Ratchet i Clank: Rift Apart – recenzja gry. Najpiękniejsza gra w historii?

Tak – najnowszy Ratchet i Clank to najpiękniejsza gra, jaką widziałem. Ale daleko jej do dziewiątek i dziesiątek, którymi zostaje obdarowana w recenzjach.

Nowa generacja w wykonaniu PlayStation pozostawia wiele do życzenia. Jeszcze wczoraj, Sony mogło pochwalić się zaledwie dwoma dużymi i jakościowymi tytułami ekskluzywnymi na PS5. Kolejne zaś – God of War Ragnarok czy sequel Horizon Zero Dawn – według najnowszych wieści, ku niezadowoleniu graczy, pojawią się również na PS4. Nie wspominając już o braku konsol w sklepach czy grach za 350 złotych. Mimo wszystko, japoński gigant raczej nie ma obecnie konkurencji. I pomimo małej ilości exów na PS5 czy exów międzygeneracyjnych Sony, w przeciwieństwie do Microsoftu – te gry są. I niedawno do grona dwóch exów na najnowszą konsolę od PlayStation, dołączył trzeci tytuł. Ratchet i Clank: Rift Apart po siedmiu miesiącach od startu nowej generacji, pokazuje moc drzemiącą w PS5.

Zobacz również: Returnal – recenzja gry, której nie przeszedłem

Tym razem fabuła wchodzi na tereny multiwersów, czyli tematu nabierającego ostatnimi laty na popularności w popkulturze. Ratchet i Clank po raz kolejny zostają zaskoczeni przez Doktora Nefariousa, który wykradł broń pozwalającą na podróż między wymiarami. Zrządzenie losu chciało, iż broń ta ulega uszkodzeniu, przez co wymiary się przez siebie przenikają. W skrócie mówiąc – jest jeden, wielki, międzywymiarowy  bałagan. Co gorsza, Ratchet zostaje uwięziony w świecie, gdzie Nefarious jest imperatorem, natomiast Clanka porywa żeński Lombax – Rivet. Niestety, zaprezentowana historia mnie nie porwała, nie, wręcz przeciwnie – mocno znudziła. Miałem nieodparte wrażenie, że gra została stworzona z myślą o najmłodszych i naprawdę, dorośli gracze nie doszukają się w warstwie fabularnej niczego interesującego. A już na pewno nie w tanich morałach, wygłaszanych przez bohaterów co kilka filmowych przerywników.

Zobacz również: Astro’s Playroom – recenzja gry. Dobre, bo za darmo?

Na szczęście uwagę od dialogów odwraca warstwa wizualna. Najnowszy Ratchet to rzeczywiście graficzne cudeńko. Nie zawaham się nawet użyć stwierdzenia, iż to najpiękniejsza gra, jaką widzieliśmy dotychczas w historii. Detale, jakość animacji oraz ilość tego, co się dzieje w danej chwili na ekranie za każdym razem budzi we mnie zachwyt. Gdy pierwszy raz odpaliłem Rift Apart i na własne oczy zobaczyłem czego dokonali wariaci z Insomniac Games w kwestii grafiki, zbierałem szczenę z podłogi. Ani Soulsy, ani Returnal nawet nie zbliżyły się do tej jakości. Ratchet to pod tym względem coś przełomowego i świeżego, a jeszcze dodatkowo chodzi niesamowicie płynnie i nie uświadczymy w grze żadnych loadingów.  Ale…

No tak. Mam jeden, zasadniczy problem z tą produkcją (Wdowik i jego problemy, mmmm). To czternasta gra z serii. I niezmiennie od pierwszej gry o dźwięcznym tytule Ratchet i Clank, wydanej na PS2 w 2002 roku, główne założenie rozgrywki właściwie się nie zmieniło. Chodzisz, zbierasz śrubki i masakrujesz wrogów. Oczywiście, na przestrzeni 19 lat i 14 części, dostaliśmy liczne – najczęściej mniejsze niż większe – urozmaicenia i usprawnienia, zarówno rozgrywkowe jak i techniczne, a grafika poszła do przodu. Ale to wciąż ten sam pomysł, wałkowany od prawie dwóch dekad. I chociaż zawsze każda część stoi na najwyższym technicznym poziomie, gameplayowo ciężko już tu coś dodać i wymyślić. Można tworzyć wariacje mechanik rozgrywki, można dodawać małe urozmaicenia jak chociażby tegoroczne wyrwy w czasie, ale sam trzon od lat jest taki sam. Chodzenie, zbieranie śrubek, rzezanie wrogów.

Zobacz również: Logitech G923 – test popularnej kierownicy

I, kurde, psioczę, ale też z drugiej strony rozumiem Sony i Insomniac Games. Bo jeśli ktoś nie miał wcześniej styczności z serią, to jestem przekonany, że będzie się wyśmienicie bawił przy Rift Apart, poznając tych bohaterów, ten świat i ten model rozgrywki. Jednakże dla mnie, gracza będącego z uwielbianym duetem futrzaka i robocika niemalże od premiery w 2002 roku, rozgrywka jest już nudna i nie zmieni tego ani super-piękna grafika, ani brak loadingów czy płynność animacji. Tak więc najnowszy Ratchet i Clank to według mnie tytuł przede wszystkim dla graczy, którzy wcześniej z serią mieli niewiele do czynienia – czyli w zasadzie przeszli co najwyżej remake części pierwszej na PS4. Natomiast Ci, którzy znają Ratcheta na wylot – to jest kolejny Ratchet, tylko z ładniejszą grafiką. Czy warty 350 złotych? Na to pytanie musicie odpowiedzieć już sobie sami.

Plusy

  • Miodna grafika
  • Wciąż, przyjemny tytuł dla tych, którzy z Ratchetem nie mieli wcześniej do czynienia

Ocena

8 / 10

Minusy

  • CZTERNASTA gra o tym samym...
  • Denna historia, denne dialogi
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze