontynuuje swoje wariacje scenariuszowe skupione na postaci Wolverine’a. Dwoi się i troi, żeby czytelnik był zaciekawiony tym, co się w tym tomie znajduje. Mnie jednak daleko do zachwytów.
Kto intryguje przeciwko ekipie Logana? Odpowiedź czeka w stolicy zbrodni, Madripoorze. Tam, na czarnorynkowej aukcji, Logan odkryje, że na sprzedaż wystawiono… jego dawnego sojusznika Mavericka! Czy wspólnie z nim zdoła przebić się przez miejscowy półświatek? I czy Maverick jest gotów zacząć życie od nowa na Krakoi? Niedługo potem Wolverine stawi czoło wampirom, próbując powstrzymać spisek samego Draculi. Co będzie gotów poświęcić? Na jakie moralne kompromisy sobie pozwoli?
– opis wydawcy
Co prawda Rządy X. Wolverine oznaczony jest jako tom 1., jednak jest to kontynuacja zeszytów wydanych w Świt X. Wolverine. Do tego trzeba pamiętać o evencie X Mieczy, który dział się pomiędzy, ale nie odczułem, żeby Percy jakoś specjalnie w tym tomie do niego nawiązywał. Dosłownie raz wspomniał, że coś takiego miało miejsce, ale realnych następstw – brak. Choć nie, przepraszam. Ostatnie panele kierują nas z interesem do postaci, którą poznaliśmy w tym evencie. Skutecznie ten tom wyprał ze mnie jakąkolwiek ciekawość, co będzie dalej, i to do tego stopnia, że już o tym niemal zapomniałem. Aż przykro się do tego przyznać, ale był tak nieciekawy, że czyta się go jak przez palce.
Zobacz także: Wolverine. Broń X – recenzja komiksu. Monumentalne dzieło
Scenariuszowo niestety jest… mocno przeciętnie. Benjamin Percy cieszy się niesławą wśród fanów komiksów i powoli zaczynam rozumieć dlaczego. Operuje wciąż powtarzającymi się schematami, których i tak – nie oszukujmy się – nie ma wielu w swoim repertuarze. Poprzedni tom jeszcze zwodził mnie za nos i fragmentami nawet zaciekawił. W tym przypadku chyba po raz pierwszy w historii los Wolverine’a mnie nie interesował. Komiks skończyłem czytać po jakichś 30 minutach i prawdopodobnie gdybyście mnie zaraz po lekturze zapytali, o czym był, to powiedziałbym maksymalnie 2-3 zdania. Maverick, aukcja, wampiry, Drakula i na tym koniec. Nie powiem za to, że jakoś się specjalnie przy nim nudziłem, ale właśnie do mnie dotarło, że przeczytałem chyba najgorszy zeszyt poświęcony jednej z moich ulubionych postaci…
Zdecydowanie nie pomaga fakt, że we wrześniu, kiedy Rządy X. Wolverine miał premierę, wyszło dzieło, jakim jest Wolverine. Broń X. Przez to tym trudniej nie pokusić się o chociaż minimalne porównanie obu albumów. Sam wpadłem w tę pułapkę, bo nie ma tutaj czego porównywać. Broń X zjada wypociny Percy’ego na śniadanie. Tam Barry Windsor-Smith jak światowej klasy chirurg podchodził do operacji na umyśle Logana. Tutaj Benjamin Percy kreuje naszego bohatera jako zwykłego trepa, wkładając mu w usta same banały. Całość jest jak mała gra w Bingo. O, zobacz, znowu mamy Patcha, pamiętasz go? A Mavericka? Team X (nie ten, o którym myślicie)? Mówi wam to coś? Ten komiks jest o wszystkim i o niczym tak naprawdę. Jest przewidywalny i leci po już dobrze znanych schematach, a nuż może kogoś zaciekawi.
Zobacz także: Rządy X. X-Men. Tom 1 – recenzja komiksu. Wracamy do przystawki
To, co minimalnie wybija ten tom ponad średnią, to rysunki. Nie jest jakoś genialnie, ale nie można o nich zapomnieć. Rysownicy Viktor Bogdanović, Scot Eaton i Adam Kubert wykonali solidną robotę. Na uwagę zasługuje ciekawy sposób rozmieszczenia kadrów, na który możemy natrafić parę razy podczas lektury. Chęć kontynuowania czytania tak naprawdę napędzała głównie ta kwestia. Tu postaram się nie przyrównywać ich do Broni X, bo wiadomo, że nie ma czego porównywać, ale nie jest źle. Na plus można zaliczyć również sposób przedstawienia akcji, szczególnie gdy w tle coś płonie albo gdy komunikowana jest retrospekcja. Aby równowaga w kosmosie została przywrócona, to na minus zaliczyłbym kadr składający się z dwóch stron, na których Wolverine wchodzi do domu aukcyjnego. Zwykle, gdy trzeba obrócić komiks o 90 stopni, idzie za tym jakiś przemyślany pomysł. W tym przypadku trudno nie traktować tego jako żart wydawcy, bo Logan wydaje się na nim pomniejszony o kilkanaście centymetrów i wygląda jak postać wyrwana z Robloxa czy Minecrafta.
Rządy X. Wolverine polecę jedynie zagorzałym fanom Logana, pragnącym zebrać całą kolekcję zeszytów z ich ulubioną postacią. Nie ma co się oszukiwać, że jest to dzieło współczesnej literatury, czy rozbudowuje tak postać Rosomaka, że trzeba koniecznie sięgnąć po tę pozycję. Takim komiksem jest bez wątpienia Broń X, którą ponownie polecę. Rządy X. Wolverine możecie sobie darować albo z braku laku potraktować jako coś do poczytania w podróży komunikacją miejską. Trzeba pamiętać jednak, że niekiedy lektura wymaga przymknięcia oka, a czasami nawet i dwóch.
Źródło grafiki głównej: okładka komiksu