Chata na krańcu świata – recenzja książki

Jeśli jakiś filmowy zapaleniec tęskni za horrorami w starym stylu, straszącymi swym klimatem a nie – jak to bywa dzisiaj – głupimi jumpscare’ami i kakofoniczną muzyką, ten najpewniej powinien sięgnąć po książki z tego gatunku. Chata na krańcu świata nie jest może stricte horrorem, a bardziej thrillerem psychologicznym z elementami grozy, lecz pomysł wyjściowy na jej fabułę potrafi zmrozić krew w żyłach.

Bo pomyślcie sobie, że wyjeżdżacie na urlop do odciętego od cywilizacji domku. Od pobliskiego miasteczka dzieli was dobrych kilka kilometrów. O Internecie czy zasięgu w telefonie możecie zapomnieć. Jednego poranka, do waszych drzwi dobija się czwórka nieznajomych, uzbrojonych w prowizoryczne, makabryczne bronie. Oznajmiają wam, że jeśli ich nie wpuścicie i nie wysłuchacie, co mają do powiedzenia, świat czeka zagłada. Właśnie taki los spotkał bohaterów Chata na krańcu świata, ośmioletnią Wen oraz jej rodziców, Erica i Andrew.

Zobacz również: W górach szaleństwa, tom 1 – recenzja książki

Pomysł nękania domowników przez intruzów, izolacja w domku na odludziu czy wreszcie swoiste rozterki pod tytułem komu wierzyć, kto ma rację, a kto nie wywoływane u czytelnika – wszystkie te tematy, które Tremblay wykorzystuje w Chacie na krańcu świata, były obecne w popkulturze już niejednokrotnie. Wystarczy wspomnieć tu chociażby Funny Games, Lśnienie czy 10 Cloverfield Lane. Mimo tego, że czytelnik podejrzewa, jak dalej potoczy się akcja, książka Tremblaya wciąga już od pierwszych akapitów. I choć od początku twardo stałem po jednej ze stron tego nietypowego konfliktu, po pewnym czasie zacząłem się łamać i zadawać sobie pytanie – A może jednak… Zasługi za to przypisać trzeba nietypowej narracji, na jaką zdecydował się autor. Mamy tu bowiem narrację personalizowaną, trzecioosobową w czasie teraźniejszym. Z początku może ona irytować, ale koniec końców genialnie oddaje to, w co bohaterowie wierzą, kim są i co chcą osiągnąć. Z niesamowitą łatwością wczuwałem się dzięki temu w daną postać, a czasami nawet udzielał mi się obłęd całej sytuacji.

Szkoda tylko, że Chata na krańcu świata ma bardzo nierówne tempo. Widać to ewidentnie, gdy już przekartkujemy kilkadziesiąt stron. Gdy akcja nabiera tempa, albo ma miejsca jakieś ważne wydarzenie, nagle dostajemy rozwleczony opis, który kompletnie wybija czytelnika z rytmu. Problem stanowi także zakończenie książki i podejrzewam, że nie jestem jedyny. Jest ono dość kontrowersyjne, żeby nie powiedzieć rozczarowujące. Tremblay pragnie chyba iść w ślady legendy horroru pisanego, Stephena Kinga.

Zobacz również: Bloodborne, tom 1: Śmierć Snu – recenzja komiksu

Jak wspomniałem, nie nazwałbym Chaty na krańcu świata stuprocentowym horrorem. Znacznie więcej tu thrillera psychologicznego z elementami grozy, niżeli samego horroru per se. Nie znaczy to, że zabrakło obrazowych, obfitujących w beznadzieję czy juchę scen. Kilka z nich naprawdę robi wrażenie i pobudza wyobraźnię. Dla tych kilku momentów, wprost nie mogę doczekać się ekranizacji książki.

W książce znajdziemy również sporo odniesień do popkultury. Jeśli więc mieliście styczność z kultowym Goonies czy kreskówkami na Cartoon Network, na pewno uśmiechniecie się na wzmiankę o nich w tej powieści. Mamy tu także kilka interesujących, biblijnych alegorii i nawiązań, co nie powinno nikogo dziwić po bliższym zapoznaniu się z fabułą. Zabawnym zbiegiem okoliczności, żeby nie powiedzieć jasnowidztwem, okazał się pewien fragment książki dotyczący Chin. Ale po szczegóły odsyłam już do samej powieści.

Zobacz również: W krótkim kinie #2 – The Last Séance, Finley, Other Side of the Box

Na koniec parę słów o polskim wydaniu. Wydawnictwo Vesper przyzwyczaiło już swych czytelników iście wspaniałych wydań. Nie mogę powiedzieć, by inaczej było w wypadku Chata na krańcu świata. Klimatyczna okładka z hipnotyzującymi kolorami, twarda oprawa, a w środku kilka mrocznych ilustracji Macieja Kamudy. Książka więc nie tylko cieszy oko treścią, ale i wyglądem.

Mam mieszane odczucia względem najnowszego dzieła Paula Tremblaya. Ma ona kilka bardzo intensywnych, zapadających w pamięć momentów, bohaterowie i ich dialogi są z krwi i kości, a po zakończeniu czytania na pewno zostanie ona w waszej głowie jeszcze przez jakiś czas. Wciąż, mam jej jednak dużo do zarzucenia, bo historia choć złożona z dość oklepanych motywów, miała potencjał na bycie znacznie ciekawszą i bardziej innowacyjną. Cóż więc mogę rzec. Chata na krańcu świata to przyjemne, bardzo wciągające posiedzenie z jeszcze bardziej kontrowersyjnym zakończeniem, które większości nie przypadnie do gustu.

OCENA: 7/10


Chata na krańcu świata


Tytuł: The Cabin at the End of the World
Autor:
Paul Tremblay
Tłumaczenie:
Paweł Lipszyc
Wydawca:
Wydawnictwo Vesper
Oprawa: Twarda
Stron : 304

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze