Olimp – recenzja spektaklu. Muzyczna ekstaza w antycznym stylu

Studenci wrócili na uczelnie i jakiż wielki to był powrót dla studentów IV roku aktorstwa Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Olimp w reżyserii Wojciecha Kościelniaka jest zupełnie nowym odczytaniem eposu Homera. W dodatku przebojowym – jest to spektakl muzyczny złożony z piosenek, z których każda jest absolutnym hitem.

Basen jest świetnym miejscem do zabawy. Na początku widzimy więc ośmioro dzieci, które schodzą do takiego pozbawionego wody pomieszczenia. Ich psoty przerywa przerażająca chwila, kiedy znika drabinka – jedyna droga wyjścia na brzeg. I w tych wysiłkach, by wydostać się z pułapki, przeobrażają się w mityczne postaci z Odysei. Ucieleśniając pełne niebezpieczeństw przygody Odysa, wracającego spod Troi, sami przechodzą zmianę – dorastają. Ten spektakl jest przede wszystkim o tym, że zmienianie się z dzieci w dorosłych jest pełne bólu, strachu, żalu i frustracji. Nie ważne czy jesteś potężnym półbogiem lub boginką czy zwykłym śmiertelnikiem. Uporczywie próbujemy wyrwać się temu przeznaczeniu. I czekamy tylko aż znowu na horyzoncie pojawi się drabinka.

Reżyser Wojciech Kościelniak i kompozytor Piotr Dziubek to duet panów, którzy współpracują ze sobą nie od dziś. Zrealizowali spektakle muzyczne takie jak Fransceso (2007), Lalka (2010), Chłopi (2013) w Teatrze Muzycznym im. Danuty Baduszkowej w Gdyni, Mistrz i Małgorzata (2013) w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu czy Ferdydurke (2008) w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. A to tylko kilka tytułów z całego pokaźnego ich dorobku. Już po samych tytułach widać, że nie boją się spotkania wielkiej literatury z muzyczną formą.

Ogromną zaletą Olimpu jest fakt, że pomimo zbudowania całego spektaklu z piosenek, twórcy nie robią z niego musicalu broadway’owskiego. Widać w nim całkiem oddzielny, indywidualny styl spektaklu muzycznego. Z drugiej jednak strony zabrakło trochę płynności i narracyjności pomiędzy piosenkami – coś co na Broadway’u budują dialogi i monologi płynnie przechodzące w piosenki.

Zobacz również: Matylda – recenzja spektaklu. Hit z West Endu w Teatrze Syrena

Utwory muzyczne same w sobie są prawdziwym majstersztykiem. Piotr Dziubek za każdym razem podaje nam inny motyw, upaja i hipnotyzuje jego rytmicznością. Inspiruje się motywami muzyki greckiej i bliskowschodniej. Jego muzyka oraz komplementująca ją choreografia Zofii Grażyńskiej pełni rolę chóru z antycznego dramatu – przez wprowadzanie i naruszanie pewnej rytmiczności buduje napięcie, tworzy poczucie wspólnotowości i nadaje temu pewne znamiona rytuału. Nawet jeśli forma muzyczna zbliża się bardziej ku współczesnym gatunkom muzycznym, zachowuje właśnie taki charakter. W pewnym momencie – przez kontakt jednego z aktorów z publicznością – również widownia staje się częścią tego doświadczenia.

Każda z piosenek ma w sobie ogromne natężenie dramaturgiczne. Przy ponad dwugodzinnym spektaklu bez żadnej przerwy jest to w pewnym momencie bardzo ciężkie do udźwignięcia. Choć nie brak akcentów humorystycznych w grze aktorskiej, przydałoby się dać oddech widzowi w postaci wolniejszej piosenki czy dłuższej przerwy między piosenkami.

olimp
fot. Zuzanna Mazurek/Teatr Collegium Nobilium

Tak intensywna i wymagająca muzyka Olimpu jest wielkim wyzwaniem dla aktorów. Tym większy podziw wzbudza praca ósemki młodych artystów – Ewy Bukały (Kirke), Katarzyny Graneckiej (Skylla), Pauliny Pytlak (Kalipso), Adrianny Hanslik (Penelopa), Mateusza Jakubca (Ajol), Karola Gronka (Euryloch) i Macieja Marcina Tomaszewskiego (Odys). Znakomicie przygotowani dali pełny popis swoich umiejętności wokalnych i aktorskich. Świetnie zgrani potrafili wycofać się w odpowiednim momencie, by dać przestrzeń i wesprzeć swoich kolegów i koleżanki w solowych scenach. A gdy te następowały, nagle na naszych oczach przeobrażali się w coraz to nowe postaci pełne wyrazistych emocji.

Szczególnie zachwyca Ewa Bukała (Kirke), która w czasie wykonywania jednej tylko sceny zaserwowała kilkanaście zupełnie skrajnych stanów emocjonalnych – od zabawnej rubaszności, przez bardzo zmysłowy taniec, władczą i pełną wyższości obecność, po zupełne załamanie nerwowe i przejmującą rozpacz.

Zobacz również: Wilkołak nocą – recenzja filmu. Cukierek, czy psikus?

Każdy z aktorów znakomicie oddał również indywidualny charakter muzyczny swoich postaci. W tym natłoku bardzo silnych bohaterów idealną przeciwwagą była kreacja Penelopy – pełna uważności i stałości. Bardzo precyzyjna i subtelna gra aktorska Adrianny Hanslik i jej delikatny, czysty, wibrujący głos dodawały głębi całej inscenizacji.

W ten sposób fantastyczna baśń o dziejach Odysa w Olimpie Wojciecha Kościelniaka w cudowny sposób staje się historią każdego z nas. Widzimy nas samych, mierzących się z naszymi centaurami, żywiącymi się ludzkim mięsem, oraz zwodniczymi boginkami i syrenami. Tęsknimy za stałością i wiernością, którą inni chcą zniszczyć. W końcu „każdy z nas jest Odysem co wraca do swej Itaki”.

Premiera spektaklu: 30 września 2022 r.

Plusy

  • genialne numery muzyczne
  • nie ma ani jednej słabej kreacji aktorskiej
  • bogata reżyseria świateł

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • cały spektakl jest pełen napięcia i dramatyzmu - brakuje spokojniejszych momentów na oddech
Kinga Senczyk

Kulturoznawczyni, fanka teatru muzycznego, tańca i performansu a także muzyki i tańca tradycyjnego w formach niestylizowanych. Sama tańczy, improwizuje i performuje. Kocha filmy Bollywood, francuskie komedie i łażenie po muzeach. (ig: @kinga_senczyk)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze