Sandman Uniwersum. Lucyfer: Diabelska komedia, tom 1 – recenzja komiksu. Piekielna historia prosto z otchłani

Niedawno dowiedziałem się, że netfliksowy Lucyfer tak naprawdę oparty jest na komiksie. Większe zaskoczenie jednak wzbudziła informacja o tym, że sam Pan Zniszczenia jest jednym z bohaterów Uniwersum DC.

Gdy dostrzegłem reklamę w polskim sklepie o nowo wydanym komiksie, zawierającym historię Ojca Kłamstw, nie było innego wyboru jak zakup. Nie mając pojęcia o wyglądzie szaty graficznej, nie bacząc na to, że zeszyt ten jest częścią przeogromnego uniwersum Sandman tworzonego od 1989 roku. Tak, cały ja – gdy zauważę coś związanego z popkulturą i diabelskością, nie ma zmiłuj się. Zamówiłem więc swoją kopię praktycznie tego samego dnia, co data premiery komiksu Lucyfer: Diabelska Komedia.

Zobacz również: Resident Alien, tom 1 – recenzja komiksu. Lekarz, detektyw i… kosmita?

Tom gromadzi komiksy Lucyfer #1-6 oraz Uniwersum Sandman #1 i należy do tak zwanego DC Black Label, co oznacza, że jest przeznaczony wyłącznie dla dorosłych czytelników. Dopiero, gdy przeczytałem te informacje, zorientowałem się, że to spin-off ogromnego już uniwersum rozpoczętego w 1989 roku przez Neila Gaimana (lepiej mi znanego z Mitologii Nordyckiej), Sama Keitha oraz Mike’a Dringenberga. Diabelska komedia została napisana przez Dana Wattersa, a oprawę graficzną przygotowało argentyńskie duo — Max i Sebastian Fiumarowie. Kolory dobrał Dave McCaig, a okładkę zaprojektował artysta znany pod pseudonimem Jock. O czym więc opowiada pierwszy tom Lucyfera?

lucyfer

Książę Ciemności zaginął i wygląda na to, że już nie wróci. Ślepy, kaleki, bez grosza przy duszy niegdysiejszy władca piekła to teraz zasuszony starzec w łachmanach. Tkwi uwięziony w miasteczku, w którym nieustannie dręczą go złowieszcze moce, i nic nie jest tym, czym się wydaje. Lucyfer nie pamięta, jak tu trafił, nie może uciec i w żaden sposób nie potrafi odnaleźć swego dziecka — jedynej istoty zdolnej zapobiec końcowi świata. W tym samym czasie John Decker, policjant z Los Angeles, miasta, w którym kiedyś mieszkał Lucyfer, traci wszystko, co kocha. Kiedy detektyw rozpaczliwie próbuje dociec przyczyny swojego nieszczęścia, zostaje wciągnięty w mroczny spisek, którego członków łączy jeden cel — zabić Lucyfera Gwiazdę Zaranną. Gdy potwory i magowie ze wszystkich poziomów rzeczywistości spiskują przeciw niemu, czy Niosący Światło zdoła przezwyciężyć niedomagania umysłu i ułomności ciała, aby odzyskać należne sobie miejsce w kosmosie?

Zobacz również: Najlepsze filmy o zombie

Historia zaczyna się z całym worem znaków zapytania, a wątki są poplątane. Za jednym razem poruszany jest temat z życia schorowanego detektywa, a za drugim coś o Lucyferze, żeby za moment skoczyć do wspomnień którejś z obu postaci. Były władca piekieł mówi o rzeczach i osobach, o których nic nie wiadomo. Jego myśli są zagmatwane. Persony, które spotyka, wiele nie pomagają, ponieważ mówią równie zagadkowo co Lucyfer. Jednakże historia Deckera daleko od tego nie odstaje. Wiadomość, którą otrzymał już na samym początku zeszytu, zabawiła się jego umysłem, wliczając w to również moje własne rozumienie historii. Obrazy, które znalazły się na stronach komiksu zwodziły mnie do tego stopnia, że nie byłem już pewny czy to, co widzi John jest rzeczywistością, czy tylko wytworem jego wyobraźni. Dopiero pod koniec zorientowałem się, że losy obu bohaterów są ze sobą pośrednio złączone. Krótko po punkcie kulminacyjnym kartki się skończyły i pozostawiły mnie z mniejszą ilością pytań – nadal zdezorientowanego, jednakże zaintrygowanego dalszymi wydarzeniami.

Zacznę od aspektów, które nie przypadły mi do gustu. Po pierwsze – dialogi Mazikeen. Rozumiem, że jest ona demonem i demony mają swój własny język, ale gdy ktoś mówi  hszehlekhłahymh hinę hszez chfhoje oszhodhoły i khofhieszhiła whe dhszhfhiah, to bardzo ciężko cokolwiek zrozumieć, chyba że jest się samym Cthulhu. Z drugiej strony być może o to właśnie chodziło. Bynajmniej zabieg ten totalnie do mnie nie trafił.

O drugim minusie wspominałem już wyżej, a mianowicie przeplatanie wątków i faktów, które nie są jasno wytłumaczone nowemu czytelnikowi. Tak, wiem, że ta nowa seria ma na celu poszerzenie Uniwersum Sandman. Ale praktycznie na każdej stronie internetowej widnieje informacja o tym, że jest to początek kolejnej serii, zatem myślę, że powinni dodać jakąkolwiek wzmiankę o tym co, gdzie i jak. Zawsze może to być prosta zagrywka marketingowa na takich ludzi jak ja. W takim wypadku mogę jedynie im pogratulować, ponieważ złapałem haczyk jak zwykła płotka (pozdrawiam najlepszego konia w popkulturowym świecie!).

Zobacz również: Lovecraft a filmy – trzy ekranizacje, na które warto zwrócić uwagę

lucyfer

Pomimo zarzutu, iż fabuła nie została poprowadzona zbyt dobrze, nadal zostałem wystarczająco zaintrygowany, aby czekać na kolejny tom. Największe wrażenie zrobiły na mnie rysunki braci Fiumarów. Lekko realistyczne wzornictwo, nie aż tak kreskówkowe jak w większości komiksów, które przyszło mi czytać. Mroczne, wymyślne i przerażające. Ich styl zdecydowanie przypadł mi do gustu. Ponadto kolorowanie Dave’a McCaiga perfekcyjnie oddzieliło wątki detektywa oraz Lucyfera. Historia Johna jest bardziej przytłaczająca i depresyjna, wypełniona odcieniami niebieskiego i zielonego. Wątek władcy piekieł, którego często kojarzymy z ogniem, jest bardziej jaskrawy i wypełniony pomarańczą.

Tom pierwszy komiksu Lucyfer jest całkiem dobrym zbiorem historii, które mają szansę zaintrygować nowych czytelników. Jego tajemnice mogą nie być zbyt proste do przetrawienia dla osób, które wolą mieć fakty wyłożone na tacy. Komiks wymaga choć trochę ponadprzeciętnej cierpliwości niż zwykle. Ostatecznie nie zostałem fanem pióra Dana Wattersa (przynajmniej za sprawą tego tomu), lecz zainteresował mnie na tyle, abym sięgnął po kontynuację – o ile zostanie kiedykolwiek przetłumaczona. Myślę, że mimo wszystko i tak największy wpływ na tę decyzję ma fakt, że lubię mroczne klimaty, a bracia Fiumarowie zaserwowali go perfekcyjnie.

A, no i jeśli kiedykolwiek skusicie się na ten komiks ze względu na serialowego Lucyfera, to możecie się zawieść, gdyż mają ze sobą niewiele wspólnego. Kto wie, być może w późniejszych tomach to się zmieni…

OCENA: 8/10


lucyferScenarzysta: Dan Watters
Ilustrator: Max Fiumara, Sebastian Fiumara
Tłumacz: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont
Liczba stron: 160
Typ oprawy: twarda
Data premiery: 29.04.2020

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze