Puchatek: Krew i Miód – recenzja filmu. Modus operandi reżysera

Puchatek: Krew i Miód to film o którym w ostatnim czasie głośno było w każdym zakątku sieci zajmującym się popkulturą. Zdobył rozgłos nawet nie w branżowych mediach. Czy jednak zasłużył sobie na to czymś więcej poza oczywistym jechaniem na kontrowersyjnym mariażu szanowanej marki bajek dla dzieci z tanim horrorem. Niestety film ten ma dużo większy związek z miodem z uszu niż tym z ula. Mamy tu bowiem do czynienia z przypadkiem podobnym do debiutującego w tym miesiącu Kokainowego Misia. Gdzie również wszystkie ciekawe pomysły skończyły się na tytule. Przejdźmy zatem do rantu…znaczy recenzji najnowszej produkcji reżysera arcytanich filmów Rhysa Frake-Waterfielda.

Początek może się wydawać obiecujący, wita nas stylizowana animacja wyjaśniająca historię Kubusia i jego przyjaciół. Następnie poznajemy Krzysia i jego narzeczoną, którzy próbują odnaleźć porzuconych niegdyś przez mężczyznę przyjaciół. Jednak coś w życiu tych istot zdążyło bardzo się zmienić, bez wsparcia chłopca nie były one w stanie przetrwać zimy. Zjadły one więc Kłapouchego i to odmieniło ich życie na zawsze. Mrocznie, co? Okazuje się jednak, że jest zdecydowanie bardziej tanio niż ponuro. Ponieważ z przytoczonej czwórki (a przed obiadem w którym główne skrzypce grało salami, piątki) oczom widza ukazany zostaje jedynie duet Puchatka i Prosiaczka.

Zobacz również: Zabójcze wesele – recenzja filmu. Glass Onion z aliexpress

Puchatek: Krew i Miód jest dosłownie zdominowany przez dwie rzeczy, które powinny znaleźć się w prawidłowym podtytule. Puchatek: Lenistwo i Taniocha. Twórcy oszczędzają dosłownie na wszystkim. Stroje, które robią wrażenie tylko w absolutnym mroku. Zabójcy są nudni, egzekucje absolutnie bez polotu. Film autentycznie więcej czasu poświęca cyckom niż krwawej jadce, jednak wyczekujących i zainteresowanych tym pierwszym również zniechęcam do seansu, bowiem i tego film nie ma zbyt wiele. Scenariusz w tym filmie ewidentnie jest nieobecny. Mordercy szybko pozbawiają się motywacji choć i ta początkowa wypada mocno pretekstowo. Charaktery bohaterów nie są w żaden sposób zarysowane, wszak główna grupa naszych postaci ma ze sobą zaledwie jedną scenę!

Film od początku sprawia wrażenie jakby Puchatek był doklejony do niego na siłę(i ślinę), bo komuś przypomniało się, że marka ta trafia do domeny publicznej. Zanim lokatorzy Stumilowego Lasu skonfrontują się z naszymi bohaterkami mija jakieś pół godziny (o ile nie więcej!). Wygląda to tak jakby do sztampowego filmu o bohaterce z traumą spowodowaną byciem stalkowaną dołożono popularną markę w celu wywołania jakiegokolwiek zainteresowania. Tylko w tym roku wyszło już kilka horrorów, które podejmują wszystkie tropy z Puchatka dużo lepiej. Przypominam w tym momencie, że mamy zaledwie kwiecień! Grupa ludzi zamknięta w lesie na odludziu? – Mamy Pukając do drzwi. Rewelacyjny scenariusz i postaci, które emocjonalnie angażują? – mamy Krzyk VI. W tym miejscu trochę naciągnę, bowiem to zeszłoroczna premiera , ale mamy wreszcie Terrifer 2, który wykorzystuje każdego centa, aby dać nam absolutnie perfekcyjnie zrealizowany tani horror.

Zobacz również: John Wick 4 – recenzja filmu. Zasłużone laury

Puchatek: Krew i Miód

Najlepsze z najgorszych to grupa, które Puchatek: Krew i Miód na pewno nie zasili. Film ten jest absolutnie i absurdalnie głupi. Jednak nie w taki sposób, który mógłby bawić czy to szczerze czy w pełni ironicznie. Produkcja ta jest męcząca swoim kalectwem zarówno technicznym jak i na poziomie samego pomysłu, który to został całkowicie pokpiony. Wielka szkoda, ale to nie pierwsze rozczarowanie tego miesiąca i już drugie związane z misiem. Niedźwiadki jak widać nie mają się w kinie najlepiej. Podobnie jak dinozaury. Żeby nie było, że coś was podkusi żeby jednak sięgnąć po ten badziew przytoczę teraz kilka najgłupszych scen, które jeszcze pamiętam po wczorajszym seansie tego filmu. Co swoją drogą też nie świadczy o nim najlepiej skoro większość jego treści już bezpowrotnie wywiała z mojej głowy.

Ten film ma w sobie scenę, biczowania Krzysia przez Puchatka biczem zrobionym z włosów, które miałyby należeć do żony bohatera, jednak miała ona włosy co najwyżej do ramion. Inna sprawa, że choć żółty misio macha tym narzędziem jak debil zostawia swoimi ciosami głębokie rany. W innej scenie Prosiaczek bardzo, bardzo, bardzo powoli porusza się w basenie, żeby dopaść jedną z naszych bohaterek, która zamiast uciec czy odpłynąć, majta nogami w wodzie aż straci całą przewagę nad oprawcą. Nie muszę chyba dodawać, że od samego początku ma ona grunt pod stopami? Na koniec dodam jedynie, że nasza „final girl” przypomina sobie o tym, że ma broń. Jak myślicie jaki jest najlepszy pistolet do samoobrony? Oczywiście 44. Magnum. O tym, że po jedynym oddanym strzale giwera bezpowrotnie przestaje działać nie trzeba wspominać.

Puchatek: Krew i Miód

Puchatek: Krew i Miód to nie jest film, nie jest to też twór filmopodobny. Ta produkcja to po prostu śmierdzące gówno, które ktoś dla niepoznaki oblał miodem. Pomimo słodkiej polewy to nadal odchody. 1:0 dla Kokainowego Misia, chociaż co to za zwycięstwo konfrontując się z czymś takim. Chcecie śmieciowe kino przy którym się ubawicie? Rzućcie okiem na Terrifier 2 i jeszcze mi za to podziękujecie. Puchatka zaś zostawcie sobie w pamięci tylko w disneyowskim wydaniu.

Źródło głównej grafiki: materiały prasowe

Plusy

  • Film nie ma nawet 90 minut
  • Zabójcy wyglądają okej...ale tylko jak jest naprawdę, naprawdę ciemno

Ocena

2 / 10

Minusy

  • Fatalny montaż, oświetlenie, charakteryzacja...no wszystko
  • Taniocha pogania lenistwo, lenistwo pogania taniochę
  • To mogło być coś tak złego, że aż dobrego, niestety nawet takie nie jest
Tymoteusz Łysiak

Entuzjasta popkultury, który najpewniej zamiast kolejnego "Obywatela Kane" wolałby w kinie więcej produkcji w stylu "Toksycznego mściciela". Fan dziwności, horroru, praktycznych efektów, kociarz, psiarz i miłośnik ludzi. W grach lubujący się w satysfakcjonującym gameplay'u. Życie teatrem absurdu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze