Wszystkie nasze granice – recenzja książki. Romans i morderstwo

Wszystkie nasze granice to kolejna książka Natalii Brożek, która tym razem zabrała nas na Uniwersytet Walta Whitmana w Bostonie. W nim zaś czeka na nas tajemnica morderstwa i romans z profesorem.

Nie będę ukrywać, że miałam spore oczekiwania względem Wszystkie nasze granice. Niestety rynek nie cieszy się urodzajem książek, w których znajdziemy znaczącą różnicę wieku między bohaterami, a tym bardziej romans między studentką a profesorem. Główna bohaterka, Gaia, rozpoczyna naukę na uniwersytecie i chce tam zapomnieć o trudnej przeszłości. Zmuszona zapisać się na obowiązkowy fakultet, trafia do grupy prowadzonej przez Edgara Johanssona, znanego ze swoich kontrowersyjnych metod nauczania. Wszystko byłoby we względnym porządku, gdyby nie to, że do dziewczyn dociera informacja o martwej dziewczynie znalezionej na uczelni rok wcześniej. Studenci szepczą między sobą, że w jej śmierć uwikłany był Edgar.

Zobacz również: Mroczne sąsiedztwo – recenzja książki. Uwaga na odkrycia

Jednym z większych plusów powieści jest sama główna bohaterka. Stroniąca od ludzi, skupiona pisaniu, swojej jedynej ucieczce od rzeczywistości. Autorka nie bała się stworzyć postać z wręcz podręcznikowym posttraumatycznym zachowaniem. Gaia odkrywa nową siebie przez całą historię, ponieważ burzy granice, które postawiła z myślą, że to właśnie jest w porządku, że to właściwe rozwiązanie.

Gdybym wcześniej dawała wiarę każdej plotce, która krążyła po restauracji, musiałabym myśleć o sobie jak o „szajbusce” lub „cnotce”. Słowom szeptanym po kryjomu nigdy nie daje się wiary. Po prostu.

Wbrew pozorom prosty, a jednak rzadko spotykany zabieg w książkach: nie dawaj wiary plotkom. I tak też bohaterka postępuje, tworząc własną opinię na temat tego, co dzieje się wokół niej. Relacje, które nawiązuje, nie zmieniają się też w ciągu pięciu minut przez chociażby głupie gadanie innych. Zamiast tego stopniowo ewoluują poprzez wszystko, co dzieje się podczas fabuły.

Zobacz również: Lucie Yi NIE jest romantyczką – recenzja książki. Lauren Ho wraca!

Główny obiekt westchnień Gai – Edgar Johansson – jest niezwykle pociągający. Tajemniczy, przystojny profesor znany ze swojego kontrowersyjnego podejścia do nauczania.  W dodatku z niezwykłym talentem do nadawania ksywek uczniom. Ewidentnie lubi wbijać szpileczki i być cyniczny. Nie ukrywam, że brakowało mi tego, żeby pojawiał się częściej. Jest w tej postaci coś, co przyciąga czytelnika.

Wolałem zmuszać innych, nie siebie, do przełamywania własnych granic. Bo sam swoich już nie miałem…

Zobacz również: Plan na miłość – recenzja filmu. Samotnych trzeba swatać

Wszystkie nasze granice autorka osadziła w nurcie dark academia w klimatycznym uniwersytecie z lekko dusząca oraz mroczną otoczką. Wielkie sale, biblioteki i typowe studenckie życie. Bardzo dużo również skupia się właśnie na niszczeniu własnych mentalnych murów, by w końcu stać się sobą. Prócz romansu między studentką a profesorem jest również druga rzecz, która napędza całą książkę – morderstwo dziewczyny, która do złudzenia przypomina Gaię. A przede wszystkim: kto za tym morderstwem stoi?

Oczywiście sięgając po Wszystkie nasze granice, wiedziałam, że będzie to erotyk. Jednak związek bohaterów miał bardziej charakter slow burn z gorącymi momentami niż typowego erotyka, za co chwała! Gdyby nie to, że relacja powoli kiełkowała pomiędzy ich dogryzaniem sobie, to zdecydowanie byłby to jeden wielki minus. A tak mamy jedną z bardziej realnych i świetnie poprowadzonych relacji między postaciami o dużej różnicy wieku.

Zobacz również: Ty – recenzja 1 części 4 sezonu serialu. Przełamanie schematu?

Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła minusów. A dokładnie dwóch: długość i brak rozwinięcia niektórych wątków. Co do długości, to po prostu dla mnie powieść była za krótka. Zabrakło mi nadania tej książce jeszcze bardziej uniwersyteckiego klimatu (mimo że nawet w obecnej wersji już był świetny). Chciałabym lepiej poznać bohaterów – może kilka retrospekcji, które dodatkowo zarysowałyby Gaię? Sama sprawa morderstwa z kolei, nie ukrywam, podobała mi się najmniej. Czułam niedosyt. Trochę szkoda, że nie zostało to rozwinięte bardziej, bo nadałoby większego poczucia grozy. Wszystkie jednak te minusy blakną przy ostatecznym plot twiście, który wbija w fotel.

Podsumowując, Wszystkie nasze granice, zdecydowanie mnie oczarowały i wiem, że nie zapomnę o nich szybko. Natalia Brożek stworzyła klimatyczną i niepowtarzalną historię, w której zagłębicie się od razu i nie będziecie mogli się oderwać. Age gap, dark academia i w dodatku morderstwo w tle — czego chcieć więcej? Wszystkie nasze granice to zdecydowanie książka, która, mimo że krótka, zostanie z wami na dłużej.

Recenzja powstała dzięki współpracy z Wydawnictwem Kobiece. 

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe – kolaż

Plusy

  • Relacja między bohaterami
  • Dark academia
  • Slow burn

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • Długość
  • Brak rozwinięcia niektórych wątków
Luiza Czarnecka

Zakochana w twórczości J.R.R. Tolkiena od dziecka (tak, trylogia Jacksona była zapalnikiem). W wolnych chwilach czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, ale najbardziej cenię dobrą fantastykę z kubkiem herbaty. W międzyczasie studiuje i oglądam dobre filmy i seriale (fanka Darklinga numer 1). Zainteresowań i hobby nigdy nie mało, więc próbuję wszystkiego po trochu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze