Nocne kły – seksowne stwory nocy, niemniej pociągający łowcy i ten jeden, zagubiony człowieczek, rozkoszny w swojej naiwności, zagubieniu i uderzającej głupocie. Kolejna klisza o wampirach. Skojarzenia ze Zmierzchem – jak najbardziej, zasadne.
Pandemia, z samej definicji tego słowa oraz z tego, co oznacza, nie jest niczym dobrym. Jednak jeśli zapytacie mnie czy dostrzegam jakiekolwiek pozytywy tej sytuacji, odpowiem, że kilka. Na przykład to, iż w streamingu dostajemy coraz więcej filmowych premier. Proszę mnie źle nie zrozumieć – życzę kinom, jak najlepiej. Jednocześnie uważam, że nie każdy film zasługuje, aby celebrować go w kinowych fotelach z popcornem w jednej ręce i napojem w drugiej, dyskretnie chrupiąc i mlaszcząc przy akompaniamencie filmowych wrażeń. Ten film, w mojej ocenie, na to nie zasługuje, ale w domowych pieleszach dostarcza sporo rozrywki.
Zobacz również: Diuna – recenzja filmu. Kina nie umrą
Istnieją trzy zasady:
Nie mówić ludziom, że wampiry istnieją. Nie żerować na nich wbrew ich woli. I nigdy nie zapuszczać się do Boyle Heights bez pozwolenia. Ktoś złamał te reguły, a Los Angeles spłynie krwią. Nie tylko ludzką.
Przyznaję, Nocne Kły (swoją drogą, cóż za toporny i infantylny tytuł) mają więcej wad niż zalet. A jednak czerpałam z seansu pewną satysfakcję i przyjemność. Bo ja po prostu kocham wampiry! Wszystkie. Włącznie z tymi wyzutymi z charakteru, mroku i magnetyzmu. Taki już mam kink.
Zobacz również: Castelvania – recenzja 4, ostatniego sezonu wspaniałej adaptacji gry
Z pozytywów muszę wskazać ładne, kolorowe zdjęcia (przez pierwsze kilkanaście minut filmu) i ścieżkę dźwiękową. Nadaje ona akcji stosownego tempa i jest na tyle przyjemna, że słucham jej przy pisaniu tych słów. Dzielnica zamieszkiwana przez głównego bohatera jest tak barwna i charakterna, że mam ochotę lecieć tam z telefonem i robić sobie fotki na Instagrama na tle kolorowych graffiti.
Nie mogę pominąć także tego, jak bogata w gwiazdy jest obsada tego filmu. Nocne kły zaskakiwały mnie znajomymi twarzami kilkukrotnie. Jakże miło było mi nacieszyć oczy pociągającą Megan Fox i zjawiskową Sydney Sweeney. Razem stworzyły uroczy i charyzmatyczny duet wampirzyc Evy&Grace. Szkoda, że tylko na krótką chwilę, bo mogłabym obejrzeć film tylko o nich, choćby był najgorszy na świecie (nie żartuję!). Nie żeby było w ich kreacjach coś świeżego, jednak jestem zakochana w Fox od momentu ujrzenia jej w Zabójczym ciele. Zaś Sweeney uwielbiam w każdym wydaniu. Och, Megan i Sydney, usiądźcie mi na… stop, ja nie o tym. Alfie Allen w roli Victora, czyli głównego złola, był odświeżający. Przynajmniej dla mnie, bo wciąż w mojej pamięci żywy jest jako Theon w Grze o Tron. Natomiast Alexander Ludwig w swoim epizodzie szalonego Rocko jest bardzo sympatyczny.
Zobacz również: 30 dni nocy, tom 1 – recenzja komiksu
Nie mogę już dłużej mydlić Wam oczu drugim i trzecim planem. Czas na kilka słów o pierwszym. Trudno o bardziej stereotypowe trio od Blaire (Debby Ryan), Zoe (Lucy Fry) i Benny’ego (Jorge Lendeborg Jr.). Dziewczyny bawią się w złego i dobrego glinę, czy tam wampirzyce, a Benny pląsa miedzy nimi z rozkosznym, acz głupim wyrazem twarzy. Nie chodzi nawet o to, że widząc Debby Ryan wciąż mam flashbacki z Wietn… z jej występów w Disney Chanel. Aktorka ma już ten epizod za sobą i bardzo się rozwinęła. Chodzi raczej o to, że jej wątek romantyczny z głównym bohaterem trąci toksyczną relacją. I tak, wiem, wymagam zbyt wiele od netfliksowej kalki, która miała przy premierze sporo zarobić na plecach znanych i lubianych. Uważam jednak, że przede wszystkim platformy pokroju Netfliksa powinny wziąć odpowiedzialność za budowane w popkulturze wzorców zdrowych relacji romantycznych. Mimo to odmawia tego od lat i nie chce przestać.
Postać Benny’ego w kontekście tej relacji ewoluowała w moich oczach z sympatycznego chłopaka z sąsiedztwa w idiotę. Uwiedziony został kilkoma spojrzeniami spod rzęs i jednym czy dwoma pocałunkami. Tak, Debby Ryan w roli wampirzycy Blaire jest słodka i całkiem pociągająca, ale chłopie, rozejrzyj się, co się wokół ciebie dzieje!
Zobacz również: Najlepsze filmy o zombie
Niemiej akcja jest wartka – trup ściele się gęsto, muzyka dobrze wkomponowana, a wszyscy na ekranie są tak piękni, że aż do zjedzenia. Oprawa filmu jest bardzo ładna – graficzna, co nadaje mu komiksowy akcent. Idealna pozycja na niezobowiązujący, lecz miły wieczór, pomimo, że znamy finał zanim jeszcze odpalimy film. Tak długo, jak nie będziemy za dużo analizować i rozkładać go na czynniki pierwsze, seans będzie przyjemny.
Nocne kły to film, o którym zapomnę bardzo szybko. Acz pozostało mi po nim wrażenie na tyle sympatyczne, że kiedy będę robiła maraton filmów o krwiopijcach z pewnością go nie pominę. Obejrzę go jeszcze raz, zaraz po seansie Zmierzchu.