Night of the Animated Dead – recenzja filmu. Romero się w grobie przewraca

Ktoś wpadł na genialny pomysł, by powstałą w 1968 roku Noc Żywych Trupów przerobić na film animowany.

Jeśli ktoś śledzi moje teksty, to zapewne zdążył się domyślić, że kocham zombie. Żywe trupy łykam w każdej możliwej formie – filmów, gier, komiksów czy książek. Ba, nawet muzyki, wszakże Thriller Michaela Jacksona po dziś dzień robi na mnie ogromne wrażenie. Szczególne miejsce w moim serduszku zajmuje oryginalna zombie-trylogia ojca tych stworów, George’a A. Romero. Cały fenomen lubujących się w ludzkim mięsie ghuli zaczął się właśnie wraz z wyreżyserowaną przez niego Nocą Żywych Trupów z 1968 roku. Teraz, po 53 latach, ktoś doszedł do wniosku, aby zrobić… wersję animowaną tego filmu. I tym oto sposobem narodził się bękart nazwany Night of the Animated Dead.

Zobacz również: Krótka historia zombie filmów w reżyserii George’a A. Romero

Jest jakiś problem z tymi zombiakami. Jeśli zobaczycie nasz ranking najlepszych filmów z zombie, bardzo łatwo zauważyć, że około 2010 roku skończyły się pomysły na ambitne filmy z żywymi trupami. Co jakiś czas pojawi się jakaś perełka, której rzeczywiście udaje się utrzymać wysoki poziom i poważny ton. W większości jednak są to albo komedie, albo produkcje odwołujące się do klasyki i mające tym samym nadzieję na to, że oszukają widownię i wyłudzą od nich kasę. Mieliśmy jakiś czas temu bezpośredni sequel Dnia Żywych Trupów. Syn Romero zapowiadał prequel, a następnie sequel do dwóch zombie-trylogii swego ojca – po czterech latach wciąż cisza w temacie, a o ile pamiętam była nawet akcja crowdfundingowa. W kocu – omawiany dziś animowany remake oryginalnej Nocy. A po skończeniu recenzji czeka na mnie serialowy Dzień Żywych Trupów, którego zwiastun wywołał u mnie odruchy wymiotne!

Night of the Animated Dead to jedna z najgorszych animacji, jaką przyszło mi kiedykolwiek oglądać. A znam się na rzeczy – wszakże pracuję w kinie i co jakiś czas jestem świadkiem kolejnych chińskich bajek  wprost od Kino Świat. Zresztą, słowa nie opiszą tego, jak źle to wygląda. Na Boga, mamy 2021 rok. Pixar sprawia, że granica między animacją a realizmem się zaciera, a Warner Bross wypuszcza coś, co wygląda jak robota odwalona w paincie przez znudzonego psychofana Nocy Żywych Trupów. I jeszcze wołają za to kupę kasy.

Zobacz również: Halloween Zabija – recenzja filmu. Zabija, ale resztki mojej wiary w przemysł filmowy

Gdyby chociaż zachowano jakiś standard jakości, gdyby to wyglądało jak animowane filmy DC. Nie – to wygląda po prostu jak gówno. Nie ma w sobie za grosz klimatu ani duszy. Co jednak mnie zaintrygowało – nie jest to kropka w kropka skopiowany scenariusz pierwowzoru. Film stara się usprawnić oryginał! I jak pomysł na dodanie kilku scen, w tym retrospekcji Bena, uznaję za na tyle duży plus, by podnieść ocenę Night of the Animated Dead o dobre dwa stopnie, tak decyzję o dodaniu często absurdalnych scen gore, wywołujących banana na twarzy, uznaję na tak bardzo nietrafioną ideę, że obniżam ocenę o półtora stopnia. 1.5/10 – niech ma i się cieszy, że w ogóle cokolwiek o nim napisałem.

Plusy

  • Dodaje kilka scen do oryginalnego scenariusza

Ocena

1.5 / 10

Minusy

  • Animacja, animacja i jeszcze raz animacja...
  • Dodanie absurdalnego gore
  • Stosunek cena-jakość to przykry żart
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze