Piękny poranek to bez wątpienia film po który sam z siebie nie sięgnąłbym w pierwszej kolejności. Chociaż chętnie sięgam po ludzkie historie, zwłaszcza przez moje wyniesione ze studiów zamiłowanie do reportaży, nie sprawia to z miejsca, że każdą historię przedstawiającą okruchy życia postrzegam jako atrakcyjną dla mnie. Sam seans był dla mnie intrygującym doświadczeniem z pomocą którego wykroczyłem na dwie godziny poza swoją strefę kinomańskiego komfortu. Samego jednak procesu oglądania filmu nie nazwałbym przyjemnym, bo chociaż niejednokrotnie rozczula, to trudno mówić o radosnym śledzeniu historii w momencie gdy motyw przewodni stanowi starość.
Piękny poranek to twór wyjątkowy, bowiem wrzuca nas w środek pewnej historii i na podobnym etapie nas zwyczajnie porzuca. Jesteśmy świadkami tylko małego skrawka życia Sandry, w tej roli Léa Seydoux, samotnej matki, posiadającej problem w postaci ojca w sędziwym wieku u którego błyskawicznie postępuje zespół Bensona. Nasza bohaterka musi sobie radzić z wielorakimi przeciwnościami losu. Od własnego życia uczuciowego, po problem z załatwieniem nowego lokum dla chorującego taty, a na samodzielnym wychowaniu córki kończąc. Obserwujemy powoli i melancholijnie płynące „okruchy życia”. Towarzyszymy Sandrze zarówno w pracy, jak i w ogóle jej codziennej rutyny. Postęp fabuły obserwujemy głównie przez pryzmat relacji i odwiedzin ojca. Na początku jeszcze w jego mieszkaniu, następnie w szpitalu, a na domu spokojnej starości kończąc.
Zobacz również: Śubuk – recenzja filmu. Jak wychować dziecko z autyzmem
Najbardziej wyrazisty temat przewijający się przez cały film to zdecydowanie starość. Piękny poranek bez wątpienia snuje opowieść o znojach i smutkach starzenia się. Pokazuje nam przemijanie, zawodność ludzkiej „biomaszyny”, demencję itd. Czy brak świadomości cierpienia sprawia, że przestajemy cierpieć? Czy egzystencja ma sens w chwili gdy tak naprawdę jesteśmy tylko skorupą, a nasze ciało jak śpiewał Peter Gabriel jest jedynie klatką? Film z pełną świadomością zadaje te pytania, nie udzielając nań jednoznacznej odpowiedzi. To bardzo melancholijna i wysoce filozoficzna produkcja. O której tak naprawdę niewiele więcej można powiedzieć. Jest jedną z rzeczy, których trzeba po prostu doświadczyć.
Jeśli miałbym powiedzieć dla kogo jest film Piękny poranek z pełnym przekonaniem i trochę na przekór odpowiem, że dla każdego. Warto odczuć to na własnej skórze. Chociaż sam siebie nie nazwałbym w pełni zadowolonym z seansu to wiem, że z pewnością opuściłem go bogatszy w nowe przemyślenia i refleksje. Ostrzegam jednak, że jeśli cierpicie na „nadpotliwość” oczu z pewnością wyjście do kina stanie się dla was bardziej komfortowe jeśli zaopatrzycie się w chusteczki. Film w swoim melancholijnym i nieco flegmatycznym klimacie pozostawia wiele przestrzeni na łzy zarówno szczęścia jak i wzruszenia czy smutku.
Zobacz również: Do ostatniej kości – recenzja filmu. Manifest wegański + Zmierzch w sosie BBQ
Zachęcam do wizyty w kinie, zwłaszcza w ramach nadchodzących dużych premier i coraz intensywniejszego świątecznego zgiełku. Piękny poranek to idealny safe space, który z jednej strony z pewnością pozwoli wam się wyciszyć. Z drugiej zaś wyciśnie was emocjonalnie jak cytrynę. Jedyna grupa, której bym ten film zdecydowanie odradzał to tak naprawdę fani wybuchowych blockbusterów. Mówię to z tego względu, że dzieło to absolutnie pozbawione jest fajerwerków. Z tym musicie poczekać do 31-ego grudnia lub chociaż do 16-tego na premierę nowego Avatara.