Ja, Ty, My, Oni – recenzja filmu. Wszystko fajnie, ale niezły to był bałagan

Myślę, że każdy z nas miał kiedyś mood na obejrzenie jakiegoś offowego filmu. Mnie dopadł on dosyć niedawno i Netflix bohatersko przybył mi z pomocą. Ja, Ty, My, Oni to film niemieckiej produkcji opowiadający historię dwóch par i ich eksperymentu, który okazał się wielkim niewypałem.

Temat dość zaskakujący, bo nie przypominam sobie kiedy ostatnio wpadłam na film o swingersach (tak naprawdę pamiętam, ale kiedy tylko pomyślę o Swing Abelarda Gizy to zęby mnie bolą). Ja, Ty, My, Oni w porównaniu do wspomnianego nie wypada jeszcze tak źle.

Zobacz również: Wszystkie nasze strachy – recenzja filmu. Miłość dla wszystkich!

Film opowiada o czwórce przyjaciół, którzy spotykają się w domu za miastem. Z biegiem fabuły okazuje się, że to dwie pary, które postanowiły zamienić się partnerami na cztery tygodnie. Oczywiście ustalają jedną ważną zasadę, która zostaje złamana. I wszystko szlag trafia.

Zacznijmy od scenariusza – dawno nie widziałam tak dziwnego zlepku abstrakcyjnych sytuacji. Zaczyna się na spokojnie, każdy z bohaterów ma swoje przysłowiowe 5 minut. Fabuła podąża dalej. Wiecie, zakochana para spotyka się z przyjaciółmi w domku na odludziu. I wtedy zaczyna się robić interesująco. Chociaż, nie przepraszam – zaczyna się robić dziwnie. W prostą historię, a raczej dramę, bo pamiętajmy o temacie filmu, wplatane są niepotrzebnie sceny rodem z American Pie i tym podobnych produkcji. Wiecie, coś w stylu wymiotów na byłego chłopaka albo telefonicznych flirtów z klientką, które nic nie wniosły. Wzbudzało to we mnie jedynie zakłopotanie, bo, jak wspomniałam, film oglądało się w miarę dobrze. Chociaż może to tylko kwestia niemieckiego poczucia humoru, którego chyba nie czaje. Mimo wszystko aktorzy spisali się całkiem nieźle. To dzięki nim można w ogóle pomyśleć o oglądaniu tego filmu dla przyjemności. Piękne dziewczyny i przystojni panowie, którzy nawet dobrze grają.

Zobacz również: Locke & Key, sezon 2 – recenzja serialu. Jak cudownie być dzieckiem

Przejdźmy do warstwy technicznej filmu, a dokładniej do chaotycznego montażu. Sama trochę w tym siedzę i mega przeszkadzało mi w tej produkcji dzielenie ekranu na mniejsze elementy. Było to najzwyczajniej w świecie po prostu zbędne. Plus jakieś kombinowanie z szybkim przeskakiwaniem pomiędzy ujęciami. Miało być zabawnie, jakaś forma żartu, ale nie pasowało. Na dodatek taki zabieg został zastosowany tylko raz w tej produkcji, co jeszcze bardziej wyalienowało ten wątek. W filmach według mnie wielce istotne jest dobranie muzyki. Powinna ona podkreślać charakter fabuły, a niestety w przypadku tego filmu, większość utworów kompletnie nie współgrała, wręcz przeszkadzała.

fot. materiały prasowe

Jeżeli szukasz filmu “niby na poważnie, ale bez przesady” myślę, że to idealny kandydat. Albo jakby była potrzeba, żeby telewizor działał w tle, kiedy zajmujesz się inną czynnością i nie zwracasz większej uwagi na fabułę filmu (jestem pewna, że dużo osób tak robi). W innym przypadku lepiej sobie jednak odpuścić.

Plusy

  • Obsada mimo całej koncepcji naprawdę dobrze się spisała
  • Miłe widoczki
  • Temat! Nieczęsto trafia się na film o swingersach

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Przekombinowany scenariusz
  • Niespójny i przeszkadzający montaż
  • Rzyganie na byłego chłopaka, haha, boki zrywać!
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze