Najbardziej Samotny Chłopak na Świecie – recenzja filmu. Pociąg do zakopanego

Najbardziej samotny chłopak na świecie to film co do którego nie miałem żadnych oczekiwań. Będąc z wami całkowicie szczerym dowiedziałem się o jego istnieniu na krótko przed jego polską premierą. Stwierdziłem zatem, że skorzystam z tej wyjątkowej sytuacji i zafunduję sobie seans „na ślepo”. Ku mojemu zaskoczeniu ten film okazał się miodem na moje złamane serce popkulturowego freaka. Krótko o czym w ogóle jest ten film w reżyserii Martina Owena (Twist, Anonimowi Mordercy). Najnowsze dzieło młodego twórcy opowiada historię chłopaka przytoczonego w tytule, ma on na imię Oliver, nie ma rodziny ani przyjaciół. Całe dnie spędza czas samotnie w domu oglądając swoje ulubione show telewizyjne czyli Alfa. Jego samotna sielanka nie trwa jednak długo. Odwiedzający go co jakiś czas pracownicy opieki społeczne stawiają mu ultimatum. Znajdziesz przyjaciół, albo trafisz do psychiatryka. Zadanie pozornie banalne przestaje takie być gdy jesteś lokalnym dziwadłem jak Olivier.

Najbardziej samotny chłopak na świecie jest jednak mocno zdeterminowany by spełnić swoje zadanie, ponieważ lubi swoje dotychczasowe życie. Zdolny do dążenia po trupach do celu, całkiem dosłownie, postanawia znaleźć przyjaciela pod ziemią natchniony rozmową z miejscowymi grabarzami. Olivier pragmatycznie wykopał sobie nie tylko przyjaciela, ale również rodzinę i…psa. Jak jednak przekonać opiekę społeczną do zdobytych w ten sposób znajomości jeśli wszyscy to trupy. Film to prawdziwy mariaż gatunkowy, mamy tu bowiem elementy kina grozy, familijnego i czarnej komedii, co ciekawe odwołując się do każdego z nurtów film podchodzi doń nie tylko z szacunkiem, ale również z miłością. Reżyser bawi się formułą opakowując ją w dodatku w piękne opakowanie łączące lokacje rodem z Duchów Inisherin w połączeniu z estetyką amerykańskiej rodziny nuklearnej. Cudeńko! Początkowo spodziewałem się filmu na wzór Człowieka-Scyzoryka. Jednak im dalej w las tym bliżej temu dziełu do Głosów z 2014 roku z Ryanem Reynoldsem w roli głównej.

Zobacz również: Tár – recenzja. Oscarowa rola

Dużym plusem tego filmu są bez wątpienia występy aktorskie. Max Harwood w tytułowej roli jest odpowiednio niepokojący co niezręczny i uroczy. Show jednak kradnie znany z niekończącej się serii After Hero Fiennes-Tiffin, którego ja uważałem za totalnie sztywnego (co faktycznie mogłoby być przydatne w roli trupa) jednak wraz z biegiem filmu okazuje się, że ta aktorska reinkarnacja Haydena „Nie lubię piasku” Christensena ma w filmie do grania coś więcej i mówiąc, że wychodzi z tego obronną ręką to opinia i tak ze zbyt dużą rezerwą. Rewelacyjnie wypadają również nowa choć nieświeża rodzinka Olivera z przybranym tatą na czele. Miłym akcentem jest też comic relief w postaci duetu grabarzy, a także love intrest naszego protagonisty nie będący kobietą w mainstreamowym kanonie piękna.

Zobacz również: Plan na miłość – recenzja filmu. Samotnych trzeba swatać

Najbardziej Samotny Chłopak na Świecie

Będąc zupełnie szczerym im mniej wiecie na temat tego filmu tym lepiej będziecie się bawić trafiając na różnej maści nawiązania, żarty czy ogólnie obcując ze skryptem. Film ten bowiem z pełnym miłości podejściem bawi się kinem i na sali podczas seansu potrafi niebywale rozczulić. Myślę, że na tak niepozorne dzieło warto wybrać się właśnie do kina, bo to nad wyraz sympatyczny film. Jest zabawny za co mogą poręczyć moje uszy, które wysłyszały masę obfitych wybuchów śmiechu publiki. Przyjemne zaskoczenie i oby więcej takich produkcji. Może nie jest to dzieło w pełni oryginalne, wszak zbudowane jest z masy już istniejących popkulturowych puzzli. Scenariusz też mimo ciekawych pomysłów przynosi raczej spodziewane rozwiązanie. Niemniej wypada to wszystko tak wholesome, że nawet mi zmiękło moje zgorzkniałe serce, bardzo ostatnio nadwyrężone przez przesadnie ironiczne i cyniczne produkcje pokroju Velmy. Najbardziej Samotny Chłopak na Świecie to film choć niepozorny to cudowny, polecam.

Plusy

  • Przyjemne aktorskie występy
  • Cudowna hybryda kina familijnego, czarnej komedii i horroru
  • Ciekawe wybory stylistyczne

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Dzieło stoi trochę w rozkroku nie wiedząc czym chce być najbardziej
  • Mimo wszystko powtarzalne, bo mieliśmy już Scotta Pilgrima, Co robimy w ukryciu czy Głosy
Tymoteusz Łysiak

Entuzjasta popkultury, który najpewniej zamiast kolejnego "Obywatela Kane" wolałby w kinie więcej produkcji w stylu "Toksycznego mściciela". Fan dziwności, horroru, praktycznych efektów, kociarz, psiarz i miłośnik ludzi. W grach lubujący się w satysfakcjonującym gameplay'u. Życie teatrem absurdu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze