Brałem się, brałem i w końcu wziąłem – Rękawica Nieskończoności za mną. Jak mi się podobał ten powszechnie uznawany za kultowy komiks?
Nie przepadam za wielkimi eventami w świecie DC i Marvela, gdzie autorzy rzucają w nas co chwile dziesiątkami bohaterów, których losów nie śledzimy od lat, albo o których istnieniu nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy. Wolę zamknięte, przyziemne historie, bez większego rozmachu, ograniczające się do małej grupki hirosów. Przejechałem się tak na Batman Metal, sądząc, że czeka mnie historia skupiająca się na tytułowym Batmanie. Już w ciągu pierwszych pięciu stron dostałem istny wysryw wątków, multiuniwersów i kompletnie mi obojętnych postaci. Miałem spore obawy, że podobnie będzie w kultowym dziele Rękawica Nieskończoności.
Zobacz również: Kącik komiksowy #1 – Dom Pokuty, Kosz pełen głów, Snow Blind
Komiksy superbohaterskie rządzą się swoimi prawami. Nie obraźcie się, zatwardziali fani Marvela i DC, ale niektóre wątki fabularne w tych komiksach zakrawają o Modę na Sukces. Zbroja Iron-Mana zakochała się w Tonym Starku? Ms. Marvel urodziła swojego gwałciciela? Punisher stał się czarny? Co oni, do chu*a, palą w tym Marvelu?! I czytając Rękawicę Nieskończoności kilka razy chciałem zadać to pytanie na głos. Ale, cholera, całość ma w sobie tyle uroku, że człowiek przymyka oko na tą uroczą naiwność niektórych wątków. Dla przykładu – główny motyw Thanosa, by zdobyć sześć Kamieni Nieskończoności? Chciał zaimponować kobitce i stworzyć z nią trwały związek – a imię jej Śmierć.
Ubiegając pytania – nie mogę powiedzieć, że filmowa adaptacja Rękawicy działa lepiej od swojego komiksowego pierwowzoru. Tak naprawdę nie mają one ze sobą za dużo wspólnego. To dwie kompletnie różne historie, które łączą tylko poszczególne, pojedyncze elementy. I przyznam, że jako koleś, który najpierw zapoznał się z MCU, a dopiero później zagłębił się w komiksy, jest to dla mnie bardzo dziwne i zarazem fascynujące doświadczenie. Widzieć całkowicie inną wizję Draxa Niszczyciela i Gamory. Oglądać duecik Hulk-Wolverine. Poznać te wszystkie kosmiczne, marvelowskie bóstwa, które wywołały u mnie uśmiech politowania. Patrzeć, jak Czarna Wdowa jest bezużyteczna… A, chwila, przepraszam, to akurat jest wspólny element MCU i komiksów. Więc tak, każdemu fanowi filmów Marvela polecam poznać ich oryginalne źródło, bo to naprawdę niezła frajda.
Zobacz również: Resident Alien, tom 1 – recenzja komiksu. Lekarz, detektyw i… kosmita?
Wydana w 2018 roku w Polsce Rękawica Nieskończoności, a mająca pierwotnie premierę w 1991 roku, składa się z dwóch historii. Wyprawa Thanosa opowiada o procesie zdobywania Kamieni przez Szalonego Tytana – ot, swoiste wprowadzenie przed tytułową opowieścią. Bo zajmująca większość tomu Rękawica to już czysta napierdzielanka z Thanosem z udziałem naszych ulubionych herosów. Nie wiem, naprawdę nie wiem ile komiksów człowiek musiałby przeczytać, żeby chociaż powierzchownie ogarnąć wszystkich bohaterów, których upchnięto na przestrzeni 360-ciu stron tego tomu. Podejrzewam, że sporo i cieszę się, że właściwie wystarczy znać tylko dwóch, by w pełni cieszyć się treścią tego komiksu. Thanosa – którego zna każdy – i Adama Warlocka, którego przeszłość zostaje czytelnikowi łopatologicznie wyjaśniona.
Oczywiście, są też inne postacie, mniej lub bardziej ważne, ale stanowią właściwie tło dla tych dwóch panów. Mamy jakieś intergalaktyczne bóstwa, podróbkę Aquamana, cameo zalicza nawet Alf – ale historia sprowadza się do Thanosa i Warlocka. Czyta się to szybko, czyta się to z ciekawością, akcji jest co niemiara (niektóre rysunki robią spore wrażenie nawet dzisiaj) i jedynym zgrzytem, poza wspomnianymi naiwnymi wątkami, jest akt trzeci. Rozumiem intencje, nie pochwalam wykonania.
Jeśli ja – osoba, która nie znosi takich tego typu eventów – nie dość, że dobrze się bawiłem, to jeszcze czerpałem sporo radości z lektury tego komiksu, to to chyba znaczy, że Rękawica Nieskończoności bezsprzecznie zasługuje na swój status kultowości. Przede mną kolejne dwie części trylogii – Wojna Nieskończoności oraz Krucjata Nieskończoności, choć obawiam się, że mogą jednak Rękawicy nie dorównać. Czas pokaże!
OCENA: 9/10
Scenarzysta: Jim Starlin
Ilustrator: Ron Lim, George Perez
Tłumacz: Dariusz Stańczyk
Wydawca: Egmont
Liczba stron: 360
Typ oprawy: twarda
Cena okładkowa: 99.99 złotych
Data premiery: 5 grudnia 2018