Ja to sobie tak lubię przyjść do domu po ciężkim dniu w pracy, olać wszystkie recenzenckie obowiązki, nawet nie tykać fejsa, tylko zasiąść w fotelu, otworzyć piwko i odpalić jakiś relaksujący tytuł. Idealnie do tego nadają się właściwie trzy typy gry. Po pierwsze, gry dla dzieci – niewymagające, proste i kolorowe, po prostu bomba. Po drugie, gry samochodowe, gdzie można sobie pojeździć autkiem po opustoszałych ulicach (NFS: Underground 2, pamiętamy). A po trzecie gry, gdzie dzierżysz w ręku swoją broń białą i normalnie młócisz wszystko, co stanie na Twej drodze. Właśnie do tego ostatniego typu gier należy recenzowany tu Warhammer: Chaosbane.
Nie wiem czemu inni recenzenci głoszą, że Chaosbane jest słabą podróbą Diablo. Gra gatunkowa jakich mnóstwo, tyle że podpięta pod uniwersum Warhammera. Jeśli ktoś tu spodziewał się jakichś rewolucji, to się srogo rozczaruje. W innym wypadku, dostanie relaksującego hack’n’slasha, który sprawdzi się idealnie jako odstresowywacz po ciężkim dniu w pracy. Ale do rzeczy. Twórcy zaoferowali 10 (słownie: dziesięć!) poziomów trudności. Zarówno gracze szukający relaksującej rzezi jak i Ci nieco bardziej ambitni, stawiający na wyzwanie, powinni być w pełni usatysfakcjonowani. Standardowo, im większy poziom trudności, tym lepszy loot wypada z pokonanych przeciwników.
Zobacz również: God of War – Uwikłani w mit
Powiem szczerze, że nie odważyłem się załączyć poziomu Chaos 5, bo skończyłoby się to prawdopodobnie płaczem, a może nawet i fobią. Po wyborze poziomu trudności, czas na wybór naszego bohatera. Wcielamy się w jedną z czterech dostępnych postaci, można by powiedzieć do bólu klasycznych. Mamy tu więc dwójkę bohaterów specjalizujących się w walce w zwarciu – imperialnego żołnierza i krasnoluda, dzierżącego w dłoni dwa topory oraz dwójkę bohaterów lubujących się w dystansowej walce, elfiego maga i leśnego łowcę.
Po tym, czas na zanurzenie się w fabule. Tyle że zanurzać się nie ma zbytnio w czym, bo to dość płytki temat. Historia sprowadza się mniej więcej do tego, iż siły Chaosu atakują i zniewalają Imperatora, zaś my, zabijając tysiące napotkanych demonów i sługusów Chaosu, musimy wyzwolić Magnusa spod okowów czarnej magii. Dodając do tego brak jakichkolwiek aktywności pobocznych, pod względem fabularnym wygląda to dość ubogo. Na szczęście sama rozgrywka naprawdę sporo rekompensuje. Podczas dziesięciogodzinnej przygody z Warhammer: Chaosbane, tak na oko osiem godzin to będzie wyżynanie kolejnych hord przeciwników. I to jest w tej grze jak najbardziej dobre! Jasne, przyznaję, że po kilku godzinach spędzonych z tytułem można dojść do wniosku, że niewiele tu różnorodności. Korytarze, potwory czy nawet loot – wraz z posuwaniem się w głąb fabuły, doznajemy raczej kosmetycznych zmian. Za to z niezmieniającym się poczuciem obowiązku wyrżnięcia w pień wszystkich napotkanych demonów
Zobacz również: Diablo II Resurrected – recenzja gry. Remake mojego dzieciństwa
Ten obowiązek to esencja Chaosbane’a. Gracz siecze tych wszystkich sługusów Chaosu i doprawdy, należą się twórcom duże brawa za ten feeling mocy i misji naszego bohatera. Magia wygląda obłędnie, a topory krasnoluda zadające cios rzeczywiście się czuje. Nie wspomniałem jeszcze o systemie rozwoju postaci, gdyż ciężko mi go jednoznacznie ocenić. Jest on dość specyficzny i skomplikowany i sam nie wiem, czy to jego zaleta czy wada. Ale jakbym miał wam tłumaczyć każdy jego aspekt, abyście cokolwiek zrozumieli, to prawdopodobnie recenzja nie miałaby 900 słów tylko 2500. Dodam jeszcze, że jeśli mamy jakichś znajomych, to czeka na was tryb kooperacyjny, zarówno po sieci jak i na kanapie – za to duży plus, bo to zawsze przyjemniej popykać z kimś, a nie w pojedynkę.
Chaosbane niestety od chwili zapowiedzi zaczął nierówny bój z konkurowaniem czy nawet byciem substytutem pewnego hitu Blizzarda. Nie dziwne więc, że gdy już doszło do premiery, to gracze spodziewający się Diablo IV gromko się rozczarowali. Bo ten hack’n’slash w świecie Warhammera nie jest ani grą wybitną, ani innowacyjną, ani tym bardziej potentatem do obalenia Diablo. To dobra, rzemieślnicza robota i od początku na to się zapowiadało. Nazywanie jej słabą i krzyki o to, że do Diablo się nie umywa to jawna niesprawiedliwość i Chaosbane’a będę bronił z nagą klatą niczym Rejtan na obrazie Matejki. Niewiele ostatnimi czasy hack’n’slashów, a przyjemne zabijanie potworów jest zawsze w cenie.