Black Adam film na którego powstanie czekamy mniej więcej tak długo jak główny bohater na przebudzenie spod magicznej pieczęci. Czy ten czas wpłynął na niego dobrze? Czy ta produkcja podobnie jak aktor w głównej roli starzeje się jak wino? Pochylmy się nad studium ciekawego przypadku Dwayna Johnsona. SHAZAM!
Projekt marzeń The Rocka nareszcie się ziścił. Naturalnie nasuwającym się pytaniem jest to czy warto było czekać. Tutaj przewrotnie i wbrew tytułowi odpowiem. JESZCZE JAK! Czy Black Adam to dzieło rewolucjonizujące kino superbohaterskie? Oczywiście, że nie. Czy są tu jakieś nowe elementy dla tej odnogi filmu? Z pewnością nie. Jednak tak bezwstydny i wracający do korzeni produkt był na rynku zdecydowanie potrzebny. Szambo się już bowiem wylało – tak patrzę na Ciebie Mecenas She-Hulk…
Historia opowiedziana w filmie Black Adam jest banalna. Nie sposób się w tym wszystkim zgubić. Jest to najzwyklejsze origin story. Jednak otwarcie się z tego tutaj korzysta. Minimum zbędnych głupot, sto procent krwawej jatki. Pierwsze wejście The Rocka spokojnie przyrównałbym do wjazdu Thora do Wakandy, chociaż w przypadku Dwayna to zasługa w większej części charyzmy aktora. Antybohater w jego wykonaniu ku mojemu zaskoczeniu wydał się naprawdę przekonujący. Co więcej – nie sposób z nim nie sympatyzować, a patrząc co tytułowy bohater wyczynia, tym bardziej budzi podziw to, jak dobrze postać jest stworzona i zagrana.
Wniosek, że o fabule nie ma co gadać nasuwa się sam, ot stanowi ona sympatyczne tło dla tego co dzieje się z bohaterami na ekranie. Nieistotne, czy walczą , czy rozmawiają? Ktoś ewidentnie w DCEU odrobił lekcje i zapewnił nam zgraną paczkę bohaterów, którzy czy to w zwarciu czy konwersacji mogą zaskarbić sobie serca widzów. W moim szczególne miejsce zajął Dr Fate w wykonaniu Pierca Brosnana, który występuje jako taki mistycznie majestatyczny dżentelmen. Młoda ekipa, Cyclone (Quintessa Swindell) i Atom Smasher (Noah Centineo) również wychodzi obronną ręką. Zarówno aktorsko jak i walcząc z Black Adamem, a to już wyczyn.
Zobacz również: Oto nadchodzi Daredevil Tom 2 – recenzja
Pominąłem w tych wszystkich zachwytach Hawkmana jednak nie bez powodu. Bohater ten bowiem wypada dla mnie na dość typowego charakterniaka. Nadrabia jednak chemią czy to z wybrańcem czarodziejów czy wcześniej wspomnianym magiem. Generalnie obsada wypada na duży plus. The Rock kiedy ma być niezręcznym i wyjętym z innej epoki comic reliefem, po prostu nim jest. Gdy jednak przychodzą momenty kiedy ma być bezwzględnym bogiem rozrywającym wpół czy palącym na wiór swoich przeciwników, zdecydowanie takim się staje! Na ekranie jest ogień, magia, wiatr i…zbijanie atomów.
Warstwa wizualna w filmie Black Adam gra tu główne skrzypce. Walki są mięsiste, kolorowe. Posiadają świetną choreografię. Dosłownie jakby ktoś przeniósł pojedynki rodem z Dragon Ball dopieszczone wykończeniami napastników, które budzą naturalne skojarzenia z fatality w Mortal Kombat. Oczywiście w konwencji PG-13. Nie przeszkadza to jednak we wzbudzaniu emocji utrudniających spokojne wysiedzenie w fotelu. Pojedynki z Człowieka ze stali nareszcie doczekały się fenomenalnej konkurencji.
Zobacz również: Dragon Ball: The Breakers – recenzja gry
Black Adam to film przaśnie komiksowy, jednak spóźniony o dobre 10 lat. Gdyby ukazał się w miejscu Batman v Superman czy Legionu samobójców pracownicy Warner Bros jeździliby do pracy latającymi samochodami, a DCEU było lata świetlne przed multiwersum Marvela. Dziś, w 2022 roku to po prostu dobry kawałek przyjemnego superbohaterskiego kina. Do którego pewnie za często wracał nie będę, ale jak trafię na niego w telewizji to nie zmienię kanału. Nie tylko dla The Rocka.
Według innych redaktorów...
Krzysztof Wdowik
23 października 2022Patrzę ocenę Tymka – 7.5. Myślę – kurde, gościa poniosło… Idę do kina spodziewając się tworu na miarę Wonder Woman 1984 czy najnowszych Marvelków, a dostaję drugi najlepszy superbohaterski film roku obok Batmana. Oczywiście, ma swoje bolączki – jest trochę przydługi, CGI ssie, a wykorzystanie slow motion przechodzi ludzkie pojęcie. Ale trzeba docenić dobrze napisanych bohaterów, których da się lubić. Trzeba docenić głębię fabularną, która rzeczywiście sprawia, że widz zastanawia się nad tematem moralności. No i w końcu superbohaterowie lejący się po ryjach między sobą – miód! Wielkie zaskoczenie i chyba najlepszy film DCEU albo przynajmniej drugi, za nowym The Suicide Squad.
8