Starcie światów: sił tworzących i niszczących, rodzenia się i umierania, przyrody i człowieka. Jak w tym zestawieniu prezentuje się kondycja ludzi? Nad tematem pochylają się twórcy i twórczynie spektaklu Arka i ego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.
Spektakl Arka i ego zaczął się bardzo przyjemnie i ciekawie. Pierwsza scena jest bardzo fizyczna i utopijna – choreografia podkreśla plastyczność ciała, jego giętkość, ciężar, siłę, mięsistość. Obrazy, które stworzyli aktorzy, działały jak zaklęcie – miałam ochotę ruszać się z nimi w tym samym rytmie, z tą samą jakością, tworzyć z nimi jeden organizm. Ruch sceniczny wzmocniony jest ciepłym, przygaszonym kolorowym światłem (Ela Szurpicka, Adam Zduńczyk) i transową muzyką (Dominik Strycharski). Z tego rodzi się uwodząca myśl o organicznym współdziałaniu z tym co się dzieje na scenie. Efekt utrzymuje się nawet po gwałtownym ustaniu muzyki. Teraz wszyscy w napięciu czekają na zaistnienie głosu chóru. Jego naturalny, pierwotny dźwięk, który powoli przybiera na sile, również ma bardzo fizyczny wymiar. Finał sceny prowadzi nas na parkiet klubowy – współczesną arenę ludzkiego tańca godowego. “Ta choreograficzno-dźwiękowa scena otwierająca spektakl jest wyobrażeniem rajskiego ogrodu – pierwotnej wspólnoty wszystkich istot, w ramach której komunikacja między ludźmi a zwierzętami odbywała się poza językiem” – pisze dramaturżka Magda Kupryjanowicz.
I wtedy spotykamy pierwszych bohaterów Arki. Mamy szczura (fantastyczna Marianna Linde), który opowiada o eksperymentalnej próbie stworzenia utopijnego środowiska do życia. Próby wielokrotnie powtarzano z tym samym skutkiem – populacje obserwowanych osobników wymierały z powodu zatrzymywania się przyrostu naturalnego. Jest też Timothy (Daniel Chryc) – postać bazująca na osobie Timothy’ego Teadwella, kontrowersyjnego amerykańskiego obrońcy niedźwiedzi grizzly. Razem ze swoją nową dziewczyną Amy (Marta Nieradkiewicz) i ukochaną kamerą (Agnieszka Roszkowska) dociera na Alaskę, by obserwować swoje ulubione stworzenia.
Zobacz również: Arka i Ego – Magda Kupryjanowicz o powstawaniu spektaklu
Pojawia się też Jules z serialu Euforia (Antoni Rychłowski/Gypsy Water – specjalny udział premierowy). Postać w bardzo ciekawy sposób wchodzi w interakcję z widownią, zachęcając ją do organicznego doświadczenia własnego ciała przez proste ćwiczenia oddechowe. Z żalem muszę powiedzieć, że duża część publiczności zareagowała nerwowym śmiechem i niewybrednymi komentarzami przeciwko takiej formie uczestniczenia w spektaklu. Sporadycznie powtarzały się one potem do końca spektaklu. Scenę przerywa niezidentyfikowany dźwięk, po którym pojawiają się kury. Ta genialna groteskowa kreacja Łukasza Wójcika stara się odczarować wizerunek drobiu jako bezmyślnego i bezrefleksyjnego choć obdarzonego krótkim żywotem.
Ukoronowaniem tej mozaiki jest pojawienie się królowej Elżbiety II, która prezentuje wykład na temat życia komórek i ich przeobrażeń. W tej roli spektakularny popis dała Anna Gorajska. W czasie monologu kończącego się tematem samobójstwa, niczym gąsienica w motyla, Elżbieta przepoczwarza się w Marylin Monroe (która sama miała je popełnić).
Zobacz również: An act of God – recenzja. God have mercy
Jesteśmy mniej więcej w połowie spektaklu i w tym momencie twórcy zupełnie stracili zainteresowanie i kontakt z widzami. Siada rytm i dynamika. Następuje seria bardzo długich, przeintelektualizowanych wywodów, podpieranych Jungiem i wynikami wyszukiwarek internetowych, za którymi ciężko nadążyć. Choć pojawiło się kilka ciekawych rozwiązań warsztatu aktorskiego, nie były one w stanie same utrzymać uwagi widza. Na koniec kilka humorystycznych akcentów, które obok poprzedniego elementu, zakrawają już na karykaturę. Na przykład powoli wchodząca na scenę kosmiczna choinka – ostatnia ze swojego gatunku. Drzewo ma być w zasadzie tłem dla dynamicznej sceny, w której obrońca rezerwatu przyrody, stara się wyrzucić jego nielegalnych mieszkańców. Jednak zmęczeni widzowie nie są w stanie już śledzić tej chaotycznej sceny. Druga część zupełnie zatarła pierwsze dobre wrażenie. Prawie połowa publiczności wyszła szybko, nie czekając nawet na koniec oklasków.
Arka i ego ma być próbą zastanowienia się nad relacjami i porozumieniem międzygatunkowym. Szkoda tylko, że bardzo ciekawe wywody poszczególnych postaci o aspektach i istocie wszelkiego życia, zacierają się w pamięci przez monotonną dramaturgię drugiej części.