Sackboy: Wielka Przygoda – recenzja gry. Jak ściągać, to od najlepszych

Oczywiście, z tym ściąganiem to tak pół-żartem, pół-serio. Jednak już po kilku minutach z Sackboy: Wielka Przygoda, poczuć tu można nintendowskiego ducha, a do głowy momentalnie przychodzi zeszłoroczny Yoshi. Ale czy to źle? W żadnym wypadku.

Bardzo lubię klasyczne platformówki, polegające na pokonywaniu kolejnych poziomów i zbieractwie różnych dóbr. Za czasów PlayStation 4 ich trochę brakowało. Dopiero pod koniec żywota konsoli, nastąpił mały boom tego gatunku, że wspomnę o Yooka-Laylee i czwartym Crashu. Na premierę PS5 otrzymujemy kontynuację wspomnianego, platformówkowego szału w postaci wielkiego powrotu marki Little Big Planet. No, w lekko zmienionej formie. Tym razem nasz szmaciany przyjaciel nie będzie jednak przemierzał plansz od lewa do prawa, jak to miało miejsce w poprzednich odsłonach. Sackboy: Wielka Przygoda to bowiem pełnoprawna platformówka 3D.

Zobacz również: Returnal – recenzja gry, której nie przeszedłem

Fabuła jest dokładnie taka, jak w większości tego typu platformówek. Aby była. Ni stąd, ni zowąd, świat szmacianek atakuje zrodzony z chaosu i strachu, potworny Vex. Potworny nie tylko z powodu swego wyglądu, ale także dlatego, że jest potwornie stereotypowym złoczyńcą.  Uprowadza on wszystkich przyjaciół Sackboya, zaś my, wcielając się w dzielnego gałgana, mamy za zadanie ich uratować. Jak już wspomniałem, Sackboy: Wielka Przygoda to bardzo typowa platformówka, przypominająca rozgrywką najlepsze produkcje z tego gatunku od Nintendo. Wraz z naszym słodkim protagonistą, będziemy przechodzić poziomy zaczynając na linii startu, dążąc do upragnionej mety. Po drodze będziemy skakać, bić, turlać się czy rzucać i niszczyć różne obiekty. Twórcy od czasu do czasu urozmaicą nam rozgrywkę, wyposażając Sackboya w jakiś gadżet, potrzebny do przejścia danego poziomu. Dzięki pojawiającym się co jakiś czas nowym mechanikom, dość monotonny gameplay pozostaje wciąż świeży i zatrzymuje gracza przy ekranie.

Zobacz również: Astro’s Playroom – recenzja gry. Dobre, bo za darmo?

Na każdym levelu czeka nas sporo zbieractwa i aktywności pobocznych. Nasz bohater będzie mógł zbierać nowe elementy garderoby, kostki, odblokowujące wyzwania czasowe oraz rzecz najważniejszą – kule marzeń. Są one potrzebne do odblokowania bossa danego świata (walki z nimi są całkiem niezłe, swoją drogą). Gracz tym samym jest nieco przymuszony do ich zbierania, ale spokojna głowa – twórcy ukryli je na tyle zgrabnie, że łatwo można się domyślić, gdzie są schowane (pozdrawiam twórców Crasha 4).

W grze zaimplementowano również multiplayera, przez co aby przejść ją na sto procent, będzie nam potrzebny drugi gracz. Sackboy oferuje bowiem kilka pobocznych poziomów, gdzie wymagana jest co najmniej dwójka szmacianek. Samą grę również polecałbym ogrywać w duecie (możliwe nawet trio i kwartet). Tak jak w przypadku Little Big Planet, tak i tu kooperacja sprawdza się wyśmienicie, a przepychanki naszych laleczek powodują natychmiastowego banana na twarzy. Banana wywoła również nie raz, nie dwa oprawa audiowizualna tego tytułu. Świat przedstawiony przez twórców czaruje swym urokiem, a sam Sackboy nigdy nie wyglądał lepiej, szczególnie na pokazówkach. Co mnie wprawiło w osłupienie, to fakt, że w Wielkiej Przygodzie dostajemy kilka licencjonowanych kawałków! Znacie Davida Bowie? A znacie Britney? A ICH TROJE?! No dobrze, Ci ostatni w grze akurat nie występują, ale jeśli chcecie poskakać gałgankiem w rytm Toxic czy Let’s Dance, to Sackboy da wam do tego okazję.

Oryginalne LBP przyniosło mi sporo frajdy, a pierwsze dwie części uważam za jedne z najlepszych gier na PS3. Tak więc wiadomość o wskrzeszeniu tego szmaciankowego świata wywołała u mnie spore zadowolenie, a sama zmiana formy była wręcz nieunikniona i wskazana. Czy się sprawdziła? Jak najbardziej! Sackboy: Wielka Przygoda nie wprowadza do świata elektronicznej rozgrywki tyle świeżości i innowacji, co pierwowzór, to na pewno. Jest jednakowoż solidną platformówką z wyjątkowym designem świata, która dostarczy masę godzin czystej zabawy. Każdemu – niezależnie od wieku.

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze