Quo Vadis – recenzja filmu. Męczennictwo widza

Quo Vadis powraca! To już 7. adaptacja filmowa powieści Sienkiewicza, lecz pierwsza w formule animowanej. Właśnie tym chwalą się twórcy filmu w koprodukcji polsko–indyjskiej. Nowe Quo Vadis, jak praktycznie każdy przewidywał, to po prostu okropne dzieło, które nie umie nawet w dobry sposób uhonorować oryginalnej książki.

Gdy wyszedł pierwszy zwiastun, Internet wybuchł śmiechem. Tragiczna szata graficzna i jeszcze gorsze dialogi powodowały, że z zażenowaniem oglądało się materiał wideo. Do tego ten nieszczęsny marketing – głównie w wykonaniu reżyserki, która wyzywała od hejterów każdego, kto skrytykował  zwiastun na Facebooku. Szybko dało się przewidzieć, że film będzie porażką. Choć muszę przyznać, że seans był zaskakujący, gdyż twórcy przygotowali parę naprawdę absurdalnych sekwencji, których nawet sam Sienkiewicz nie mógł przewidzieć.

Animacja nie zmieniła zbyt wiele w fabule. Rok 63, Cesarstwo Rzymskie za panowania Nerona, Winicjusz po wielu bitwach wraca do swojego wuja, Petroniusza. Jako iż wuj jest doradcą samego cesarza, chłopak prosi go, by pomógł mu w zdobyciu dziewczyny, w której się do szaleństwa zakochał.

Zobacz także: Dziki Robot – recenzja filmu. Cybermatka Natura

Quo Vadis
Fot. kadr z filmu

Jak wiadomo, lektura, na której historia bazuje, zdecydowanie nie należy do najkrótszych. Książka ma wiele dialogów i wątków, które są niezwykle ważne dla fabuły. Niestety film animowany ma niezrównanie szybkie tempo, przez co przechodzimy z jednej krótkiej sceny do drugiej w mgnieniu oka. Twórcy nie poświęcili ani chwili na przekazanie widzowi jakichkolwiek emocji czy wartości. Cierpią na tym najważniejsze wątki, czyli Nerona oraz miłości Winicjusza do Ligii. Żaden z nich nie zadziałał. Jak na film, który miał też mocno promować chrześcijaństwo, to bardzo mało mówi o prześladowaniu wyznawców tej religii i nie pokazuje, czemu niektórzy w Rzymie w ogóle przyłączyli się do chrześcijan. To wręcz żenujące, patrząc na to, ile uwagi i czasu poświęcił na to Sienkiewicz w swoim dziele.

I choć tempo leci szybciej niż wyścigówka, twórcy w jakiś sposób zdołali dodać do filmu wiele niepotrzebnych scen, które kompletnie nie mają znaczenia dla fabuły. Jako przykład weźmy moment, w którym na ucztę Nerona wchodzi nagle jakiś ambasador Indii. Wtedy dołączają się tancerki i rozpoczyna się sekwencja rodem z Bollywood. Wiem, że to tworzyli także ludzie z Indii, ale czy to było potrzebne? Trzeba też wspomnieć scenę, gdy z chmur wyłania się mężczyzna we współczesnym ubiorze i zaczyna… rapować po angielsku (do tego bez polskich napisów, co może być dla młodszej widowni problemem, bo ewidentnie piosenka ma nieść jakieś przesłanie).

Zobacz także: Silent Hill 2 – recenzja gry. In my restless dreams…

Quo Vadis
Fot. kadr z filmu

Z jakiegoś dziwnego powodu twórcy zdecydowali się wykonać animację Quo Vadis na… silniku komputerowym Unreal Engine 5. To zaś rodzi oczekiwania wspaniałej oprawy graficznej, a dostaliśmy coś kompletnie przeciwnego. W pewnym sensie trzeba mieć naprawdę talent, by na silniku, na którym powstają tak niebywałe grafiki, stworzyć coś tak brzydkiego i mdłego. Choć twórcy pracowali nad filmem ponad rok, nie czuć, by zadbano o jakiekolwiek detale. Mimika jest okropna, a na wielu elementach widać ogromne piksele. Jako iż oglądałem to „dzieło” na dużym ekranie, niedbałości były jeszcze bardziej widoczne. Kompromitujące jest, że to pierwsza animacja, jaką miałem okazję oglądać, która się zacinała. Tak, dobrze słyszeliście – w Quo Vadis są momenty, gdy spadki FPS-ów są tak mocne, że niektórych scen po prostu nie da się oglądać.

Prócz wspominanej wcześniej bollywoodzkiej sceny z indyjskim popem, film ma parę innych kawałków artystów z różnych zakątków świata. Mamy np. okropny kawałek Do miłości rapera Soboty, którego koszmarnie się słuchało na kinowych głośnikach. W Quo Vadis znajdziemy mnóstwo momentów, które są tylko po to, by dać jakąś piosenkę. Jeśli zaś chodzi o voice acting, to też nie jest dobrze. Już sama jakość dialogów jest tragiczna, ale to, w jaki sposób aktorzy wypowiadają swoje kwestie, jest wręcz śmieszne. Albo mamy dialogi zupełne wypranie z emocji, albo przeciwnie – są przesadnie uczuciowe (zwłaszcza Winicjusza), co powoduje ciarki żenady.

Zobacz także: Tomb Raider: Legenda Lary Croft – recenzja serialu. Odnaleźć równowagę

Animowane Quo Vadis to bez wątpienia najgorszy film roku. Nie ma żadnych zalet, potrafi tylko zmęczyć widza swymi potwornymi dialogami i szybkim tempem. Produkcja, która miała na celu złożyć hołd Sienkiewiczowi, wygląda, jakby chciała go wyśmiać. Twórcy chwalą się siłą silnika Unreal Engine, ale w żaden sposób jej nie wykorzystują, a rezultaty są niestety widoczne. Zwłaszcza na kinowym ekranie, gdzie można zobaczyć wszystkie glitche animacji i wszelką pikselozę.


Źródło obrazka głównego: kadr z filmu Quo Vadis

Plusy

Ocena

1 / 10

Minusy

  • Tragiczna adaptacja powieści
  • Jeszcze gorsza animacja
  • Niskiej jakości voice acting
Tymon Zygadło

Miłośnik kina koreańskiego, animacji, mockumentów, twórczości Miyazakiego i gier singleplayer (zwłaszcza z gatunku soulslike). Wielki fan Wojowniczych Żółwi Ninja, serii Krzyk, Silent Hill oraz Resident Evil. Raz na jakiś czas poczyta komiksy lub trochę porysuje.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze