Biały szum – recenzja filmu. Szumi mi w głowie

Biały szum pojawił się w kinach na początku grudnia, a wraz z końcem miesiąca wylądował na platformie Netflix. Do filmu przyciągały głównie dwa nazwiska – Noah Baumbach oraz Adam Driver – czyli znany już z Historii Małżeńskiej duet reżysersko-aktorski. Najpierw była historia o miłości – a teraz nadszedł czas na śmierć. 

Biały szum jest filmem co najmniej dziwnym. Zaskakująco dużo czasu zajmuje złapanie, co tak naprawdę jest głównym tematem opowieści. Bohaterami są członkowie rodziny – chaotycznej gromady złożonej z rodziców i grupki ich dzieci z wielu poprzednich małżeństw. Nieustannie wpadają sobie w słowo, mówią jednocześnie czy gubią tematy, podczas gdy w tle zawsze szumi radio. Wśród tego hałasu rzeczywiście pojawia się rozmowa o śmierci – podobnie jak o milionie innych tematów, można więc nie przyłożyć do niej uwagi.

Zobacz też: Fabelmanowie – recenzja filmu. Narcystyczna laurka czy romantyczna baśń?

Codzienność rodziny Gladney zakłóca toksyczna chmura, która zmusza całe osiedle do pośpiesznej ewakuacji. Kiedy tylko zamykają się drzwi samochodu, wyruszamy w podróż po kinie gatunkowym. Toksyczne opady i paniczna ucieczka to motywy częste w filmach katastroficznych. Biały szum jednak łączy katastroficzne elementy z innym gatunkiem – a mianowicie kinem drogi. Dzieci ściśnięte na tylnych siedzeniach żartują oraz grają w gry samochodowe, a temat niebezpiecznej chmury toksyn nie jest podszyty strachem.

Biały Szum
Biały szum

Wycieczka po gatunkach filmowych nie ustaje jednak, kiedy niebezpieczeństwo mija. Wraz z rozprawieniem się z chmurą toksyn, rodzina wraca do domu i zaczyna się historia detektywistyczna. Duet Jacka (Adam Driver) z córką Denise (Raffey Cassidy) próbuje odkryć tajemnicę tabletek, które bierze żona Jacka, Babette (Greta Gerwig). Szukają poszlak, wypytują farmaceutów o lek i rozwiązują zagadkę. Wtedy naturalnie następuje klasyczny dialog, w którym detektyw przypiera winnego do ściany i wymusza szczegółowe wyjaśnienia. Wątek zmienia styl i przerzucamy się na film kryminalny – Jack przysięga zemstę człowiekowi z opowieści Babette i zakrada się z pistoletem do hotelu, aby dopiąć swego. Finał rozwija się zgodnie ze schematami kryminału i filmu akcji. Na sam koniec w ramach rozluźnienia reżyser oferuje nam numer musicalowy. Wszystkie występujące gatunki są podszyte komediowym, z lekka absurdalnym humorem.

Zobacz też: Wiedźmin: Rodowód Krwi – recenzja miniserialu. To jak, dobra ta geneza?

Mam problem z całym tym gatunkowym przeglądem. Reżyser bawi się łączeniem różnych elementów i wypada do zaskakująco naturalnie, jednak wrażenie miszmaszu pozostaje. Poszczególne wątki, prowadzone w ramach konkretnego gatunku, zaburzają poczucie spójności. Główny przekaz zostaje rozwodniony, rozmowy o śmierci i radzeniu sobie ze strachem przed umieraniem nie wybrzmiewają. Szybko przestało mnie interesować, dlaczego śmierć jest taka istotna w filmie. Wyłapywanie elementów kina gatunkowego okazało się znacznie bardziej atrakcyjne niż przekaz.  

Biały szum
Biały szum

Śmierć i strach przed śmiercią toną w też szumie, który wytwarza rodzina. Mnóstwo rzeczy na ekranie dzieje się jednocześnie, dźwięki w tle przenikają dialogi, a na dodatek reżyser stosuje dość dynamiczny montaż. Dialogi i monologi przetykane są innymi scenami, które wydają się niepowiązane – monolog o charyzmie Hitlera zbiega się z katastrofą pociągu. Dużo ujęć odbija się w lustrach czy szybach, nachodzi na siebie, czy śledzi postacie cały czas pozostające w cieniu. To nie jest film, który można obejrzeć w tle. Biały szum wymaga ciągłego skupienia, wytężenia wzroku i słuchu oraz uważnego śledzenia wszystkich szczegółów na ekranie.

Zobacz też: Mroczne Materie, sezon 3 – recenzja serialu. Miłość ponad wszystko

Nie pomaga w tym dość powolne tempo. Bohaterowie nigdzie się nie spieszą. Nawet podczas ewakuacji nie czuć pośpiechu. W kontraście do Historii małżeńskiej, Noah Baumbach decyduje się na bardzo ograniczone emocje. Wszyscy są spokojni i nawet bardziej dynamiczne sceny nie wzbudzają w widzu zbytniego napięcia. Także aktorzy nie mają zbytnio przestrzeni do popisu. Adam Driver i Greta Gerwig stanowią ciekawy duet, ale niewiele więcej. Panuje między nimi spokój, aż nienaturalne czasem opanowanie.

Biały szum
Biały szum

Biały szum jest filmem dla widza z duszą poszukiwacza. Wyłapywanie elementów gatunkowych, niebanalnych ujęć, użycia światła i muzyki może sprawiać przyjemność – ale trzeba to rzeczywiście lubić. Powolne tempo, brak spójnego przekazu i skakanie po gatunkach – wszystko trwające ponad dwie rodziny – przeciętnego widza znudzi. Tę historię należy odkrywać. Trzeba poświęcić jej czas, skupienie i wysiłek intelektualny – wtedy będzie satysfakcjonująca i intrygująca. Jeżeli natomiast szuka się dobrej rozrywki, to sam Adam Driver nie będzie wystarczającym argumentem, żeby to osiągnąć.

Obrazek główny: Materiał prasowy.

Plusy

  • Podróż po kinie gatunkowym
  • Techniczna strona - ciekawe ujęcia, światła, muzyka

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Co najmniej trzy różne fabuły sklejone w jedną
  • Biały szum nie wycisza, tylko powoduje ból głowy
Anna Baluta

Dużo czyta, a jeszcze więcej ogląda, a na dodatek o tym pisze. Zwiedza światy fantasy i lubi kultowe sitcomy. Między serialami studiuje i poznaje amerykańską kulturę i popkulturę.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze