Projekt UFO reklamowany przez Netflix jako jeden z najgorętszych polskich seriali 2025 roku jest jednak przeraźliwie chłodny. Pomysł, który miał niesamowity potencjał, został całkowicie zmarnowany. I chociaż aktorzy dwoją się i troją, żeby tę produkcję uratować, to niestety na niewiele się to zdało…
Polskie Stranger Things. Nasze własne Z archiwum X. Słyszeliście o Roswell i tajemnicy związanej z UFO? Mamy Roswell w domu i niestety jest fatalne, chociaż zapowiadało się nieźle. Projekt UFO miał być naszą narodową odpowiedzią na wspomniane wyżej seriale. Cóż, finalnie nawet przy nich nie stało. Miała być tajemnica i dobra zabawa, a wyszło miałko i nijako. Kiedy bierzemy na warsztat historię o kosmitach, swoją drogą luźno inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami z Truskolasów, i wkładamy ją w kolorowe lata osiemdziesiąte i PRL, to na pierwszy rzut oka wydaje się to strzałem w dziesiątkę. To szalone połączenie aż prosi się o eksperymenty z formą i fabułą. Niestety twórcy Projektu UFO poszli w nieco innym kierunku – jest poważnie. I to tak, że aż boli. Z kolei elementy, które podejrzewam, że docelowo miały być zabawne, trącały mocno myszką i co najwyżej wywoływały pobłażliwy uśmiech.
Zobacz również: Dojrzewanie – recenzja serialu. Dramat w czterech ujęciach
Jaką historię przedstawia Projekt UFO? Jan Polgar (Piotr Adamczyk), gwiazdor telewizyjny o gasnącej karierze, nawiązuje znajomość z ufologiem Zbigniewem Sokolikiem (Mateusz Kościukiewicz). Chociaż początkowo panowie za sobą nie przepadają – wręcz przeciwnie, Polgar wykorzystuje kolegę, aby ośmieszyć go w swoim programie – to jednak ich drogi się krzyżują. Aby ratować swoją karierę, mężczyzna gotowy jest poświęcić się śledztwu w Truskasach (nazwa fikcyjnego miasta, bowiem twórcy zmienili Truskolasy właśnie na Truskasy), gdzie rzekomo pojawiło się UFO. Albo jak twierdzi Sokolik – USO, czyli kosmici pochodzący z wody. Swoją rolę w całym zamieszaniu odegra również prezenterka wiadomości Wera Wierusz (Maja Ostaszewska), która jest kochanką Polgara oraz żoną sekretarza Henryka Wierusza (Adam Woronowicz). Tę grupę poszerzają jeszcze: Józef Kunik (Stanisław Pąk), czyli świadek zdarzenia, Julia Borewicz (Julia Kijowska) – niedowidząca milicjantka z chrapką na awans oraz Lenta (Marianna Zydek), która próbuje odnaleźć swoją niezależność w niezbyt udanym małżeństwie z Polgarem.
Projekt UFO ma zaledwie cztery odcinki, ale i tak dłużą się one w nieskończoność. Powolne tempo akcji i okropnie sztuczne dialogi sprawiają, że ciężko patrzeć na to, co się dzieje na ekranie. Produkcji brakuje lekkości, a porównanie do Stranger Things wydaje się totalnym absurdem. Jedyne co może łączyć te dwa seriale to niepokojący motyw muzyczny czy jazda Sokolika na rowerze… Niczego więcej nie da się przyrównać. Tematyka jest zdecydowanie inna, a ponadto Projekt UFO sprawia, że trzeba się powstrzymywać przed zaśnięciem. Zmarnowany potencjał wykorzystania absurdu okresu PRL-u czy zerowa zabawa związana z wątkami UFO sprawia, że serial wydaje się przerażająco poważny, trudny w odbiorze i co za tym idzie – coraz trudniej jest w ten świat przedstawiony uwierzyć.
Zobacz również: Dexter: grzech pierworodny – recenzja serialu. Co słychać u Morganów?
Charakteryzacja i kostiumy również nieco popłynęły. Choć nie da się im odmówić klimatu lat osiemdziesiątych, to jednak jest za mocno. Aktorzy wydają się poprzebierani, tak jakby wybierali się na tematyczną imprezę. Przyszło mi to do głowy już po kilku minutach pierwszego odcinka i nie mogłam wybić tej myśli z głowy. Wielką ujmą dla twórców byłoby jednak, gdybym pominęła scenografię. Tutaj ekipa naprawdę się postarała. Zarazem plenery, jak i pokoje czy gabinety, są dopracowane pod najmniejszym szczegółem. Czuć tutaj ducha sprzed lat, ale nie tak natrętnego jak w przypadku kostiumów. Produkcja pod względem scenografii wygląda naprawdę imponująco. I właściwie to jest jedyny pozytywny aspekt tego serialu.
Wydawało się, że Kasper Bajon ma szansę wyprowadzić ten projekt na właściwe tory. Scenarzysta tak świetnych produkcji jak Wielka woda czy Rojst wzbudził zaciekawienie Projektem UFO i, co tu dużo kryć, rozbudził wielkie nadzieje. Za mało tu kosmitów, a za dużo naciąganej fabuły. Finału nawet nie będę komentować, bo jest on dla mnie po prostu absurdalny. Historia, która mogła przerodzić się w coś oryginalnego, czego jeszcze na polskim rynku filmowym nie było, przemieniła się w wątpliwej jakości dramat. Brakuje zaskoczeń, fabularnych twistów i właściwie po pierwszym odcinku można przewidzieć większość rzeczy, które się wydarzą. Szkoda ogromna, bo wiązałam z tą produkcją naprawdę duże nadzieje.
Wyszło jak wyszło. Nie ma Stranger Things, nie ma Z archiwum X. Jest nuda i nijakość. A Roswell? Mamy je w domu i jak widać jest to bardzo kiepska wersja.
Fot. główna: kadr z serialu Projekt UFO