Samarytanin – recenzja filmu. Niespokojna emerytura

Amazon zaserwował nam kolejną superbohaterską opowieść. Stand-alonowa historia emerytowanego herosa to klimatyczna propozycja od Prime, w której po raz kolejny możemy oglądać Sylvestra Stallone’a w kinie akcji. Czy sam film udanym rywalem dla komiksowych gigantów pokroju Marvel i DC?

26 sierpnia na Prime Video premierę miała nowa oryginalna produkcja w klimatach superhero. Samarytanin to kolejna po The Boys alternatywna opowieść o superbohaterach nie tak światłych jak chociażby bohaterowie MCU. Czy raczej jednym superbohaterze. Sylvester Stallone wciela się w podstarzałego Joe’go Smitha, emerytowanego strażnika miasta Granite City, odarzonego nadludzkimi mocami. 25 lat temu heros został uznany za zmarłego podczas starcia ze swoim największym rywalem. Od tamtej pory bohater przeszedł w stan spoczynku. Wielu ludzi wierzy w to, że Samarytanin przeżył, tylko po prostu się wycofał.

Zobacz również: Bezmiłość – recenzja książki. Jedna z najlepszych powieści ostatnich lat

Jedną z takich osób jest 13-letni Sam. Chłopak ma niemałą obsesję na punkcie superbohatera. Gdy zaczyna pakować się w kłopoty, z opresji ratuje go jego sąsiad – Joe. Po tym wydarzeniu Sam odkrywa, że to właśnie on jest tytułowym herosem, który uważany jest oficjalnie za zmarłego. Nadciągający kryzys ekonomiczny w mieście oraz rosnąca siła gangów dowodzonych przez bezwzględnego Cyrusa sprawiają, że Samarytanin będzie zmuszony do powrotu z emerytury i rozprawienia się ze złem. Bohater będzie mógł uporać się także z własną traumą, która sprawiła, że przez tyle lat pozostawał w ukryciu.

Samarytanin
kadr z filmu/ Prime Video

Przyznać trzeba z góry – film Samarytanin nie jest kinem najwyższych lotów. Zewsząd słyszę opinię o gniocie, jednak z tym się nie zgodzę. Jest to po prostu kino klasy B, standalonowa opowieść superbohaterska. Odseparowana od wielkoformatowych Uniwersów Kinowych, które jakiś czas temu zapanowały nad światem sci-fi. Czuć tutaj gorszą jakość, na pewno film nie miał być przeznaczona do kin – tam by się nie utrzymała. Niskobudżetowa produkcja bardzo dobrze jednak sprawdza się jako cel na VOD.

Fabuła jest prosta jak drut, wbrew zapowiedziom już we wprowadzeniu mamy jednak ciekawy zwrot akcji. Później jednak całość biegnie bardzo miarowo. Nie ma tu jakichś zaskoczeń, nieprzewidywalnych rozwiązań, czy wgniatających w fotel plot twistów. Gdybym jednak powiedział, że zamiast tego opowieść jest nastawiona na akcję, to bym skłamał. Bo samej akcji jest jak na lekarstwo. Choć muszę przyznać, że finałowe starcie jest całkiem sprawnie zrealizowane. Bez fajerwerków, ale przynajmniej się nie nudziłem.

Zobacz również: DCeased. Martwa Planeta – recenzja komiksu. „Suicidal comeback

Na co więc nastawiona jest opowieść? Na pewno na to wspomniane radzenie sobie z własnymi demonami. To akurat jest fajnie pokazane, i – o dziwo – całkiem nieźle zagrane. Cała zmiana, którą przechodzi główny bohater jest umiarkowanie wiarygodna, więc ciężko mi wieszać na tym psy. Stallone pasuje do twardego, ale zmęczonego życiem emeryta, trzeba mu to przyznać. Dodatkowo na pochwałę zasługuje ponury klimat brudnego i wyniszczonego miasta. Aż przypomniały mi się fragmenty Dredda z Karlem Urbanem, tylko w teraźniejszości. Fajnie zgrywa się to z założeniami fabularnymi.

Samarytanin

Jednak sama fabuła niestety kuleje. Poza faktem, że „intryga” przygotowana przez głównego złola zmierza tak naprawdę donikąd, jest słabo poprowadzona i wyjaśniona, to średnio sprawdził się również wielki plot twist z końcówki filmu. Szczerze powiedziawszy ten cały big reveal nie był aż taki ogromny, jak myśleli twórcy. Dawno nie widziałem tak przewidywalnego rozwiązania w filmie. Nie jest to jednak coś co pogrzebałoby produkcję. Mimo tej przewidywalności całość fajnie się oglądało. Z lekkim uśmiechem na twarzy przyjąłem to co zaserwował mi średniej jakości scenariusz.

Głównym problemem filmu jest fakt, że reżyser nie do końca wiedział na czym się skupić przy opowiadaniu historii. I to czuć. Niektóre elementy zagrały całkiem dobrze, inne wcale. Nie ma tutaj dużo akcji, a powinno być więcej brutalnego rozprawiania się ze złem. W wielu scenach film aż się prosił o wyższą kategorię wiekową. Fabuła jest średnia i przewidywalna. Klimat za to jest dobrze dopracowany. Jednak gdyby zsumować to wszystko to wychodzi nam jedynie bardzo przeciętna produkcja. Taki średniak na nudny wieczór. Nie odczujemy raczej straconego czasu, ale też nie urozmaicimy jakoś swoich filmowych doświadczeń.

Gdyby nie kultowe nazwisko w obsadzie, to z pewnością wielu widzów ominęłoby film szerokim kołem, ponieważ zbyt wiele ta produkcja nie oferuje.  Cringowy design superbohatera z plakatu tylko dopełnił dzieła zniszczenia, zapowiadając jedynie niskobudżetową słabiznę. W przeciwieństwie do The Boys, czyli kultowego już serialu Prime’a, Samarytanin z pewnością nie zapisze się jako udana produkcja superbohaterska. Jeżeli jednak szukalibyście czegoś mniej „śmieszniutkiego” niż współczesne Marvelki, spokojniejszego niż DCEU, to w naprawdę nudny wieczór możecie sprawdzić powyższy tytuł. A nóż film znajdzie swoich fanów. Ja nim niestety nie zostanę.

Plusy

  • Klimatyczne kino superbohaterskie

Ocena

6 / 10

Minusy

  • Mocno przewidywalne zwroty akcji
  • Schematyczny
  • Za mało brutalny jak na tak ciężki klimat
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze