Mushishi, tom 1 – recenzja mangi. Strzeż się zmiennokształtnych Mushi!

Niezwykle inteligentny podróżnik przemierzający puszczę, drugoplanowi bohaterowie z nadwymiar wyostrzonymi zmysłami oraz zdumiewające istoty. Witaj w świecie przepełnionym aurą mushi.

Mushishi jest mangową serią stworzoną w całości przez Yuki Urushibarę, która jest także autorką mangi Underwater. Szczerze powiedziawszy twórczość artystki nie była mi wcześniej znana. Całokształt projektu to mieszanka psychodelicznych zjawisk i badań naukowych, a to wszystko okraszone jest urokliwymi krajobrazami. Jak dla mnie cudownie! Choć jak to zwykle bywa w różnych utworach, tak i tutaj miałam chwilowy problem aby wczuć się w przedstawioną historię. Jednak wystarczyło wtedy dotrwać do połowy drugiego rozdziału, gdzie magia destrukcyjnych istot stawała się dla nas przejrzysta.

mushishi
Ginko Mushishi, główny bohater mangi

Ginko Mushishi to główny bohater mangi o nazwie Mushishi, do którego cech charakterystycznych można zaliczyć umiejętność prędkiego rozwiązania nowo pojawiających się podczas wyprawy problemów, ale także pozowanie z papierosem w dłoni. Oj, Ginko lubi sobie przykurzyć i robi to relatywnie często. Nikotyna towarzyszy mu podczas wszelkich zwrotów akcji oraz w chwilach kontemplowania nad wybraniem rodzaju antidotum, które należy podać chorej jednostce. Postacie, które koczownik spotyka na swojej drodze cierpią na przeróżne dolegliwości powodowane przez jeden i ten sam czynnik, jednakże występujący za każdym razem w innym wydaniu. Mowa tutaj o mushi…

Zobacz również: Sandman, tom 3: Kraina Snów – recenzja komiksu. Mieszanka abstrakcji

Czym są właściwie te mushi, których nazwa może się wydawać niebywale spokrewniona z angielskim słowem „mushroom”? Opis znajdujący się z tyłu mangi może ułatwić nam te zadanie:

Istoty nie z tego świata. Przedziwne niższe byty, nie przypominające zwierząt, ni roślin. Zbieranina stworzeń o najdziwniejszych formach od dawna budząca w ludziach obawę, ale i szacunek, zwana była "mushi". Mushishi zaś zajmuje się ich badaniem.

W mandze mushi występują pod różnymi nazwami specjalistycznymi w zależności od rodzaju ludzkiego zmysłu, jaki są w stanie opanować. Mushi atakujące narządy słuchu nazywa się „wypychaczami” oraz „wciągaczami”, natomiast te znajdujące swoją ostoję we wzroku zwie się „ciemnością oczu”. Gdy ktoś może przeczytać o nich pierwszy raz może się rzeczywiście przerazić. Bo jak się dzieje, że obca istota funkcjonująca na co dzień w symbiozie z przyrodą potrafi obrócić się przeciwko człowiekowi? I to na dodatek tak mu zaszkodzić, by stracił on swoje zdrowie przez nieustanne cierpienie. Idealnym przykładem są tutaj byty zwane mushi, które gromadząc w sobie destrukcyjną energię, później wpuszczają ją w ciało swojej ofiary.

Zobacz również: Spy x Family, Tom 5 – Recenzja mangi

Mushishi

Jednak żeby historia nie została odebrana zbyt odrażająco nagle pojawia się on, malowany cały na biało Ginko. Dzielnie niosący swoją drewnianą skrzynię (która swoją drogą od razu przywodzi mi na myśl wynurzającą Nezuko Kamado z Demon Slayer’a) Mushishi staje twarzą w twarz z problemami stwarzanymi przez nadmiernie panoszące się mushi.

Podczas pięciu rozdziałów przydzielonych na akcję w pierwszym tomie mangi spotykamy co rusz nowych bohaterów. Na początku spotykamy się z chłopakiem, którego lewa ręka skrywa w sobie boską moc. To właśnie dzięki niej jest w stanie ożywić rysowane przez niego tuszem różne kreatury. Jego życzeniem jest zobaczenie zmarłej babci, która uziemiła go w domu z powodu posiadanego daru. To właśnie podczas próby jej zobaczenia poznaje po raz pierwszy, czym była jego babcia. A jak mogliście się już domyślać, balansujemy tutaj na przestrzeni dwóch światów – ludzkiej rzeczywistości oraz magicznego mushi-światka.

Zobacz również: Harry Angel – recenzja książki. Anioł czy Diabeł?

W kolejnym rozdziale poznajemy natomiast historię zrozpaczonego ojca, którego głowa podczas snów zostaje przejęta przez mushi. Mała dziewczynka o imieniu Biki, której mushi odebrało możliwość normalnego życia wśród znajomych musi nosić czarną przepaskę wokół oczu. To właśnie tutaj pojawia się jeden z psychodelicznych aspektów, który potrafi wprowadzić czytelnika w niemałe osłupienie. Historia zwieńczająca tom opowiada nam natomiast o zielonowłosej piękności zamieszkującej podróżujący staw. Halo halo, ale dlaczego zastosowano tutaj taki zabieg animizacji? Tak jak wcześniej wspominałam, balansujemy tutaj na granicy dwóch krain. Resztę możecie poddać własnej interpretacji lub innych wymyślnych wariacji. Wszystkie chwyty dozwolone.

Mushishi

Co od razu zwróciło moją uwagę w mandze to na pewno jej powiększony w stosunku do standardowych mang rozmiar. Szczerze powiedziawszy taki zabieg znacząco ułatwił mi odbiór całej historii, bowiem czytelnik ma możliwość dłużej chwili do namysłu oraz wczucia się w przedstawione opowieści. Warto także dodać, że do trzeciego rozdziału otrzymujemy barwną, 3-stronicową wstawkę, co jest rzadkie jeśli o mangach mowa.

Nadszedł najwyższy czas, by podsumować wrażenia po przeczytaniu Mushishi. Manga ta, zostając w 2003 roku laureatem nagrody doskonałości na Japan Media Arts Festival rzeczywiście na to zasłużyła. Może nie od razu przypadnie ona wszystkim do gustu, ponieważ magia jest tutaj przedstawiona w inny niż czarodziejski sposób. Jednakże wykreowany świat jest naprawdę uroczy, a wszelkie puszcze i pola aż zachęcają do odbycia w nich długich, pieszych wędrówek. No i Ginko! Nasz błyskotliwy główny bohater, który aż nadto zdaje się zatracać w rozbudowanych planach myślowych naprawdę robi robotę w całej historii. Polecam Wam tę mangę, jeśli szukacie odskoczni i chcielibyście doświadczyć na własne oczy (byle nie dosłownie) magii powstałej w wyniku istnienia najdziwniejszych form niższych bytów.


Scenariusz i rysunki: Yuki Urushibara
Tłumaczenie: Radosław Bolałek
Wydawca: Hanami
Premiera: 23 kwietnia 2015 r.
Oprawa: miękka
Stron: 228
Cena: 34,90 zł

Plusy

  • Barwne wstawki
  • Pasjonująca fabuła przedstawiona w zupełnie nowy, odświeżony sposób
  • Mushi, których obecność ujawniana jest znienacka

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Sceny z widokiem ludzkich narządów lub krwi mogą zniesmaczyć niektórych czytelników
Weronika Sweeleo Zator

Miłośniczka gier na konsole starszej generacji oraz komputerowych tytułów fantasy i RPGów. Po godzinach robiąca cosplaye postaci z popkultury, które wcale nie są tak mobilne jak przedstawiają je twórcy gier. Kofeina i poduszki z nadrukami anime waifu to moi wieczni sprzemierzeńcy („• ᴗ •„)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze