The Dark Pictures: Man Of Medan – recenzja gry. Nowy horror od twórców Until Dawn

Jestem ogromnym fanem dzisiejszych przygodówek. Gry od Telltale Games przechodziłem kilka razy. Heavy Rain czy Until Dawn platynowałem z obsesją w oczach. Beyond: Two Souls czy niedawne Detroit podobały mi się już mniej, ale też spełniały swój cel – dawały mi sporą dozę zabawy i relaksu jednocześnie. Z zapartym tchem wyczekiwałem na nowy pomysł ludzi z Supermassive Games, a gdy mogłem już złapać pada w łapy i ograć Man of Medan – pojawiła się ta przeklęta, rozdarta sosna.

Zobacz również: Resident Evil 2 – recenzja gry. Remake prawie że idealny

Śledzę branżę gier na tyle długo by wiedzieć, że jak ktoś zaczyna stawiać na ilość, a nie jakość, to najprawdopodobniej poniesie porażkę. Możemy spojrzeć chociażby na już wspomniane Telltale Games. Zaczęli kupować licencje jak szaleni, rozpoczynać po 3 gry jednocześnie, aż w końcu zbankrutowali. A teraz mamy The Dark Prictures, serię krótkich horrorów, planowo wypuszczanych co pół roku, z tytułem startowym w postaci Man of Medan. Każda część ma opowiadać inną, zamkniętą historię i starczy nam na około 3-4 godziny zabawy. Cena? Połowa gry AAA, czyli coś koło 120 złotych. I po ograniu Man of Medan wydaje mi się, że twórcy wiedząc jak duży fandom posiada i Until Dawn i inne produkcje z gatunku, postanowili zarobić, a się nie narobić.

Pierwsza odsłona The Dark Pictures posiada wszystko to, za co ludzie pokochali interaktywne, przygodówkowe gry. Mamy tu nacisk na fabułę, a gracz staje często przed niełatwymi wyborami. Mają one swoje konsekwencje i prawie w każdej chwili ktoś z naszej ekipy bohaterów może pożegnać się ze swoim życiem. Mamy tajemnicę, mamy niezły klimat i sporo straszenia. A jednak, kurka wodna, widać to gołym okiem – twórcy nie włożyli w tę grę za dużo serca. Brakuje tu emocji, brakuje zwrotów akcji, a gdy już dostajemy ten jeden, jedyny wielki zwrot akcji, to a) dawno mogliśmy się go domyślić oraz b) czytamy o nim na znajdźce. I wiecie co? Ten twist jest w mojej opinii świetny, tylko traci na swojej sile przez albo lenistwo twórców albo przez ich brak umiejętnego poprowadzenia historii.

Zobacz również: W krótkim kinie #2 – The Last Séance, Finley, Other Side of the Box

Man of medan

Rozumiecie, Man of Medan to gra sprzeczności i niewykorzystanego potencjału. Na każdy plus, jaki oferuje ta gra, przypada też i minus. Świetny twist? Tak, ale beznadziejnie zaserwowany. Bohaterowie, których da się polubić? Tak, ale przy tym i beznadziejnie sztampowi. Miejscami bardzo ładna grafika? No, cóż, miejscami i równie brzydka. Świetnie obrazuje to straszenie w tej grze. Przysięgam, na każdą jedną klimatyczną scenę, gdzie graczowi włos się jeży na plecach, a całe ciało pokrywa się gęsią skórką, przypada jeden idiotyczny jumpscare z niesamowicie głośnym efektem dźwiękowym. Po Until Dawn właściwie od razu miałem ochotę przejść grę drugi raz, gdy tutaj, niestety, zrobiłem to z czysto recenzenckiego obowiązku.

Innowację natomiast stanowi tryb co-opowy, zarówno lokalny jak i sieciowy (rymowana recenzja, pomysł na przyszłość). Naprawdę świetny koncept, pozwalający nam na ogranie produkcji wspólnie ze znajomymi. Na kanapie możemy ugościć piątkę znajomych, a każdy będzie kontrolował jedną z postaci. Po sieci ogramy tytuł w dwie osoby. Niestety – jak fajny wydaje się być ten pomysł, tak i tu mamy pewne ale. Nie pobawimy się w to tak, jak w pamiętnym A Way Out, z jedną kopią gry ani też nie zagramy z przypadkowymi ludźmi z sieci. Jedyne na co możemy liczyć, to pogranie ze znajomym, który też zakupił grę i ma chwilę czasu aby przejść ją wspólnie.

Zobacz również: Call of Cthulhu – recenzja gry. Przygodówka osadzona w świecie H.P. Lovecrafta

Man of medan

Zdaję sobie sprawę z tego że to trochę nietypowa, krótkawa recenzja. Zrozumiecie chyba jednak mój punkt widzenia i powód, dla którego tym razem nie pobawię się w plusy i minusy. Man of Medan to spory zawód i, jednocześnie, bardzo przyjemny tytuł, który przypadnie do gustu fanom gatunku. Choć widzę wady tej gry, to nie mogę powiedzieć, że zmarnowałem dla niej kilka dobrych godzin z życia. Bawiłem się bardzo dobrze nawet pomimo tych wszystkich zarzutów. Co mnie martwi, to kierunek, w jakim pójdą twórcy. Serce mówi, że wezmą się do roboty. Bardziej jednak ufam rozumowi. On mówi, że za pół roku, przy okazji wydania The Dark Pictures: New Hope, najpewniej napiszę podobną recenzję jak dziś. Obym się mylił.

OCENA: 6.5/10

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze