Love and Leashes – recenzja. Miłość od pierwszego smagnięcia biczem

Widząc zapowiedź Love and Leashes byłam bardzo ciekawa, jak temat BDSM zostanie ograny w koreańskiej komedii romantycznej. Z czym będę miała do czynienia: koreańskimi Pięćdziesięcioma twarzami Greya czy słodkim romansem ozdobionym kilkoma skórzanymi gadżetami? Odpowiadam: ten film jest czymś pomiędzy. 

Każdy, kto ogląda koreańskie dramy wie, że Koreańczycy w swoich produkcjach seriali romantycznych są bardzo poprawni i zachowawczy. Zwykle kilkunastu odcinkowy romans komediowy dopiero w finale kończy się delikatnym pocałunkiem. Nawet w przypadku, kiedy głównymi bohaterami są osoby dorosłe. Ma to swój urok i klimat. Obejrzałam, co najmniej, kilkanaście takich dram. Love and Leashes jawiło mi się więc jako intrygująca niewiadoma.

W dużej firmie do działu PR przenosi się Ji-hoo Jung. Pracuje tam Ji-woo Jung, która znana jest z silnego charakteru i oschłego stylu bycia. Ich współpracownicy od razu zauważają podobne brzmienie ich imion i identyczne nazwisko. Zaś Ji-woo i Ji-hoo zwracają uwagę na siebie nawzajem. Szybko okazuję się bowiem, że nie łączą ich tylko podobne dane osobowe, ale także upodobania seksualne.

Zobacz również: Oszust z Tindera – recenzja filmu. Halo, policja? Proszę przyjechać na Tindera.

Nie siedzę w temacie zbyt głęboko, aby móc ocenić, na ile krzywdzące dla środowiska są wstępujące w Love and Leashes uproszczenia. Mimo to nawet ja w niektórych scenach czułam wyraźnie, że nie oddano w pełni sprawiedliwości środowisku. Lecz, co ważne, próbowano! To największe zaskoczenie, jakiego doświadczyłam. Oglądając Love and Leashes miałam wrażenie, że naprawdę starano się podejść do tematu fair. Występujący w filmie komizm nie wyśmiewa bohaterów. To ważne, ponieważ komedie mają tendencję do upokarzania postaci, zwykle drugoplanowych, które charakteryzują się czymś społecznie uznawanym za kontrowersyjne. W tym przypadku jest to BDSM.

Love and Lashes, Netflix, Seohyun
Love and Leashes, Seo Hyun w roli Jung Ji-woo w filmie Love and Leashes. Cr. Jun Hae-sun/Netflix © 2022

Dobrym pomysłem okazało się zaprezentowanie dwóch perspektyw. Ji-woo dopiero poznaje i odkrywa świat BDSM. Uczy się jego zasad i sonduje, co lubi. Ji-hoo zna swoje preferencje seksualne bardzo dobrze, jednak od długiego czasu zmaga się z akceptacją. Obawia się reakcji społeczeństwa, choć bardzo pragnie przestać ukrywać, kim jest. Bolesne doświadczenia z przeszłości stoją mu na przeszkodzie pokochania, zaakceptowania i szanowania samego siebie. Fortunnym zbiegiem okoliczności Ji-woo i Ji-hoo trafiają na siebie i pomagają sobie nawzajem. Widzowie obserwując ich rozwój mają sposobność spojrzeć na temat BDSM z różnych perspektyw.

Co z wątkiem romantycznym? Jest ciekawy, dość nieoczywisty i mało stereotypowy. Relacja romantyczna bohaterów opiera się na ich relacji Domina-Uległy. Ich uczucia i postępowanie filtrowane są poprzez zawarty przez nich układ. Zwolennicy klasycznych romansów mogą być nieco rozczarowani, ale dla mnie to plus. Czułam między bohaterami chemię i napięcie seksualne. Uczucie romantyczne natomiast miało czas i przestrzeń, żeby dojrzeć.

Zobacz również: Śmierć na Nilu – recenzja filmu. Czy w malowniczej ekranizacji czuć ducha Christie?

Przed bohaterami pojawiają się wyzwania, lecz największym z nich jest stawienie czoła światu, takimi jakimi są. To budujący wątek. Można słyszeć tu i ówdzie, że nie ma już żadnych granic, a Internet całkiem nas zdeprawował dając dostęp do treści wszelkiego rodzaju. Nie jest to jednak prawda. Społecznie wciąż jesteśmy ograniczeni: normami, stereotypami czy strachem przed odrzuceniem. Ludzkim jednak jest pożądać akceptacji i zrozumienia. Ukrywanie lwiej części swojego jestestwa dla Ji-hoo było niszczące. Dla mnie, czyli dla widzki, satysfakcjonującym widokiem było, kiedy wreszcie wysoko uniósł głowę.

Love and Leashes wypada także bardzo fajnie produkcyjnie. Sceny sesji BDSM nagrano i zmontowano bardzo estetycznie i zmysłowo. Zyskał na tym klimat scen. Momentami miałam problem, aby zorientować się czy patrzę teraz na jedną z ich sesji czy oglądam fantazję. Co prawda czerwone pomieszczenie z niektórych ujęć od razu skojarzyło mi się ze słynnym Czerwonym Pokojem Greya, jednak to coś, czego nie da się kontrolować. Pięćdziesiąt twarzy Greya jeszcze długo pozostanie jednym z pierwszych skojarzeń w temacie. Na szczęście Love and Leashes nie ma nic wspólnego ze wspomnianym wcześniej tytułem.

Love and Lashes, Netflix, Seo Hyun, Lee Jun-young
Love and Leashes, Seo Hyun w roli Jung Ji-woo, Lee Jun-young w roli Jung Ji-hoo w filmie Love and Leashes. Cr. Jun Hae-sun/Netflix © 2022

Moim ulubionym gatunkiem nie jest romans. Do tego tytułu przyciągnęły mnie ciekawość i fakt, że lubię k-dramy. Doświadczyłam jednak pozytywnego zaskoczenia. Choć nie jest to produkcja idealna, czuć wyraźnie próbę ugryzienia tematu w dojrzały sposób. Love and Leashes nie jest pozbawione stereotypów, nie wszystko też się udało. Pomimo to seans był angażujący. Kibicowałam bohaterom, nie tylko razem, ale tez osobno. Obawiałam się, że główny wątek zostanie wykorzystany tylko do niesmacznych żartów, a ja umrę z powodu zbyt wysokiego stężenia cringe’u. Zamiast tego przyjemnie spędziłam niemal dwie godziny. Nabrałam nawet ochoty na poszerzenie swoich horyzontów…

Plusy

  • Próba odpowiedzialnego podejścia do tematu BDSM
  • Fajna chemia między głównymi bohaterami

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Korzystanie ze stereotypów
Anna Paczkowska

Fanka dobrych (i niedobrych) seriali, wciągających książek, podcastów i płatków podusiaków (najpierw płatki, potem mleko!). Miłośniczka zwierząt, animacji i kdram. Wieczna nastolatka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze