Serial Cleaner – recenzja gry. Czyściciel miejsc zbrodni w akcji

Można płakać i narzekać, ale trzeba pogodzić się z faktem, że żyjemy w pięknych czasach. Pewnie, że liczba DLC i ich ceny są przytłaczające. Pewnie, że branża gnije przez odgrzewane kotlety i kolejne części kolejnych części. Ale, ale! Prawie zawsze zapominamy o tym, jakie możliwości dają nam i innym dzisiejsze realia. Gdyby nie właśnie te czasy, w których żyjemy, prawdopodobnie nie ujrzelibyśmy takich perełek jak Undertale, Firewatch, Zaginięcie Ethana Cartera czy recenzowany w tym miejscu Serial Cleaner właśnie.

Tytuł zabiera nas do Stanów Zjednoczonych lat 70-tych, gdzie wcielamy się w Boba. Typowego kolesia z wąsem, zajmującym się zdecydowanie nietypowym zajęciem. Bob jest czyścicielem – zajmuje się sprzątaniem miejsc zbrodni z wszelkich dowodów, martwych ciał i rozlanej krwi. Na tym właśnie skupia się cały trzon gry. Do uprzątnięcia dostajemy 20 plansz (dodatkowych 10 odblokowuje się w postaci znajdziek), a na każdej roi się od policjantów, czekających na okazję, by nas złapać. Gra przypomina nieco inny, według mnie pieruńsko dobry tytuł, Hotline Miami. No, z tą różnicą, że w Hotline Miami chodziło o wymordowanie wszystkich, a w grze studia iFun4all chodzi o zrobienie porządku już po zrobionej masakrze.

Zobacz również: Oh… Sir! The Insult Simulator – recenzja gry. Nietypowa, polska bijatyka

Z każdym kolejnym poziomem robi się trudniej, między innymi przez coraz to nowsze typy przeciwników czy ilość zwłok lub krwi do usunięcia. W Serial Cleaner wprost uwielbiam to, że ta gra mnie najzwyczajniej w świecie wyprowadza z równowagi, żeby nie powiedzieć wkur**a. Nie dlatego, że ma jakiekolwiek techniczne niedoróbki – wszakże produkcja stoi pod tym względem na wysokim poziomie – lecz z powodu mojej własnej głupoty i, po części, poziomu trudności. Moja rada – ciągła czujność i skupienie. Sam się do niej nie stosuję, bo jestem narwany i chcę zrobić wszystko szybko i spektakularnie. Błąd.

Zobacz również: Crash Bandicoot N.Sane Trilogy – recenzja gry. Wielki powrót jamraja!

W grach tego typu, niezbędna jest cierpliwość; niemożliwym jest przejście poziomu bez wcześniejszego zapoznania się z jego schematami. Choć i to nie zawsze pomaga – rozłożenie przedmiotów do usunięcia jest zmienne, więc jeśli zostaniemy złapani przez patrolujących policjantów, restart poziomu zapewni nam nową lokalizację dowodów do sprzątnięcia. Dla spragnionych dodatkowych wrażeń, twórcy przygotowali serię dodatkowych wyzwań. Wyzwania te to kilkanaście różnych utrudnień, które sprawiają, że Serial Cleaner staje się iście hardkorowym przeżyciem dla najbardziej wytrwałych graczy. Próby czasowe, brak kryjówek, sprzątanie po pijaku albo natychmiastowy restart poziomu w przypadku zauważenia przez patrol policji – to tylko niektóre z wyzwań, które doprowadzą nas do szewskiej pasji.

Serial Cleaner

Wisienką na torcie stanowią wspomniane już dodatkowe plansze, na których nasz czyściciel posprząta miejsca zbrodni z kultowych filmów. Twórcy zaserwowali nam wspaniale odwzorowane (naprawdę, wielki szacun!) miejscówki z takich filmów jak Rocky Horror Picture Show, Lot nad kukułczym gniazdem, Obcy czy Gwiezdne Wojny: Nowa Nadzieja. Oprócz żywcem wyjętych z hollywoodzkich klasyków poziomów, do odblokowania są również dodatkowe stroje dla Boba – czyściciela, powiązane z filmowymi poziomów. Zmieniają one jedynie wygląd bohatera, a szkoda, bo wydawałoby się, że to dobra okazja do lekkiego urozmaicenia rozgrywki. Poszczególne kostiumy mogłyby wpływać na świat przedstawiony, ułatwiać lub utrudniać dane zlecenia.

Serial Cleaner nie ma za wielu wad, za to posiada sporo atutów. Za bardzo przystępną cenę, dostajemy wyśmienitą grę, starczającą na kilka dobrych wieczorów i dającą przy tym kupę frajdy. Krakowskie studio iFun4all może być dumne ze swojego dotychczas największego i najważniejszego dzieła. Nie mogę się wprost doczekać następnego projektu tej firmy – po zagłębieniu się w Serial Cleaner, wy też powinniście odczuwać podobną ciekawość.

OCENA: 8.5/10

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze