Dzika Noc – recenzja filmu [DVD]

Z okazji premiery filmu na nośnikach DVD przypominamy naszą recenzję tegoż filmu.


Dzika noc czyli nowa produkcja studia Universal z Davidem Harbourem w roli głównej. Aktor znany z bycia szeryfem miasteczka Hawkins z netflixowego Stranger Things tym razem wciela się świętego Mikołaja. Wbrew jednak temu co może się wydawać nie mam tu do czynienia z bożonarodzeniowym kinem familijnym w stylu Kevina samego w domu. Studio znane z dostarczania nam wielu produkcji jadących po bandzie wręcza nam kolejne dzieło tym razem w świąteczny nurcie. Czy zatem święty może być niegrzeczny? Spróbuję odpowiedzieć w recenzji, a jeśli to nie wystarczy, może warto wymienić coroczny seans Home Alone na ten całkiem nowy film?

Niech zatem za punkt wyjścia do mojego podejścia do filmu jakim jest Dzika noc posłuży nam moje spojrzenie na szeroko pojęte kino świąteczne. Nie lubię produkcji z Macaulay’em Culkinem. Przez trzy dni świąt Bożego Narodzenia omijam Polsat szerokim łukiem. Jeśli już muszę wybrać coś z tej puli filmów sięgam po Grinch: Świąt nie będzie bądź którąkolwiek z inkarnacji Opowieści wigilijnej. O tym co sprowokowało mnie do seansu Dzikiej nocy jest moje fascynacja filmami z rodzaju „Coś lub ktoś co nie powinno zabijać, zabija”. Kubuś Puchatek morduje? Super, biorę! Opona rozjeżdża ludzi na śmierć? Poproszę dwa razy. Krwiożercze pomidory atakują Francję? Super, pomidor to moje ulubione warzywo (czy tam owoc). Tak czy owak, kto lepiej sprawdzi się w tak nietypowej roli w filmie świątecznym niż znany z zachodu Weinachtsmann?

Zobacz również: Nazywam się Vendetta – recenzja filmu. Gdzie ta zemsta?

Dzika noc jest filmem niebywale przewrotnym. Sam osobiście widząc zwiastun spodziewałem się raczej Johna Wicka w innych ciuszkach. Tymczasem dostałem pełne krwi kino tak absurdalne i ciekawe, że miejscami przyćmiło w moich oczach uwielbiane przeze mnie Nobody. Bohater Davida Harboura nie stanowi z miejsca maszyny do zabijania. Produkcja bowiem w pierwszej kolejności boksuje nas solidną dawką bezczelnej komedii często wydzielinami ludzkimi (i nie tylko) płynącej. Miejscami film ten nawet zakrawa o kino familijne. Pod warunkiem, że pominiemy fakt iż film ten jest naszpikowany fuck’ami jak jeż igłami. Mamy tutaj do czynienia z pełnoprawnym kinem kategorii R, które jak na standardy głównego nurtu rozpieszcza nas z nawiązką. Gdyby ten film był dzieckiem oczekującym prezentu od Świętego Mikołaja dostałby zgodnie z tradycją baryłkę węgla. Mamy tu bowiem do czynienia z absolutnie niegrzecznym kinem i jest to spory eufemizm.

Początkowo wydawało mi się, że wszystkie najlepsze sceny znajdują się w trailerze. Na szczęście pozytywnie się rozczarowałem. Ten film najzwyczajniej w świecie obfituje w świetnie wyreżyserowane sceny akcji które podobnie jak krwią tryskają kreatywnością. Dzika noc oferuje również humor we wszystkich kolorach tęczy, a w tym wszystkim znajduje jeszcze miejsce na czystą, szczerą miłość dla świąt czy instytucji rodziny. Dzieło absolutnie równie brutalne i bezczelne co ciepłe i kochane. Z pewnością zasili w moim domu półeczkę filmów bożonarodzeniowych, które miło się ogląda i do których co święta wraca się z przyjemnością. Na temat fabuły nie będę się natomiast rozpisywał, bo moim zdaniem klipy pokazują wystarczająco. Poza tym do pewnego stopnia stanowią one całkiem niezłą, ale jednocześnie nie obrzydliwie zakłamaną zasłonę dymną.

Zobacz również: Do ostatniej kości – recenzja filmu. Manifest wegański + Zmierzch w sosie BBQ

Fot. Dzika noc
Fot. Dzika noc

W ramach mowy końcowej na temat filmu jakim jest Dzika noc. Jeśli ktoś będzie od was oczekiwał, żebyście wybrali jedną tegoroczną premierę o tematyce świątecznej przystawiając wam pistolet do głowy, niech to będzie dzieło z tej recenzji. Nie Listy do M 5, nie Święta inaczej! Dopuszczam wizytę w kinie 23-ego grudnia na Terrifier 2, bo może być ciekawie. Jednak Dzika noc to jest to czym obdarowało nas Hollywood już na początku miesiąca i uważam, że idealnie nastraja na grudniowe szaleństwo. Wbrew pozorom to nie wynika z faktu brutalności (chociaż po wystaniu w świątecznych kolejkach może to stanowić niebywałe katharsis). Ten film jest pełny ciepła i dziecięcej wiary, w dobro, w Świętego Mikołaja, w świąteczną magię. Mandarynki, goździki i bożonarodzeniowe lańsko! Piękny film <3

Plusy

  • David Harbour jest Świętym Mikołajem do tańca i do różańca
  • Kategoria R w pełną gębą, pierwszy raz od dawna nie stanowi tylko formy podłej reklamy
  • Film w całej swojej esencji jest zarówno świetnym kinem akcji jak i przyjemnym kinem świątecznym...aczkolwiek nie pokazywałbym go dzieciom.

Ocena

9.5 / 10

Minusy

  • Na przestrzeni wszystkich filmów świata to pewnie nie jest dzieło idealne, ale w kategorii filmów świątecznych to miód na moje serce i tak mam nadzieję potraktujecie tę cyferkę u góry
Tymoteusz Łysiak

Entuzjasta popkultury, który najpewniej zamiast kolejnego "Obywatela Kane" wolałby w kinie więcej produkcji w stylu "Toksycznego mściciela". Fan dziwności, horroru, praktycznych efektów, kociarz, psiarz i miłośnik ludzi. W grach lubujący się w satysfakcjonującym gameplay'u. Życie teatrem absurdu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze