Nazywam się Vendetta – recenzja filmu. Gdzie ta zemsta?

Porzucanie przeszłości nie jest łatwe, jeżeli dawni wrogowie nadal są na tropie. Obowiązuje tylko jedna zasada: Zabij, albo zostań zabitym. Można wybrać pierwotny instynkt przetrwania. Można też ułożyć plan i powiedzieć: Nazywam się Vendetta. 

Nazywam się Vendetta to włoski film akcji, który opowiada historię byłego członka mafii i jego nastoletniej córki. Santo dawno zostawił za sobą życie kryminalisty. Założył rodzinę, trzymając się z dala od kłopotów. Pościg za Santo rozpoczyna się, kiedy córka udostępnia jego zdjęcie na portalu społecznościowym. Mafia zabija bliskich Sofii, która jest zmuszona uciec wraz z ojcem do Mediolanu. Razem układają plan pozbycia się wrogów.  

Film rzeczywiście jest pełen akcji – wysłannicy mafii nieustannie podążają tropem głównych bohaterów. Pojawia się brawurowy pościg samochodowy przez las, porwania odpowiednich ludzi, pogróżki i negocjacje. Wiele scen rozgrywa się w klimatycznych opuszczonych magazynach i przy ciemnym oświetleniu, dzięki czemu pojawia się lekki dreszczyk emocji. Bohaterowie szybko wpasowują się w tę scenerię. Allesandro Gassman w roli Santo przeobraża się z sympatycznego taty w twardego mężczyznę, który musi nauczyć córkę przetrwania. Ginevra Francessoni jako Sofia zdaje się nie kwestionować obrotu spraw i chłonie nauki ojca. Wypada dość wiarygodnie jako nastolatka wrzucona w obcy świat. 

Zobacz również: Nie! – recenzja filmu [Blu-ray]

Intryga nie jest zbyt skomplikowana. Wszystkie działania teoretycznie koncentrują się wokół zemsty. Santo zabił syna szefa mafii, więc mafia próbuje zabić Santo. W odwecie Santo zamierza zabić drugiego syna, a mafia próbuje zabić…i tak dalej. Problem polega na tym, że zemsty w Nazywam się Vendetta absolutnie nie czuć. Bohaterowie rzucają się w wir akcji i rozmawiają o zemście, ale robią to bez wyrazu. Fabuła rozwija się szybko i nie ma czasu pokazać intensywności uczuć. Działania podobno umotywowane zemstą dążą do tego, żeby wybić jak najwięcej osób w jednym momencie. Brakuje obsesji lub personalnego podejścia do wroga.

Nazywam się Vendetta
Nazywam się Vendetta, Netflix

O motywacji bohaterów dowiadujemy się z ich wypowiedzi. Mamy tu sporo ekspozycji. Najbardziej rozczarowała mnie postać drugiego syna, który zdaje się być pozytywnym bohaterem. Jego przemiana objawia się w rzuconym z kamienną twarzą zdaniu. Całkiem ciekawa postać momentalnie zmienia się w tandetny czarny charakter z kreskówek. Właściwie żaden z bohaterów nie przechodzi tu zbyt wielkiej przemiany. Niektórzy wracają do starych schematów, inni zmieniają się na gorsze, jeszcze inni są tylko postaciami do wybicia. Nikt nie wypada zbyt naturalnie – każda przemiana jest lekko przyśpieszona i rozgrywa się w zaledwie kilku scenach. 

Zobacz również: Avenue 5 – recenzja 2. sezonu serialu. W kosmos z tym

Nazywam się Vendetta to średniej jakości film akcji. Nie wymaga dużo skupienia, a minuty mijają szybko i bezboleśnie. To coś do obejrzenia wieczorem po ciężkim dniu – przyjemnie się ogląda, a po tygodniu niewiele się już pamięta. Gdyby położyć nacisk na tytułowej zemście, mogłoby wyjść naprawdę ciekawie. Tymczasem dobrze jest mieć w zanadrzu film na leniwy seans z ładnym wyścigiem. 

Obrazek główny: Materiał promocyjny.

Plusy

  • Sceny filmu akcji typu pościg
  • Klimatyczne lokacje

Ocena

6 / 10

Minusy

  • O zemście się jedynie mówi
  • Słaby rozwój postaci
Anna Baluta

Dużo czyta, a jeszcze więcej ogląda, a na dodatek o tym pisze. Zwiedza światy fantasy i lubi kultowe sitcomy. Między serialami studiuje i poznaje amerykańską kulturę i popkulturę.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze