Wikingowie: Walhalla – recenzja drugiego sezonu serialu

Wikingowie: Walhalla sezon drugi już na Netflix. Pierwszy sezon sequelu był mocno kulawy. Teraz ogląda się to dużo lepiej, choć dalej widoczne są duże błędy. A może ta produkcja przyzwyczaiła nas już do niższych standardów?

Po nieudanej obronie Kattegat Harald (Leon Suter), Freydis (Frida Gustafsson) i Leif (Sam Corlett) uciekają na tereny należące do innych klanów Wikingów. W trakcie podróży okazuje się, że bohaterowie mają rozbieżne misje do wypełnienia. Ciężarna Freydis, jako obrończyni starej wiary, udaje się do Jomsborga razem ze swymi współwyznawcami, uchodzącymi przed chrześcijańską armią Olafa (Johannes Haukur Johannesson). Tam, zostaje kapłanką i przywódczynią lokalnej społeczności. W tym samym czasie Leif i Harald udają się na Ruś do Jarosława Mądrego (Marcin Dorociński), by prosić o pomoc w odbiciu Norwegii. W obliczu odmowy postanawiają sami znaleźć fundusze na armię, sprzedając futra w Konstantynopolu.

Po pierwsze, historia zrobiła się bardziej serialem obyczajowym niż przygodowym czy akcji. Widzimy nowych bohaterów różnych nacji, religii i kultur. Wojny religijne stanowiły mocny wątek już w pierwszym sezonie. Tam jednak stanowiły tło akcji i motywację działań bohaterów. Tym razem otrzymujemy kalejdoskop wierzeń z przesłaniem o tolerancji. Czy to dobrze czy źle? Osobiście lubię takie wątki, ale jeśli już twórcy decydują się na taki zwrot to powinni być w tym bardziej konsekwentni. W drugim sezonie kontynuują oklepane już starcie chrześcijaństwa z religią Wikingów. Do tego dorzucają jeszcze islam, Rusinów, Pieczyngów i Waregów. Na tak głębokim marginesie, że jak akurat będziecie robili z nudów herbatę to nawet nie zauważycie, że coś takiego było.

Zobacz również: Najlepsze seriale 2022 roku

Z drugiej strony sceny akcji (nieliczne!) też wychodzą im raczej średnio. Jedyna scena godna uwagi to walka Haralda na dworze Jarosława Mądrego. A jak już jesteśmy przy Marcinie Dorocińskim to trzeba przyznać, że bardzo dobrze wpasował się w świat Wikingów. Szkoda, że przypadła mu w udziale mała rola. Tak mała, że gdyby tej postaci w serialu nie było, w ogóle nic by na tym nie stracił. A może nawet zyskał (na nieszczęście dla Dorocińskiego). Takich postaci czy działań bohaterów jest więcej – dramatyzm sceny jest często odwrotnie proporcjonalny do jej wpływu na los bohatera.

Wikingowie Walhalla
Courtesy of Netflix

Cieszę się jednak, że tempo serialu trochę zwolniło. Główne postaci zyskały na tym głębszy rys psychologiczny – coś czego bardzo brakowało mi w pierwszym sezonie. Dzięki temu wreszcie czułam się do nich bardziej przywiązana i w ogóle zainteresowana ich losami. Aktorzy też na tym zyskali, bo mieli większe pole do popisu. Najbardziej podobała mi się zmiana Leifa a tym samym performance Sama Corletta.

Zobacz również: Bielmo – recenzja filmu. Co się zdarzyło w West Point Academy?

Szkoda tylko, że w momencie, kiedy zaczynam się wciągać w obraz, wytrącają mnie z niego bezsensowne decyzje montażowe. Wiele scen jest bardzo poszatkowanych i przemieszanych z innymi, równoległymi wątkami. Dodatkowo denerwujące są wrzucone kilkusekundowe ujęcia tego samego obrazu z trochę innego kąta. Nie widzę w tym innej logiki niż tylko tej, że twórcy zrobili ładne ujęcie i nie chcą, żeby się zmarnowało. Poza tym powtarza się schemat z pierwszego sezonu – cześć najciekawszej akcji dzieje się poza kadrem i zostajemy z mało angażującymi i ubogimi dialogami.

Wikingowie Walhalla
Fot. Bernard Walsh/NETFLIX

Podsumowując, drugi sezon serialu Wikingowie: Walhalla wypada lepiej niż pierwszy. Mamy bardziej wiarygodnych bohaterów, którzy mierzą się z kolejnymi wyzwaniami. Narracja jednak nie zawsze sensownie się układa. Niech Was nie zmylą (swoją drogą bardzo udane) kostiumy, scenografie i charakteryzacje. A ja się dalej będę zastanawiać dlaczego mamy taki a nie inny (równie logiczny co sposób prowadzenia akcji) podtytuł produkcji.

Plusy

  • Głębszy portret psychologiczny postaci
  • Scena walki Haralda na dworze Jarosława Mądrego

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Montaż - sceny poszatkowane bez sensu
  • Dużo scen i wydarzeń, które mają marginalne znaczenie dla narracji
Kinga Senczyk

Kulturoznawczyni, fanka teatru muzycznego, tańca i performansu a także muzyki i tańca tradycyjnego w formach niestylizowanych. Sama tańczy, improwizuje i performuje. Kocha filmy Bollywood, francuskie komedie i łażenie po muzeach. (ig: @kinga_senczyk)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze