Spirited Away 20 lat później – Jak radzi sobie kultowa animacja?

Studio Ghibli zapracowało sobie na status kultowego. Od wielu lat pobudza wyobraźnię dzieci jak i dorosłych, wysyłając nas do świata magii i fantazji. Z okazji 20-lecia tej animacji, spróbujemy odpowiedzieć na proste pytanie: czy ta magia wciąż trwa?

Cofnijmy się kilkanaście lat wstecz. Mam wtedy lat zaledwie parę. Kulturowo chłonę to, co mi przed oczy wcisną. Pamiętam, że w pewien niedzielny poranek tata włączył telewizor, przeskoczył po kilku kanałach, aż w końcu zatrzymał się na Spirited Away. Ni to Disney, ni to DreamWorks. W każdym razie oglądam. Rozumiem niewiele, w czym nie pomaga mi dziwność postaci i strach, dużo strachu. Mimo wszystko przez wiele lat pamiętałem o niej, zachowałem dobre wspomnienia, które to wystawiłem na próbę.

W Polsce (jak i ogólnie na zachodzie) anime nie jest doceniane, tak jak być powinno. My po prostu nie rozumiemy Japończyków. Dla nas ich środki przekazu są dziwne, żywiołowość zbyt przytłaczająca. Ba! Japońskie animacje kojarzą nam się z ciskaniem kul energii w przeciwnika, wrzeszcząc przy tym, jakby jutro dnia miało nie być. Wszystko wokół błyszczy, wybucha, szaleje. Ta powierzchowna ocena odbija się nam czkawką, nie pozwala nam wejrzeć głębiej. A jednak nawet u nas animacje pod patronatem Hayao Miyazakiego zyskały status kultowy.

Zobacz również: Belle – recenzja filmu. Hosoda ponownie testuje nasze emocje

Dziś mam już trochę więcej wiosen na karku. Przekłada się to również chcąc nie chcąc na ilość obejrzanych przeze mnie dzieł kultury. Początkowo byłem więc przekonany, że mimo kultowości, odejdę zachwycony, ale umiarkowanie. Że szybko o nim zapomnę, by może kiedyś znów wrócić i powspominać, tak jak to robię z innymi filmami. Z tą myślą odpaliłem Netflixa, przygotowałem coś na ząb, rozsiadłem na kanapie i…myliłem się, myliłem co do każdej pojedynczej myśli.

Spirited Away opowiada historię młodej Chihiro, która wraz z rodzicami przeprowadza się do nowego domu. Za sprawą mistycznych sił zostaje uwięziona w tajemniczym świecie bogów. Kapryśna i strachliwa dziewczynka staje przed zadaniem uratowania swoich rodziców i wydostania się z magicznej krainy, nim zostanie tam na zawsze. Może to brzmieć sztampowo. W końcu już w czasach romantyzmu używano motywu dziecka, jako swoistego medium, łącznika między światem duchów a tym przyziemnym (patrz Król Olch). Są to jednak tylko pozory. Ilość motywów zawarta w tej historii przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Jak wiele straciłem, oglądając tę animację jako dzieciak.

Zobacz również: Star Wars: Visions – recenzja serialu. Czy moc jest silna w tym anime?

Fot. Kadr z filmu „Spirited Away”

Motywy i lekcje, które zawarte są w filmie, to piękny zbiór ludzkich przywar i zachowań, które to ludźmi nas czynią. W dodatku animacja przez te wszystkie lata ani na chwilę nie straciła na aktualności. To dojrzała historia, dochodząca do różnych refleksji. Czasem widz dostanie odpowiedź na niektóre pytania na tacy, by następnie zostawić nas z zagadnieniami, które rozważać będziemy godzinami. Sam wręcz nie mogę pojąć, jaką mnogość interpretacji zostawia nam ten film, przy tym wszystkim ciągle będąc kreatywnym. W animacji bowiem znajdziemy wiele ciekawych rozwiązań fabularnych, nie raz widz złapie się więc za głowę, widząc, w jaką stronę to wszystko zmierza. Jednocześnie oglądający nie powinien mieć poczucia zagubienia w fabule. Wszystko jest konsekwentne, wynika z czegoś. To film na więcej niż jeden seans. Odkrywanie ile serca włożono w każdą pojedynczą postać to frajda sama w sobie.

Japończycy mają wielki dar do prowadzenia narracji za pomocą innych środków przekazu niż dialog, a Spirited Away pokazuje jak robić to po mistrzowsku. Bo sztuką jest hipnotyzować aspektami wizualnymi, które jednocześnie opowiadają historię. Wielowymiarowość tego dzieła, jak wiele dało się w nim zawrzeć, to absolutny majstersztyk pisarski.

Zobacz również: Cowboy Bebop – oficjalna czołówka serialu Netflixa

Animacje Studia Ghibli mają bardzo podobny styl. Kreska jest na tyle charakterystyczna, że wybija się na tle innych produkcji anime, co czyni je rozpoznawalnymi. Niech was jednak nie zmylą pozory! Jak już wspomniałem wcześniej, tutaj sfera wizualna opowiada historię. Ręcznie rysowane tła to osobne dzieła sztuki. Idealnie oddają klimat scen, na zmianę powodując u nas poczucie baśniowości, strachu, tajemniczości, radości. Tutaj każda kreska ma znaczenie, jest na swoim miejscu, tam, gdzie powinna być.

Design postaci to majstersztyk sam w sobie. Dawno nie byłem świadkiem takiego pokładu kreatywności, jaki przedstawiony jest tutaj. Postacie są ekscentryczne, wielokolorowe, wielokształtne i przede wszystkim żywe! Patrząc na tłum, widz wierzy w to, że świat, który ma przyjemność podziwiać, faktycznie działa. Do tego ich wygląd wspaniale oddaje emocje, jakie mają w nas wzbudzić. Demon Bez Twarzy przerażał mnie nawet w swojej „podstawowej formie”, a dobrze wiem, że tak miało być.

Fot. Kadr z filmu „Spirited Away”

Czerpie się tu z szerokiej maści legend japońskich. Przykładów nie trzeba szukać głęboko. Twórcy interpretują tutaj na przykład górę Yama-uba, która w legendach jest miejscem zamieszkałym przez wiedźmy, a w animacji jest po prostu odrębną postacią o imieniu Yubaba, która to sama jest wiedźmą. A to tylko drobny kropla wśród morza nawiązań i wszelakich interpretacji.

Zobacz również: Yasuke – recenzja 1. sezonu anime. Samuraj, magia i mechy

Muzyka doskonale podkreśla nastrój, jaki towarzyszyć ma nam podczas oglądania filmu. Ma swój własny, jednocześnie baśniowy jak i oniryczny klimat, w którym od razu się zakochałem. Bardzo szybko przestaje się myśleć o ścieżce dźwiękowej jak o osobnym tworze. Widz zaczyna płynąć razem z fabułą, równie dobrze można by zamknąć oczy, wyłączyć dialogi i wyobrazić sobie dalszy przebieg filmu.

Reasumując, ten film to nie tylko klasyk, to arcydzieło. Wszystkie jego elementy tworzą fascynująco urokliwą całość. Czy jest to film dla dzieci? Zdecydowanie tak. W dalszym ciągu to piękna baśń, która przemyca wiele ważnych wartości. Czy to film dla dorosłych? Zdecydowanie tak. Dopiero teraz miałem okazję zrozumieć jego fenomen, a i tak mam wrażenie, że nie odkryłem wszystkiego. Może za 30 lat znów napiszę o tym filmie. Może czasy się zmienią, może ja się zmienię, ale jedno wiem na pewno. Ten film dalej będzie tak samo aktualny i piękny.

Plusy

  • Ponadczasowa animacja
  • Każdy aspekt filmu współgra ze sobą
  • Na końcu płakałem

Ocena

10 / 10

Minusy

  • Ich brak
Adrian Hirsch

Miłośnik sztuki i popkultury w jednym. Najpierw ponarzeka na obecny stan Gwiezdnych Wojen, by następnie pokontemplować nad pisaną przez siebie postacią. Pozytywnie nastawiony do świata, choć nie brak mu skłonności do ironizowania rzeczywistości.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze