Nasze miasto Thorntona Wildera mogłoby być każdą polską wioską czy miasteczkiem. Tu każdy zna każdego i nie dzieje się absolutnie nic sensacyjnego. Ot ludzie rodzą się i umierają. Teatr WarSawy prezentuje inscenizację w reż. Adama Sajnuka.
Grover’s Corner z początku XX wieku to małe, zwykłe miasteczko jakich wiele na świecie. Nikt słynny się tam nie urodził. Młodzież uczy się poza jego granicami a potem wraca i spędza tu resztę swojego życia. Jedyne rozrywki lokalnej społeczności to obserwacja przyrody i cyklu życia sąsiadów. Przyglądamy się bliżej zwłaszcza dwóm rodzinom – Webbów i Gibbsów – którzy zacieśniają więzi przez ślub Emily (Monika Markowska) i Georga (Miłosz Broniszewski). I choć pozornie nic spektakularnego się tam nie dzieje, dopiero w zderzeniu ze śmiercią bohaterowie doceniają te małe, proste radości.
Fabuła i przekaz proste jak drut, nie trzeba specjalnie tu główkować. I dlatego, jak tłumaczy na samym początku Reżyser (Łukasz Twardowski), również scenografia ograniczona jest do minimum. Tych parę krzeseł, stół i pojedyncze rekwizyty są zupełnie wystarczające dzięki temu, że dobrze ograne przez zespół. Moim zdaniem spektakl mógłby się również obyć bez fototapety z widokiem miasteczka na podłodze. Ten element jest nawet trochę rozpraszający.
Zobacz również: Premiery teatralne – luty 2023
O tym, że przenosimy się do epoki sprzed stu lat przypominają nam przede wszystkim kostiumy. Z drugiej strony łącznikiem między wtedy a teraz jest właśnie postać Reżysera, który sam jest ubrany zupełnie współcześnie. Podobny efekt wywołuje piosenka Dziś późno pójdę spać Kwiatu Jabłoni. Ciekawe jest również użycie cięć reżyserskich i prawdziwych imion aktorów. Innym razem domagają się oni informacji zwrotnej o zagranej właśnie scenie. Ale bywa też tak, że to postać fikcyjna się wyrywa i bierze górę nad aktorką, bo musi wyrzucić z siebie emocje. Życie jest jedną wielką sceną.
Ponieważ elementy inscenizacyjne Naszego miasta ograniczone są do minimum cały ciężar spektaklu spoczywa na aktorach. Szczególnie zachwycająca jest kreacja głównych ról. Monika Markowska i Miłosz Broniszewski fantastycznie wcielili się w nastolatków, którzy doświadczają pierwszych miłości, martwią się szkołą i relacjami z rodzicami. Aż dorastają i zaczynają własną rodzinę. W tych młodzieńczych latach kryje się kryje się wiele szczęśliwych momentów, do których pod wojen śmierci chciałaby wrócić Emilia. Wspomnienia okazują się jednak zbyt bolesne i nie jest w stanie przeżywać ich na nowo.
Zobacz również: Ściany – recenzja. Dom bez ścian?
Każdy pewnie zna takie “nasze miasto”. Duża część populacji Polski z niego pochodzi albo przynajmniej kogoś takiego zna. Nie ważne czy to Grover’s Corner czy mała wioska na Podlasiu. Warto doceniać życie w swej prostocie nim nie będzie za późno.