Kącik Filmowych Premier: Candyman, Zabójczy Koktajl, Kosmiczny Mecz 2

Kolejny tydzień i kolejny przegląd filmów, które możecie obejrzeć w kinie. Ja zostaję w temacie horrorów i innego mordobicia, a Krzysztof jebie zasady i przypomina o Kosmicznym Meczu 2, który wciąż możecie obejrzeć na dużym ekranie (D. Kurbiel)


Zobacz również:
Popkulturowy przegląd miesiąca – wrzesień
Rick i Morty Przedstawiają, tom 2 – recenzja komiksu
Wiedźmin: Zmora Wilka – recenzja filmu. Wiesiek już nie taki „słowiański”


Candyman


Jordan Peele to mistrz komentarza społecznego na temat rasizmu, którym człowiek faktycznie chce się przejąć. Poza tym jak nikt inny przygotowuje wizualnie swoje filmy pod reżyserowanie czarnych twarzy. Z tych i innych powodów jego nazwisko w roli producenta współczesnej wersji historii o być może pierwszym afroamerykańskim duchu-mordercy tak bardzo cieszy.

Mamy tu dość klasyczny horror o przywoływaniu duchów i grzebaniu w przeszłości w dość niecodziennej odsłonie. Candyman bardziej niż upiorem z szafy, jest pewnym symbolem uciskania kolorowego społeczeństwa przez białych. Mało oryginalnie? No niekoniecznie. Ciągle jesteśmy w temacie horroru, a tym razem, dla odmiany, to biały umrze jako pierwszy (wybaczcie spoiler). Film odwraca klasyczne postrzeganie kinowego zabijaki – rezygnuje z jumpscare-ów i bez wahania pokazuje postać Candymana w całej okazałości. Nie oznacza to jednak, że groza będzie tu tylko dodatkiem do opowiadanej historii. Reżyser umiejętnie straszy wizerunkiem mordercy oraz buduje ciągle napięcie – po prostu robi to za pomocą obrazu, a nie zrywającej z fotela muzyki. Klimat filmu na pewno wciąga, a metraż zamykający się w półtorej godziny, nie pozwala na zwolnienie tempa.

Nawet, jeśli scenariusz tak naprawdę nie jest wybitny, to na pewno daje konkretne powody, by utożsamić się z sympatycznym mordercą. Wiadomo, że każdy, kto uprawia seks lub jest głupim nastolatkiem dokuczającym słabszym, zasługuje na śmierć, ale rzadko można poczuć taką satysfakcję z kolejnych zgonów, jak w przypadku Candymana. Film jest takim poradnikiem „Jak mówić o rasizmie by cię słuchano”. Bo też ile można oglądać tej cukierkowej poprawności politycznej wymyślonej przez białych, przeznaczonej dla białych. (D. Kurbiel)

OCENA: 7/10


Zabójczy koktajl


https://www.youtube.com/watch?v=xAu2AuvQrIU

Tytuł filmu w zasadzie mówi wszystko. Weź trochę Johna Wicka, trochę Roberta Rodrigueza, trochę Aniołków Charliego, wszystko wymieszaj, przelej do wysokiego szkła, topuj klimatem lat 80’ i dodaj girl power na garnisz. Drink wyczuwalnie słodki, lekko kwaśny, ale w zasadzie głównie daje wódą.

Nawot Papushado zasłynął już Dużymi złymi wilkami. Film był genialnym, trzymającym w napięciu thrillerem traktującym na bardzo poważny temat, z dziwnie absurdalnym humorem. Tym razem reżyser spuszcza z poważnego tonu i zwyczajnie bawi się kinem. Koktajl nie trzyma jakiegoś konkretnego tonu, fabuła powstaje na bieżąco, a kolejne sceny akcji prezentują choreografie walki, makabryczną groteskę, efektowne popisy kaskaderskie lub potężną wymianę ognia. Motywacje i działania głównej bohaterki są niezrozumiałe i mocno podważane, ale przecież gęsto ścielący się trup to wszystko czego tutaj potrzebujemy.

Zaczyna się zabawnie – jest cukierkowy klimat i jest jakaś Firma, która wysyła babę, by nakopała chłopom. Jednak im dalej w las, tym bardziej zaczyna doskwierać brak jakiejkolwiek kontroli nad filmem. Z bohaterami (bohaterkami) ciężko się utożsamiać, a jeszcze ciężej polubić. Nie do końca wiadomo, komu mamy tu kibicować i w ogóle czego by się tu złapać. Napięcie nie narasta, więc z czasem zaczyna wiać nudą. Finałowa akcja to rekord bezsensownego rozwleczenia – bohaterki wymieniają spojrzenia, potakują sobie i coś tam smucą o rodzinie nie używając słowa „rodzina”. Film przypomina trochę Kociołek Panoramiksa pity pierwszego dnia weekendu w środę pod akademikiem, więc na pewno znajdzie swoich zwolenników. Jeśli jednak nie jesteś fanem takich rarytasów, a na imprezach zdarza Ci się powiedzieć „nie mieszam” napij się lepiej piwa i obejrzyj Candymana. (D. Kurbiel)

OCENA: 4.5/10


Kosmiczny Mecz 2


Jak Danielo podkreślił we wstępniaku, trochę mi się pojebało. Pytał się mnie, czy wrzucać Kącik Premier z dwoma tytułami czy mam może trzeci film do opisania. Jak to dwa filmy w Kąciku? Muszą być trzy, toć to tradycja! No to miałem trzeci film – Kosmiczny Mecz 2. Produkcja, o której w sumie nie powinno się w ogóle mówić, bo jest obrzydliwa.

Dlaczego Kosmiczny Mecz 2 jest obrzydliwy? Poza faktem, że to kolejny sequel bazujący na mocy nostalgii i tylko na niej, nie wnoszący właściwie nic oryginalnego, to nawet większy niesmak pozostawiło u mnie brandzlowanie się szefostwa Warner Bross nad swoją zajebistością. Bo Kosmiczny Mecz 2 to tak naprawdę reklamówka tego studia. Hej, widzowie, patrzcie się do jakich fajnych marek mamy prawa. Uuuu, Harry Potter! Ooo, King Kong! A tu Mad Max, a tam Matrix – że nie wspomnimy już o Batmanie!

I zapewne można było zrobić to ze smakiem. Ale wzięli pomysł sprzed dwudziestu lat, usunęli skunksa bo jest niepoprawny politycznie (o złoczyńcach z Mechanicznej Pomarańczy zapomnieli) i podrasowali film o easter eggi rodem z Ready Player One, mając nadzieję, że nostalgia wjedzie widzów bez mydła. Kosmiczny Mecz 2 ma ten sam problem, który dotyka niemal wszystkie sequele tworzone po latach – brakuje mu duszy. (K. Wdowik)

OCENA: 4/10

Daniel Kurbiel

Uznaje zasadę, że "mniej znaczy więcej". Fan filmów psychologicznych, obyczajowych i horrorów, ale docenia też dobre kino akcji. Zamiast złożonych intryg i szokujących zwrotów akcji, w filmach szuka raczej dobrze napisanych postaci i świadomej reżyserii.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze