Palmer – recenzja filmu. Nietypowa przyjaźń dwójki outsiderów

Uwaga, to nie są ćwiczenia – Justin Timberlake wraca na duże (małe?) ekrany po czteroletniej rozłące z kinematografią i z miejsca zalicza dwie, przesiąknięte erotyzmem, dzikością oraz potem sceny. Fani NSYNC, Palmer to jest film dla was!

Pandemia trwa w najlepsze. Kina są na skraju bankructwa. Kolejne duże premiery są raz za razem przekładane. Rozdanie Złotych Globów to była tragedia, zarówno pod względem organizacji, jak i nominacji i wygranych. Z Oscarami wydaje się, że nie jest lepiej i w niektórych przypadkach przypominają mi bardziej efekt podwórkowej wyliczanki, niżeli crème de la crème branży. I tylko szefowie największych portali streamingowych zacierają rączki na taki obrót spraw, bo, co by tu nie mówić, są chyba jedynymi beneficjentami tej sytuacji. Liczba subskrybentów idzie w górę, liczba dolarów idzie w górę, a co za tym idzie, również liczba beznadziejnych produkcji idzie w górę. Czego nauczyłem się przez lata korzystania z serwisów streamingowych to to, że jakościowe produkcje sygnowane napisem oriżinal, stanowią zdecydowaną mniejszość względem popłuczyn, którymi karmią bezmózgie masy szefowie Amazona, Netflixa i innych Apple’ów.

Do której grupy należy Palmer, najnowszy film Fishera Stevensa?

PalmerFilm opowiada historię tytułowego Eddiego Palmera, którego ścieżki krzyżują się z młodym chłopcem imieniem Sam. Obaj są swego rodzaju wyrzutkami. Palmer właśnie wyszedł z więzienia po 12 latach, co w małomiasteczkowej społeczności znacznie utrudnia mu świeży start. Sam natomiast lubi bawić się lalkami, ubierać się w dziewczęce ciuchy, a jego ulubioną bajką jest Księżniczka Penelopa, przez co dokuczają mu jego szkolni rówieśnicy.

Zobacz również: Paradise PD – recenzja 3. sezonu! Mocniej, więcej, dziwniej!

Mam dość mieszane odczucia względem tego filmu, choć zdecydowanie bliżej mu do otrzymania znaczka czerwonego pomidorka, niżeli do Hubie ratuje Halloween. Na wstępie zaznaczę, że niemal wszystko stoi tu na naprawdę wysokim poziomie. Aktorsko – Timberlake gra jedną ze swoich lepszych ról, ekranowy debiutant, Ryder Allen (Sam) czuje luz, a całości wzorowo dopełnia, kobiecy drugi plan ze Squibb, Temple oraz Wainwright. Małomiasteczkowy klimat wylewa się z ekranu, co w połączeniu ze świetną pracą kamery sprawia, że film ogląda się nadzwyczaj przyjemnie. Problem pojawia się, gdy mowa o scenariuszu.PalmerOglądając Palmera, cichy głosik z tyłu głowy przypominał mi, że ja już ten film kiedyś oglądałem. Tyle, że Eddie nie był byłym skazańcem, a rozwiedzionym ojcem, samotnym fajtłapą, gburowatym dziadkiem z sąsiedniego domku czy zielonym ogrem. Sam natomiast nie borykał się z problemami spowodowanymi jego zachowywaniem się jak dziewczynka, nie. Chodziło o niemożność rozstania się ze swoim pluszakiem, o cielesne zniekształcenie, bycie sierotą czy bycie gadającym osłem… No dobrze, odniesień do Shreka nie bierzcie na poważnie. Zmierzam do tego, iż Palmer przedstawia historię przerabianą w filmach już niejednokrotnie. Zamknięty w sobie, skrzywdzony przez życie  mężczyzna, topi lód wokół swego serca za sprawą uroczego, bezbronnego i niewinnego dziecka. Znacie ten scenariusz? Brakuje tu świeżości, polotu. Fabuła nie stara się iść niezbadanymi ścieżkami, krocząc dobrze utartą i bezpieczną drogą, na której końcu czeka nas obrzydliwie słodkie zakończenie. Coś Palmera jednak odróżnia, a mianowicie to, że mamy 2021 rok, więc elementy scenariusza trzeba było przerobić tak, by zahaczył on kwestie dziś kontrowersyjne społecznie.

Zobacz również: Minari – recenzja filmu. Trudy dnia codziennego!

Jedni nazwą to lewacką propagandą i będą używać hashtagów woke_culture i cancel_apple, inni przyklasną i będą śpiewać pieśni pochwalne dla godnej reprezentacji LGBT, jednak wytykać przy tym obsadzenie białego mężczyzny w roli głównej oraz brak wątków dotyczących globalnego ocieplenia. Prawda jest taka, że żadna ze stron nie będzie bliska prawdy, bowiem wątek Sama zrobiono z rzadko spotykanym w dzisiejszych czasach smakiem. Samo poruszenie takiego tematu nie jest niczym nadzwyczajnym, gdyż poruszały go pojedyncze odcinki sitcomów nieco już leciwych – Diabli Nadali oraz Jim wie lepiej. Dość niespodziewanie lecz nader trafnie i tym razem „na poważnie”, taki wątek podjęty został w dziesiątym sezonie kultowej Roseanne (anulowanej przez tych samych ludzi, którzy zwolnili niedawno Ginę Carano), gdzie wnuczek bohaterki lubił ubierać się jak dziewczynka.

palmer

Jak wspomniałem, wątek Sama poprowadzono ze smakiem. Nie skupiono się za bardzo na genezie zachowania chłopca, ani na ocenie jego osoby, ani też na rozważaniach na temat jego przyszłości. Skupiono się stricte na jego relacji z Palmerem, na ich dość nietypowej przyjaźni, którą zrodziła w zasadzie wspólna cecha bycia outsiderem. I to jest właśnie przekaz jaki niesie ze sobą ten film. Ciepły i dojrzały – ale za cholerę nie jest on przełomowy i świeży, bo historie takie jak ta widzimy w kinie od dobrych kilkunastu (jeśli nie kilkudziesięciu) lat. Zaczynam podejrzewać, że autorka scenariusza – która w swej karierze napisała jeszcze tylko jeden film, 15 lat temu, o tytule W krzywym zwierciadle: Odjazdowe dziewczyny z Paris Hilton w roli głównej – zaczęła pisać Palmera niedługo po premierze jej pierwszego filmu. Zbytnio go dopieszczała, trochę jej zeszło, a w międzyczasie wyszła tona podobnych tematycznie produkcji i dziś taki ja narzeka na brak świeżości scenariusza – ot, cała historia.

Z braku laku, to i generyczny film ujdzie. A jak jeszcze jest dobrze zrealizowany, to przymykając oko na sztampowy scenariusz można nawet miło spędzić czas.

Ocena: 6+/10

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze