Campus Life to symulator studenta od studia GameFormatic S.A. Grę zaczynamy od ostatniego roku na uniwersytecie. Czy to wystarczy, żeby dobrze poznać studenckie życie?
Na początku rozgrywki w Campus Life uzupełniamy dość osobliwy kwestionariusz. Odpowiadamy na szereg pytań dotyczących naszych zainteresowań jako dziecko czy celu, dla którego zamierzamy skończyć studia. Przede wszystkim jednak, z jakiegoś powodu, skupiamy się na tym, w jaki sposób zbudowalibyśmy nasz dom. Na tej podstawie teoretycznie budowany jest nasz profil studenta. Teoretycznie, bo w praktyce nasze odpowiedzi nie mają większego znaczenia.
Zobacz również: Animal Shelter 2 – recenzja gry
Ponadto nie wybieramy nawet kierunku studiów. Po prostu uczymy się matematyki, algebry, angielskiego, fitnessu, pływania, sztuki współczesnej i mediów cyfrowych. Wszystko i nic zarazem, co bardziej przypomina symulator pierwszego roku niż ostatniego.
Szczerze mówiąc, tytuł znudził mnie jeszcze zanim skończyłam samouczek, a dalej było tylko gorzej. Dziwny, niezrozumiały język, którym posługują się postacie okazał się tak powtarzalny i irytujący, że wyciszyłam dźwięk dialogów, nim minęła pierwsza godzina rozgrywki. Nie dało się przy tej kakofonii czytać ze zrozumieniem. Jakby tego było mało, lokalizację na język polski chyba robiła sztuczna inteligencja. Do naszej bohaterki konsekwentnie zwracano się w formie męskiej, a imię Summer zostało przetłumaczone w jednym z dialogów na Lato.

Nawigacja była dla mnie kolejnym rozczarowaniem, gdyż okazała się nieintuicyjna i chwilę zajęło mi, zanim zaczęłam się swobodnie poruszać po kampusie. Jednak nawet wtedy nie zawsze było to takie proste. Postać wyjątkowo łatwo blokowała się w wąskich przejściach. Do tego gdy znajdowaliśmy się w budynku, zadziwiająco często widoczność blokowały ściany.
Cała gra jest pełna błędów, niczym iście studencki projekt. Postacie i przedmioty, z którymi teoretycznie można było wejść w interakcję, podświetlały się na niebiesko. Niestety w większości przypadków okazywało się, że nie możemy podjąć żadnej akcji. Zbieranie rozmaitych znajdziek wymagało z kolei nie lada precyzji. Poprawne nakierowanie się na interesujący nas przedmiot bywało wyzwaniem. Najgorszy jednak okazał się błąd dotyczący upływu czasu.
Zobacz również: Castle of Heart: Retold – recenzja gry. Walka z czasem bez presji czasu
Z początku myślałam, że po prostu sama mechanika obecna w Camus Life jest nie tyle denerwująca, co zwyczajnie słabo przemyślania. Później jednak doszłam do wniosku, że to błąd, który u mnie trwał w zasadzie całą rozgrywkę. Nie pomogło nawet zaczynanie gry od początku. Czas po prostu nie płynął. Pomiędzy zajęciami mogłam trzykrotnie przebiec cały kampus dookoła, a godzina na zegarku nie drgnęła nawet o minutę (poza jednym, jedynym przypadkiem, kiedy za późno wyszłam na zajęcia).
Nie jestem więc w stanie ocenić, jak trudne było potencjalne zarządzanie czasem, skoro ten płynął tylko podczas wykonywanych przeze mnie aktywności. Żadnych strat w postaci dotarcia do miejsca docelowego nie było. To dodatkowo czyniło rozgrywkę jeszcze bardziej nużącą, bo ułatwiło mi znacznie progres.

Chyba jedynym plusem była możliwość nauki własnej. Jeżeli w wolnym czasie poświęciliśmy wystarczająco dużo czasu na poznawanie jakiegoś przedmiotu, to nie musieliśmy chodzić na wykłady i ćwiczenia. Przyznaję, że to rozwiązanie godne prawdziwego studenta. Trochę gorzej sprawa miała się jednak na samym egzaminie. Ocena nie zależała, wbrew logice i sugestiom danym nam przez samą grę, od naszych postępów w nauce, tylko od tego, jak nam poszła minigierka. Rzecz w tym, że nawet jak „nie poszła”, to nie miało to dla nas żadnych konsekwencji.
Drzewko rozwoju postaci okazało się wyjątkowo chaotyczne. Nie bardzo wiedziałam, w którą stronę w ogóle chcę się rozwijać. Połowa umiejętności niczego nam nie odblokowywała. Za to inne dawały nam pieniądze, chociaż po opisie powinny jedynie odblokowywać możliwość kolejnej pracy dorywczej. W dodatku z takiej umiejętności dało się skorzystać kilka razy.
Zobacz również: Ghost of Yōtei – recenzja gry. Duchy przeszłości
Jeśli zaś chodzi o budowanie relacji z innymi postaciami, to w Campus Life przybrało ono formę nieporozumienia. Zaczynamy tylko z trójką przyjaciół, z którymi możemy budować relacje i nie mamy żadnego wpływu na ich wybór. Nie możemy też sami nikogo poznać w taki sposób, aby dodał się nam do zakładki znajomi, mimo że po drodze spotykamy wiele innych osób.
Do tego interakcje z naszymi przyjaciółmi są zablokowane w wąskich blokach czasowych. Nie możemy spędzać czasu razem np. o godzinie 11:00, musimy czekać do 14:00 albo do 16:00. Godzina, o jakiej możemy zacząć, zależy od aktywności, na jaką się zdecydowaliśmy. Co gorsza, zamiast poszerzać nasze opcje o nowe pozycje wraz ze wzrostem relacji, od początku mamy dostępne wszystkie. Wszystko tylko po to, żeby, próbując spędzić czas z przyjacielem, dowiedzieć się, że jest zła godzina albo za mało się znamy.

Podsumowując, Campus Life to nudna, zbugowana i zwyczajnie kiepska gra. Sterowanie jest nieintuicyjne, mechaniki gry nieprzemyślane, a w najlepszym razie denerwujące, a do tego beznadziejne efekty dźwiękowe i średnia lokalizacja na język polski. Niby mamy dużo aktywności i sposobów na rozwój postaci, ale w praktyce większość z nich jest dziwnie zablokowana albo mało zachęcająca.
Fot. główna: materiały promocyjne (GameFormatic S.A.)

