Wydawało się, że wampiry już całkowicie odeszły do lamusa. Ich niegdyś wzbudzający strach wizerunek został doszczętnie zniszczony przez Zmierzch czy inne Pamiętniki Wampirów. Trzy lata temu Dontnod Entertainment zapowiedziało pewną grę, która już dziś zadebiutuje na półkach sklepowych. I o ile fani wampirów mogą odetchnąć z ulgą, tak fani dobrych RPG-ów będą nieco zawiedzeni. Oto recenzja jednej z najbardziej oczekiwanych gier roku – Vampyr.
Londyn, miasto spowite mrokiem. Trapione wirusem hiszpanki i zmagające się z trudami I Wojny Światowej. Konfliktu, w którym udział brał nasz główny bohater, doktor Jonathan Reid. Człowiek nauki, znany ze swych innowacyjnych badań w dziedzinie transfuzji krwi. Dowiadujemy się tego jednak nie od razu, gdyż historia przedstawiona w Vampyr zaczyna się w momencie, gdy Jonathan Reid budzi się w masowym grobie na obrzeżach Londynu i odkrywa w sobie rządzę krwi…
Zobacz również: Co powinien zawierać dobry horror?
Prawda jest taka, że tej grze daleko do typowego RPG-a. Jeśli nastawialiście się na przygodę w stylu Fallouta, Wiedźmina albo nawet Gothica, to srogo się rozczarujecie. Vampyr to w kilku kwestiach innowacyjny tytuł, łączący wybrane cechy różnych gatunków. Powoli dochodzimy do momentu, kiedy to zróżnicowanie gatunkowe zaczyna się zacierać, to znaczy branżę przestaje dziwić fakt występowania elementów RPG-a w bijatyce czy poważnej narracji opartej na opcjach dialogowych w typowej grze akcji.
Na dobrą sprawę, RPG-owa strona Vampyra jest jednocześnie tą najsłabiej zrobioną. Studio od początku zapowiadało, iż ogromne znaczenie będą miały nasze decyzje w grze. Łatwo się domyślić, czego oczekiwaliśmy. Rozbudowane opcje dialogowe, wybory natury moralnej i kilka ścieżek, którymi historia może się potoczyć. No więc niestety – całość sprowadza się do tego, że możemy (ale nie musimy) zabijać bohaterów NPC. Czy to imigrantka, mająca problem ze znalezieniem pracy i szukająca zarobku pod latarnią czy młody chłopak, pogrążony w melancholii i pragnący wyrwać się z Londynu – twórcy nie dali nam możliwości wpłynięcia na ich losy poprzez dialogi i misje poboczne. Jedyne co możemy zrobić, to wyssać z nich życie, co z kolei poskutkuje zdobyciem przez nas punktów doświadczenia. Haczykiem jest jednak równoczesne pogorszenie się stanu dzielnicy.
Zobacz również: Najlepsze horrory w historii
Świat gry składa się z czterech londyńskich dzielnic – każda z nich ma swoich NPC-ów i wspomniany wskaźnik zdrowia, który zależnie od poziomu, reguluje świat gry (wysoki wskaźnik zdrowia – dobry, niski – postacie umierają, a w dzielnicy pojawia się większa ilość przeciwników). Problem tkwi w tym, że gra w żaden sposób nie naciska gracza na podjęcie trudnej decyzji mordu w imię wyższego levelu. Na początku rozgrywki, walka z przeciwnikami sprawia nieco problemów, lecz po bliższym zapoznaniu się z mechaniką i zrozumieniu, jak gra działa, banalnie jest znaleźć patent. Przez to też wrażenie, że ma się do czynienia ze zmodyfikowaną wersją serii Souls, szybko zmienia się w obcowanie z dość banalnym (lecz wciąż wymagającego) hack n’ slashem.
To właśnie system walki najbardziej przypadł mi do gustu w Vampyrze. Mnogość typów przeciwników i naszego arsenału w połączeniu z koniecznym obraniem strategii przy kolejnych potyczkach, sprawiają, iż każde jednorazowe starcie, dostarcza sporo frajdy, a co ważniejsze, angażuje grającego. Można się przyczepić do natężenia tych walk, bo prawdą jest, że gra została nimi naszpikowana, ale tu znowu wracamy do kwestii podejścia. Jeśli ktoś oczekiwał typowego RPG-a, zapewne zaskoczy go nacisk położony na ten element gry. Trzeba to powiedzieć głośno – Vampyrowi najbliżej do gatunku action-RPG, z akcentem na tę akcję właśnie.
Zobacz również: Najlepsze filmy lat 90-tych
Prawdziwą siłę produkcji Dontnod Entertainment i nie wierzę, by ktoś mógł się z tym nie zgodzić, stanowi klimat. Vampyr ocieka stylem; pochłania gracza i przenosi go do 1918 roku, wprowadza w mroczną atmosferę historii oraz raczy jego uszy przepiękną, niepokojącą muzyką. Świat przedstawiony to istna bomba, ale nawet i w tym aspekcie, studio nie ustrzegło się błędów. Od razu do głowy nasuwa mi się myśl, że twórcy nie wiedzieli do końca jak ugryźć temat, zataić scenariuszowe i logiczne luki, dlatego też Vampyra powinniśmy traktować z lekkim przymrużeniem oka.
Czy możemy mówić o zawodzie? Nie powiedziałbym. Twórcy za bardzo napompowali balonik, ale społeczność graczy powinna być już przyzwyczajona do tego typu zagrywek. Odstawcie na bok wygórowane oczekiwania i zapewniam was, że będziecie się przednio bawić. Vampyr i jego gatunkowy miszmasz sprawi, że poczujecie się jak w domu za sprawą znanych mechanik rozgrywki, a jednocześnie będziecie zaintrygowani ich zgrabnym i nieoczywistym połączeniem. Mogłaby być lepsza, ale od czego w końcu są sequele?