Ten piękny i smutny świat Jima Jarmuscha

Paterson wiedzie spokojne życie u boku ukochanej dziewczyny. Pracuje jako kierowca, czasem pisze wiersze. I jak to u Jima Jarmuscha bywa, dzieje się tu niewiele więcej. Dorota Kostrzewa tymi słowami zapowiadała film Paterson w 2016 roku i każdy, kto zna twórczość Jarmuscha wie, że jest to też najlepsza rekomendacja jego nowego dzieła (chyba, że lubisz zombie albo Selenę Gomez). Ale zacznijmy od początku.

W swoim pierwszym filmie – Nieustające wakacje – Jim Jarmusch opowiada historię bezrobotnego mężczyzny, który nie ma określonych celów w życiu, ale wie, że nie chce niczego zmieniać. W wolnym czasie albo tańczy, albo przemierza szare ulice Nowego Jorku. Wraz z bohaterem dostrzegamy piękno w prostej ulicznej sztuce, staramy się zrozumieć ludzi, których ulice miasta już bezwzględnie ukształtowały, oraz próbujemy odnaleźć pewną naukę i morał tej historii. Jaki jest ten morał? Czy nasz bohater odrzucając pewne ideały amerykańskiego snu, osiągnął szczęście? Czy może wydarzyło się coś w jego życiu, co sprawia, że nie jest w stanie się podnieść, a teraz szuka usprawiedliwienia, by już nie próbować? Być może ja nie zrozumiałem zamysłu reżysera, być może żadna z tych odpowiedzi nie jest prawdziwa. Ale może właśnie prawdziwa jest każda z nich, a tylko od nas zależy, którą chcemy wybrać.

Zobacz również: Śniegu już nigdy nie będzie – recenzja filmu. Między ziemią, a śniegiem

Jednak na Nieustających wakacjach się nie kończy. Czy to będzie historia imigrantki z Europy, która zamiast Ameryki wielkich możliwości zastaje tylko wielkie rozczarowanie (Inaczej niż w raju), czy trzech mężczyzn, którzy trafiają do więzienia być może po to, by docenić wolność i zacząć jej szukać (Poza prawem), a może jedna noc z kilkoma taksówkarzami, którzy mają zbyt dużo do powiedzenia (Noc na Ziemi) – Jim Jarmush od początku był zdecydowany, jakie kino chce kręcić. I pomimo tego, że schemat wydaje się mocno powtarzać, jest coś uzależniającego w oglądaniu tych ludzi, których proste życie nie skupia się na dążeniu do lepszego jutra, nie polega na zdobyciu awansu czy poderwaniu tej najładniejszej dziewczyny. Bo filmy nas trochę przyzwyczaiły do zastanawiania się, jak dana historia się skończy, kto jest mordercą, czy zobaczymy dobre, czy złe zakończenie. Jednak w życiu nie ma dobrych i złych zakończeń.  Co gorsza, nie ma dobrych i złych decyzji, a przynajmniej pozostaje nam zgadywać, jak mogłoby się to inaczej potoczyć. Bohaterowie Jarmuscha wydają się trochę zawieszeni w czasie, boją się zrobić krok do przodu – jak nastolatka, która woli jeździć taksówką, niż wykorzystać szansę na karierę aktorską (Noc na Ziemi), podstarzały mężczyzna, który będzie próbował dowiedzieć się, kto jest matką jego syna, jednocześnie chyba licząc na to, że nie dowie się niczego (Broken Flowers), czy w końcu ten prosty, a jednak utalentowany kierowca autobusu, który nie chce opublikować swoich wierszy.

Zobacz również: Lovecraft a filmy – trzy ekranizacje, na które warto zwrócić uwagę

Paterson prowadzi proste życie. Wstaje rano do pracy, podsłuchuje rozmowy przypadkowych ludzi w autobusie, w przerwie pisze poezję, a wyprowadzając psa lubi wstąpić do baru na szybkie piwko. Jego żona nie pracuje, więc spełnia się jako artystka i tworząc swoją czarno-białą sztukę zamienia ich mieszkanie w scenerię bliższą filmom Davida Lyncha. Ciężko powiedzieć, żeby Paterson mógł czuć się spełniony, jednak po każdym takim dniu przychodzi ten moment, kiedy kładzie się spać, a jego żona zasypia w jego objęciach. Nagle uświadamiam sobie, że trudno mi wyobrazić sobie lepszy obraz, który może kończyć nasz dzień oraz rozpoczynać kolejny. Nagle odkrywam, że w życiu Patersona niczego właściwie nie brakuje – ma dach nad głową, stabilną pracę i osobę, z którą może to życie dzielić. Rutyna w jego życiu, która kojarzy się z nudą, może również świadczyć o spełnieniu. Bo w świecie, w którym jesteśmy zalewani przemowami motywacyjnymi, a każdy chce nam udowodnić, że możemy osiągnąć wszystko, nie mamy wiele czasu by zastanowić się, co to tak naprawdę znaczy „osiągnąć wszystko”.

Zobacz również: Męskie kino #1 – Psy

Być może Paterson jest tym niespotykanym człowiekiem, który to „wszystko” osiągnął i dlatego nie chce niczego w swym życiu zmienić. No ale są jeszcze te wiersze. Paterson czasem wyciąga swój notes i pisze dla zabicia czasu. Czym jest jego poezja naprawdę nie mnie oceniać, jednak jego żona jest przekonana, że wiersze powinny ujrzeć światło dzienne, a taki talent nie może się marnować. Jedyne co musi zrobić, to pokazać je komuś, kto będzie mógł je ocenić, a następnie wydać lub odrzucić. Wydaje się, że Paterson może jedynie wygrać, a w najgorszym razie nic nie stracić. Podjęcie decyzji jednak jest wyjątkowo trudne. Jest to spore odstępstwo od jego rutyny, a każde rozwiązanie sytuacji w nią ingeruje. Jeśli wiersze zostaną uznane, może mu to przynieść sławę, której tak naprawdę nie chce, odrzucenie wierszy może sprawić, że straci chęć ich pisania, a obydwa scenariusze odbiorą pewną intymność tak zwykłej czynności. Ale jest to tylko moja interpretacja.

I nie bez powodu piszę w swoim imieniu o tym, że życie Patersona jest piękne w swojej prostocie, bo nie jest to takie oczywiste. Co prawda dla mnie to było oczywiste po obejrzeniu filmu, ale czytając komentarze odkryłem prawdziwą moc ukrytą w tym filmie. Dowiedziałem się, że jest wiele przesłanek ku innemu rozwiązaniu. Być może Paterson jest zamknięty na zmiany, bo nie potrafi przejść przez swoje traumy, zamyka się na ludzi, nawet przed swoją żoną, cicho umierając od środka. Nie chcę więcej mówić, bo też nie chcę w to wierzyć – ja swojego Patersona już wybrałem.

I to jest chyba najpiękniejsze w tych filmach. Bo oglądając kryminały możemy przewidywać kto zabija, oglądając biografię możemy poznać historię człowieka, oglądając większość filmów arthouse’owych możemy zrozumieć reżysera. Od Jarmusha dostajemy tylko te proste historie. Lecz chyba nie chodzi o to, żeby zrozumieć, czy reżyser pokazuje nam nieudaczników, ludzi szczęśliwych czy zagubionych, a o to, żeby zastanowić się jak sami ich postrzegamy. I właśnie dlatego warto raz na jakiś czas uciec do tego pięknego i smutnego świata – być może pozwoli nam to dowiedzieć się czegoś więcej o nas samych.

Daniel Kurbiel

Uznaje zasadę, że "mniej znaczy więcej". Fan filmów psychologicznych, obyczajowych i horrorów, ale docenia też dobre kino akcji. Zamiast złożonych intryg i szokujących zwrotów akcji, w filmach szuka raczej dobrze napisanych postaci i świadomej reżyserii.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze