Lucie Yi NIE jest romantyczką – recenzja książki. Lauren Ho wraca!

Lucie podjęła bardzo ważną decyzję. Chce zostać mamą i zrobi wszystko, by osiągnąć swój cel. Nawet jeśli oznacza to zarejestrowanie się na stronie internetowej, gdzie ma znaleźć przyszłego ojca dziecka.

Mało powstaje książek, dzięki którym możemy tak bardzo utożsamić się z głównymi bohaterkami, a ich problemy krążą wokół bardziej przyziemnych rzeczy: pracy, finansów, macierzyństwa. Postaci, które robią też coś innego, a nie tylko szukają tego jedynego. Nasze mamy miały Dziennik Bridget Jones. Kobietę z nadprogramowymi kilogramami, specyficznym humorem, problemem z pracą, a podczas tego wszystkiego jeszcze szukającą miłości i stabilizacji. Natomiast my otrzymaliśmy Lucie Yi NIE jest romantyczką. Historię o współczesnym macierzyństwie, związkach i odnalezieniu miłości, która wcale nie zaczyna się od gorącego romansu.

Zegar biologiczny Lucie tyka nieubłaganie, a więc nasza bohaterka bierze sprawy w swoje ręce. Mimo niechęci i wątpliwości rejestruje się na portalu internetowym, gdzie ma znaleźć kandydata idealnego na ojca swojego dziecka. Ale cóż – pierwsze kroki Lucie w tej sprawie nie są zbyt zachęcające, a szczególnie wybrani, których algorytm podsyła kobiecie.

Zobacz również: Świąteczna mordercza gra – recenzja książki. Trup pod choinką

Wtedy jednak pojawia się on – Collin Read. Idealny pod każdym względem, przystojny, zabawny, a przede wszystkim gotowy, by zostać tatą! Kilka wiadomości na portalu zamienia się w telefon do późnego wieczora, ten natomiast w kolejne tygodnie spędzone na wspólnych dyskusjach o wszystkim i o niczym.

Decyzja zapadła, to właśnie Collin zostanie ojcem dziecka. Umowa jest bardzo prosta: żadnych romantycznych uczuć, partnerstwo i wspólna opieka nad dzieckiem. Gdy kobieta zachodzi w ciążę, oboje przeprowadzają się do Singapuru, by tam wychować swojego malucha. Niestety na miejscu ich problemem nie okazuje się tylko rodzina Lucie, która twierdzi o lekkomyślności jej zachowania. Nie, nie, lawina kłopotów wręcz systematycznie spada na kobietę. Jedynym wsparciem stają się Collin i jej przyjaciółki.

Zobacz również: The Last of Us – recenzja pierwszego odcinka

Może porozmawiajmy też trochę o postaciach, bo nie ukrywam, że już dawno nie czytałam tak dobrze wykreowanych bohaterów, którzy razem z historią ewoluują, dostosowują się do sytuacji i nie mają jednej głównej cechy, która definiuje ich jako osobę. Wspaniale!

Lucie jest postacią z krwi i kości. Szczera do bólu, bystra, gotowa na wszystko, by w końcu zapełnić pustkę w swoim sercu. Przez całą książkę obserwujemy jej zmianę z kobiety, która nie uznaje już żadnej romantyczności, w taką, która w ostateczności podąży za sercem, nie rozumem. Burza hormonów nie pomaga, a Lucie coraz bardziej ma mętlik w głowie: którego z nich wybrać? Collin czy Mark?

Zobacz również: Niebezpieczni Dżentelmeni – recenzja filmu. Liga niebezpiecznych dżentelmenów

Suzie i Weina – przyjaciółki Lucie są wspaniałe. Pierwsza odnosząca karierę rozwódka z brakiem zamiaru ustatkowania się. Przytłoczona ze wszystkich stron ciężarnymi mamami, nie potrafi się odnaleźć, co skutkuje pogorszeniem relacji między nią a Lucie. Druga to matka czwórki dzieci, która marzy o chwili spokoju. Gdy ją wreszcie dostaje, jedyne, o czym myśli, to czy jej mąż na pewno odpowiednio zajmuje się potomstwem.

Collin z kolei od samego początku jest przedstawiony jako ten wspaniały, ten, który jest obok i wspiera, kochający przyjaciel będący przy okazji ojcem ich dziecka. Przystojny, w dodatku opiekuje się Lucie jak tylko może i poświęca jej każdą chwilę. Jednak nie ma osób idealnych. Collin również ma swoje tajemnice i kłamstwa, które zaczynają wychodzić na jaw z czasem. Ich odkrycie za to doprowadza do powstania coraz większego muru między nimi.

Zobacz również:Till – recenzja filmu. Historia, którą powinien znać każdy

No i na koniec postać znienawidzonego przeze mnie już od samego początku byłego narzeczonego Lucie – Marka. Mężczyzna, o którym tak bardzo chciała zapomnieć, wymazać go ze swojego życia, chociaż to właśnie przy nim Lucie czuje się najbardziej stabilnie, wszystko jest jej znane. Natomiast Collin to ryzyko, którego nie chce podejmować. Jednak sama relacja Marka i Lucie jest minusem. Niestety, ale jego czyn nie zasługiwał w żadnym stopniu na przebaczenie. Tutaj pojawia się jedno irracjonalne zachowanie Lucie. Jak byłabym w stanie zrozumieć, że po tych dwóch latach połączyła ich starta, tak powrót do mężczyzny po zdradzie? Nie. Tym mnie autorka nie kupiła niestety. Wątek zupełnie niepotrzebnie wpleciony.

Zobacz również: Duchy Inisherin – recenzja filmu. Bez Ciebie nie idę

Lauren Ho w Lucie Yi NIE jest romantyczką pokazuje obraz rodziny z tradycjami, która w tym wszystkim jest bardzo toksyczna. Idealny obraz rodzinnego domu nie może zostać zaburzony. Ludzie nie mogą rozpowiadać plotek o pozostawionej samej sobie kobiecie z dzieckiem, bez perspektyw zamążpójścia. Jednak Lucie znosi wszystkie docinki i uwagi swoich rodziców ze szczególną cierpliwością. Podziwiam w tej bohaterce ten spokój, ponieważ mnie od samego czytania aż gotowało w środku.

Jeśli myślicie, że to koniec z przesądami i patriarchatem, to się mylicie. Autorka jak kubeł zimnej wody serwuje nam przystawkę w postaci pracy bohaterki, która przez ciążę zostaje odsunięta na bok z projektów, nad którymi objęła pieczę, a stanowisko wspólniczki przemyka jej koło nosa. XXI wiek, a niektórzy dalej żyją w przeszłości, gdzie miejsce kobiety w ciąży jest z tyłu i w dodatku nic nieznaczące.

Zobacz również: Kajko i Kokosz – Złota Kolekcja, tom – recenzja komiksu

Nie będę ukrywać, że ważną rolę odgrywa tutaj miejsce akcji – Singapur. Dla takiego laika jak ja, jeśli chodzi o kulturę azjatycką (ale wiem, co to BTS), była to jedna z ciekawszych podróży. Podczas całej codzienności autorka w sposób naturalny przemyca kulturę tego kraju. Nadało to bardzo przyjemny klimat i charakter książce. Chyba większość z nas powoli zaczyna mieć dość w historiach jednego i tego samego miasta, jakim jest Nowy Jork. Plus oczywiście należy się za przypisy, bo coraz mniej ich się pojawia w książkach, a leń jak ja może zerknąć w dół zamiast wystukiwać wszystko w Google.

Zobacz również: Wypożyczalnia Świętych Mikołajów – recenzja książki

Podsumowując już całość książki, pragnę dodać, że również samo przedstawienie ciąży oraz związane z tym zmiany w organizmie zostały przedstawione w jak najbardziej realny sposób. Wcale nie mamy opisanej cukierkowej sielanki, jaką przekazują nam media w reklamach, o, nie, nie. Tutaj dostaliśmy sporą porcję faktów na temat tego, co przeżywa przyszła mama: psychicznie oraz fizycznie. Małym minusem jest z kolei długość książki, niektóre wątki aż proszą się o dodatkowe rozwinięcie na dwie, trzy strony.

Lauren Ho naprawdę napisała książkę na miarę XXI wieku – błyskotliwą, nowoczesną i wbrew pozorom jedną z bardziej romantycznych – bo realistycznych – historii. Lucie Yi NIE jest romantyczką zostanie w waszych myślach na długo po skończeniu książki.

Powyższa recenzja powstała dzięki współpracy z Wydawnictwem Kobiece. 

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe – kolaż

 

Autor: Lauren Ho
Wydawca: Wydawnictwo Kobiece
Data wydania: 25 stycznia 2023
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
Dostępne wersje: papierowa/ebook

Plusy

  • Realistycznie przedstawieni bohaterowie oraz realia
  • Relacja Lucie i Collina
  • Naturalne pokazanie kultury Singapuru

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • Mark
  • Trochę zbyt krótka, fajnie byłoby zobaczyć kilka dodatkowych wątków bardziej rozwiniętych
Luiza Czarnecka

Zakochana w twórczości J.R.R. Tolkiena od dziecka (tak, trylogia Jacksona była zapalnikiem). W wolnych chwilach czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, ale najbardziej cenię dobrą fantastykę z kubkiem herbaty. W międzyczasie studiuje i oglądam dobre filmy i seriale (fanka Darklinga numer 1). Zainteresowań i hobby nigdy nie mało, więc próbuję wszystkiego po trochu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze