Pokemon Legends: Arceus – recenzja. Gra z Game Cube’a na Nintendo Switch

Najlepszym być naprawdę chcę, jak nigdy do dotąd nikt. Zdać muszę ważny test, wyszkolić wszystkie z nich! Pokemon! Złapać i zmusić do niewolnictwa chcę! Pokemon!

Wydaje mi się, że coś pokręciłem, ale nieważne. Ważne za to jest to, że Nintendo w końcu nas posłuchało i dostaliśmy grę Pokemon Legends: Arceus ze sztucznie otwartym światem rodem z gier Ubisoftu. Chwała Arceusowi!

Nowe Pokemony niosą za sobą mocne odświeżenie znanej już chyba przez każdego formuły zebrania ośmiu odznak w między czasie ratując świat i przeklikując się przez nudny tekst. Teraz łapiemy pokemony, ratujemy świat i przeklikujemy się przez jeszcze więcej tekstu.

Zobacz również: Uncharted: Legacy of Thieves – recenzja gry. Jeden z najgorszych remasterów

Pierwsza zmiana jaka rzuca się w oczy po rozpoczęciu gry to zmiany w interakcji ze stworkami. W przeciwieństwie do dobrze znanej już formuły spotkań z dzikimi Pokemonami studio zafundowało nam rozwinięcie konceptu ze Sword & Shield. Podobnie jak w poprzednich częściach została nam udostępniona do zabawy tak zwana dzika strefa, w której możemy znaleźć swobodnie biegające po mapie stworzonka. W związku z tym, że wydarzenia mają miejsce na bardzo długo przed główną linią fabularną pozostałych gier z tej serii, takimi dzikimi strefami są w zasadzie wszystkie udostępnione nam lokacje.

Pokemon Legends: Arceus
Foto. Pokemon Legends: Arcues. Selfie z profesorem.

Historia ma miejsce w regionie Hisui, który w przyszłości będzie znany jak Sinnoh. Ale nie wchodźmy w spoilery, bo może ktoś faktycznie gra w Pokemony dla fabuły. Tytułowy Bóg – Arceus przenosi postać gracza do dzikiego i surowego rejonu Hisui, w którym stworki dzielą się na agresywne i bardzo silne alfy, które zaatakują tylko jak nas zobaczą. I grzeczne stworzenia, które też zaatakują jak kogoś zobaczą, zaczną uciekać lub nas zignorują. Nasza postać szybko spotyka Profesora Laventona, który prosi o pomoc w napisaniu pierwszego PokeDexu i tak zaczyna się przygoda z legendą Arceusa. Po drodze oczywiście pojawia się jeszcze kilka typowych dla serii motywów o ratowaniu świata przez dziecko. Sama fabuła do wybitnych i skomplikowanych nie należy, ale to nie ona jest tu ważna.

Zobacz również: Ewolucja nas zawiodła, czyli o tym jak gry zatrzymały się w miejscu

Sam gameplay jest idealnym przykładem jak jednocześnie można zmienić dużo i nic. Łapanie stworków odbywa się w praktycznie taki sam sposób jak w innych tytułach z tej serii z wyjątkiem tego, że samych technik jest więcej. Możemy na przykład odwrócić uwagę naszego celu rzucając w jego stronę jakiś łakoć. Powoli zakradać się będąc ukrytym w krzakach i złapać go, kiedy śpi lub nas nie widzi. Lub po prostu konfrontować się z nim w bezpośredniej walce wystawiając swojego Pokemona do walki. Należy pamiętać, aby nie konfrontować się ze stworkami bez żadnego Pokemona, ponieważ możemy odnieść obrażenia od ich ataków i stracić przytomność. Cofniemy się wtedy do najbliższego obozu, który pełni tu rolę centrum Pokemon. Możemy tam odpoczywać i leczyć nasze potworki, zmieniać drużynę i kupować przedmioty.

Ważnym aspektem samych walk jest również możliwość wyboru między siłą i szybkością ataku, kiedy nasz podopieczny odpowiednio dobrze opanuje wybrany ruch. Jeśli wybierzemy styl siły nasz atak będzie mocniejszy, ale też dużo wolniejszy. Przez co przeciwnik może nas zaatakować dwa razy z rzędu. Styl szybkości jest kompletnym przeciwieństwem siły. Nasze ciosy są trochę słabsze, ale za to my możemy atakować dwukrotnie. Tyle w teorii. W praktyce wygląda to tak, że jedynym opłacalnym stylem jest standardowy atak. Tak naprawdę bardzo rzadko kiedy można użyć dwóch ruchów pod rząd nie będąc zaprogramowanym przeciwnikiem. Coś, co miało być ciekawe okazało się utrudnieniem rozgrywki dla gracza, ponieważ prawie zawsze te dwa uderzenia zarezerwowane będą tylko dla przeciwników niezależnie od stylu jaki wybierzemy.

Zobacz również: Muzeum Dusz Czyśćcowych – recenzja książki. Polska literatura grozy 20-lecia międzywojennego

Mamy tu również system crafitingu, który… Po prostu jest. To najbardziej archetypowa wersja tworzenia przedmiotów w grach, jaką tylko można sobie wyobrazić.

Pokemon Legends: Arceus
Foto. Pokemon Legends: Arceus. Zabawa w chowanego z alfa chadem bo nie chcę zginąć.

Nie jest to złe. Ale w sumie to trochę niepotrzebne biorąc pod uwagę, że nie musimy co chwilę wracać do miasta, aby coś kupić. Tak naprawdę na plus poza łapaniem Pokemonów wypadają tu tylko nowe formy potworków i dzikie strefy, po których się poruszamy. Chociaż co do tego drugiego można mieć zastrzeżenia. Nie jest to w żadnym wypadku otwarty świat. Mapa jest podzielona na sektory, między którymi możemy się przemieszczać, a szybka podróż istnieje tu jedynie między obozami na terenie jednego sektora. Strefy nie są małe i sporo w nich stworków, których występowanie jest uwarunkowane porą dnia lub frazą księżyca. Mimo to często można odnieść wrażenie, że świat dookoła jest pusty.

Dobrze to widać podczas jazdy na jednym z udostępnionych nam do tego Pokemonów. Często, kiedy szukałem skarbów na grzbiecie Ursaluny dopadały mnie puste pola. Tak, w strefach są ukryte przedmioty, których szukamy za pomocą jednego ze stworów pomagających nam w podróży. Niestety są one generowane losowo, o czym świadczy moja próba szukania przedmiotu do ewolucji przez ponad dziesięć godzin. Kamienia dalej nie znalazłem, co pokazuje jak bardzo grinding potrafi być okrutny w tej grze. Obejmuje on też oczywiście zdobywanie doświadczenia, aby móc odblokowywać nowe strefy. Im więcej nowych stworków złapiemy, tym więcej punktów dostaniemy i jest to dużo mniej uciążliwe niż szukanie przedmiotów. Niestety jednak wciąż konieczne.

Pokemon Legends: Arceus
Foto. Pokemon Legends: Arceus. Przemierzanie świata na niedźwiedziu jak Putin.

Zobacz również: Ranking filmów Marvel Cinematic Universe

Pokemon Legends: Arceus to gra, która wygląda i działa jak tytuł sprzed prawie dwudziestu lat. A mimo to prawie mi się spodobała. Prawie to słowo klucz, bo nawet mimo bycia mocno spóźnionym, ale wciąż jednak solidnym fan servicem, ma sporo wad. I niekoniecznie mówię tu o wyglądzie samej gry. Bo jak powszechnie wiadomo nikt zdrowy na umyśle nie kupuje gier na Nintendo dla grafiki. Należy jednak podkreślić, że gra nawet jak na nisko zawieszoną przez konsolę poprzeczkę potrafi przerazić ilością pikseli widocznych gołym okiem. Ma to pewien plus, bo jeśli macie problemy ze snem to możecie dla relaksu policzyć ilość pikseli na brzuchu Snorlaxa.

Sytuacja nie poprawia się za bardzo nawet w stacji dokującej. Ponieważ dla wersji mobilnej i domowej zastosowano rozdzielczość dynamiczną, która bardzo często schodzi poniżej nawet najniższych oczekiwań. Jednak nawet mimo słabego wykonania i ograniczeń sprzętowych to dalej jedna z najlepszych gier Pokemon w jakie możemy zagrać oraz zdecydowanie spora gratka dla fanów kieszonkowych stworków i Nintendo. Ponieważ z definicji są skłonni do dużych kompromisów i toksycznych relacji.

Plusy

  • Śliczne regionalne pokemony
  • Fajny system polowania na Pokemony

Ocena

6 / 10

Minusy

  • Beznadziejna rozdzielczość i jakość tekstur nawet jak na standardy gier Nintendo
  • Monotonny grind, bez którego nie można iść do przodu z fabułą
  • Duże mapy czasem sprawiają wrażenie pustych
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze