Terrifier 2 – recenzja filmu. Makabryczna baśń o klaunie i barbarzynce

Terrifier 2 w tym roku z pewnością spolaryzował nie tylko polskie media. O wymiotujących i wychodzących z seansów widzach słyszał chyba każdy zakątek świata. Ile prawdy w tych kwiecistych opowieściach o wydzielinach ludzkich miałem szansę przekonać się w ostatni piątek. Powiem to od razu, zachwycony częścią pierwszą wiedziałem mniej więcej czego się spodziewać, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jeśli miałbym powiedzieć najprościej czym jest ten film odpowiem tak. Damien Leone w nowych przygodach klauna Arta daje nam niesamowity mariaż absurdalnej czarnej komedii zszytej zszywaczem, pistoletem na klej i gwożdzie z okrutnie obrzydliwym body horrorem. Makabryczny potwór Frankensteina ubrany w fatałaszki klauna.

Art the Clown już od początku wchodzi w historie opowiedzianą w Masakrze w święta (swoją drogą film ma tyle związane ze świętami, że polska premiera wypada 23-go grudnia), na wysokim C. Względem części pierwszej Terrifier 2 z góry daje widzowi wszystkiego więcej i mocniej. Zaczynając od dłuższego czasu trwania, krocząc przez bardziej rozbudowaną fabułę wieńcząc to na znacznie lepiej wykreowanymi postaciami ofiar. Na szczególne wyróżnienie zasługuje final girl imieniem Sienna, która to niedawno straciła ojca w absurdalny sposób o czym później. Tak naprawdę produkcja funduje widzowi kalejdoskop klimatów i motywów. Sam klaun Art sprawnie przeskakuje między komedią, a tragedią. To wyjątkowo niepokojące, że ów bohater w tym pierwszym wypada niebywale zabawnie, zaś w tym drugim zabójczo skutecznie.

Zobacz również: Demon Slayer: Mugen Train – recenzja filmu. Mocno spóźniona zabawa dla fanów

Na naszych oczach powstaje kolejna ikona slasherów, która mam nadzieje  zapisze się złotymi zgłoskami obok Michaela Myersa czy Freddy’ego Krugera. Rola Davida Howarda Thorntona to wstęp  niesamowity. Chociaż klaun Art nie wydaje z siebie ani jednego dźwięku. Sceny w których skręcający się z bezgłośnego śmiechu błazen, do których podkład stanowią potępieńcze krzyki cierpiących katusze ofiar. Okrutna makabreska w której szalony arlekin błyszczy dosłownie w każdym ujęciu. Do tego ponury cyrkowiec w sequelu dorobił się także swojego Robina. Przerażająca dziewczynka, której geneza przewija się gdzieś w całej historii.

Właśnie nacisk na historię jest w Terrifier 2 konkretnym awansem względem części pierwszej. Wyraźnie zarysowana zostaje final girl. Poznajemy jej historię, znajomych i pasje. W dużej mierze to właśnie z jej perspektywy obserwujemy lwią część opowieści. Jak w każdym sequelu aspirującej do miana kultowej serii slasherów tak również w drugiej części legendy o klaunie Arcie twórcy zostali zmuszeni do uchylenia nam rąbka tajemnicy. Absurd jednak goni tu absurd. Reżyser wplątuje okruszki genezy błazna w historię tragedii rodziny Sienny. Bowiem ojciec głównej bohaterki w swoim szkicowniku gromadził materiały na temat zbrodni klauna, a nawet tworzył rysunki Arta i jego ofiar. Swój dziwny epizod fascynacji cyrkowym artystą głowa rodziny zakończyła śmiercią poprzez wjechanie po pijaku w transformator, a w następstwie spłonięcie żywcem w eksplozji. Głupota z grilla, ale bywa też krwiście.

Zobacz również: Kobieta na dachu – recenzja filmu. Joker na emeryturze?

Fot. Terrifier 2
Fot. Terrifier 2

Film w swojej całej śmieciowej konwencji stara się przemycić także inteligentne społeczne refleksje. Na podobieństwo najnowszej części Halloween czy ostatniego remake’u Candymana porusza temat gloryfikowania zbrodniarzy i ogólnego trendu na true crime. Nie jest to tutaj jednak ograne w moralizatorskim wydaniu, a znacznie bardziej stawia akcenty na brak społecznego rozróżnienia między światem realnym i wirtualnym. Niejednokrotnie trafiają się sytuacje gdy postaci w tej historii myślą, że Art to zwykły halloweenowy przebieraniec, który zainspirował się bohaterem zbrodni z Miles Country. Ślepota i znieczulica zostaje wyciągnięta do rangi absurdu w chwili gdy klaun Art częstuje przebierańców cukierkami prosto z głowy jednej ze swoich ofiar. Pokręcone i obrzydliwe.

Najważniejszy temat w kwestii Terrifier 2. Czy dzieło to faktycznie prowokuje ludzi do rychłego opróżnienia swoich żołądków jeszcze na sali kinowej? Czy ponownie mierzymy się z głupkowatym marketingiem podobnym do tego przy pierwszej części serii o Grey’u. Seanse pełne miłosnych uniesień solo, bądź w większej grupie, co okazało się fejkiem rzuconym w ramach taniej sensacji. Wierzę jednak, że nowe dzieło Damiena Leone jest w stanie przyprawić kogoś o choćby mdłości. Dwie sceny przyprawiły mnie o szczególne poczucie obrzydzenia. Pierwsza była tak przeciągnięta i pełna brutalności wszelakiej, że czułem się jak przy oglądaniu Funny Games. Widz pragnie jedynie by to się skończyło. Druga natomiast to scena po napisach w której koncept jest tak absurdalnie obrzydliwy, że treść żołądka może o sobie przypomnieć zza grobu w okolicach otworu gębowego.

Zobacz również: Kruk. Jak tu ciemno- sezon 3 – recenzja odc. 1-3

Fot. Terrifier 2
Fot. Terrifier 2

Sądzę jednak, że Terrifier 2 ma do zaoferowania znacznie więcej niż tylko opuszczenie seansu z pełną papierową torbą. To jednocześnie legacy sequel dla wszelkich najbardziej kultowych slasherów jak i cudowne wprowadzenie je w nowe czasy. Mocno temu przysłużył się czarny humor i absurdalna baśniowość. Mamu tu bowiem do czynienia z dziełem szalonym i do bólu pulpowym. Jeśli zatem również utożsamiacie się z byciem kinomanami szopami praczami, albo chcecie spróbować jak to jest, uderzajcie do kin jeszcze przed wigilią. Ja sam znalazłem chyba kolejną produkcję na listę moich ulubionych filmów świątecznych. Co prawda jedyne co łączy drugą część szalonego horror-sitcomu z Świętym Mikołajem i Dzieciątkiem Jezus to data „premiery”, ale moim nieoczekiwanym gościem w te święta będzie klaun Art. W przyszłym roku natomiast będzie miał już honorowe miejsce obok Grincha.

Plusy

  • Klaun Art wymiata jeszcze bardziej niż w części pierwszej, klauni książę zbrodni w akcji wersji gore
  • Wizualnie wysmakowane, grube ziarno i praktyczne efekty idealnie przenoszą do złotej ery slasherów na VHS
  • Fenomenalna Final Girl, szalony mix Avril Lavigne i Barbarelli. Absolutnie jedna z moich ulubionych heroin XXI wieku

Ocena

10 / 10

Minusy

  • Absolutny brak minusów dla tak wiernego fana garażowego kina śmierci i śmieci jak ja
  • Natomiast nie dla fana: absurdy, dłużyzny i obrzydlistwo, niespójność klimatu i tempa. Ot film ciekawostka na siódemkę.

Według innych redaktorów...

Krzysztof Wdowik
18 stycznia 2023

Ja ogólnie jestem wielkim fanem kina klasy B, brutalnych scen, psychopatów i dobrego gore, tak więc Terrifier 2 – polecany w recenzji przez maniaka tych samych rzeczy, Tymka – był na mojej liście do obejrzenia. Czy to film na dychę? Zdecydowanie nie. Jest za długi i ma za dużo głupotek, nawet jak na kino tego typu. Niemniej, sporo tu fajnych pomysłów, obrzydliwego gore i może nawet trochę świeżości gatunkowej, co jest sporym wyczynem. To jest chyba największy sukces tego filmu, a właściwie już serii – stworzyli mordercę, który moim zdaniem za kilka lat powinien być równie kultowy co Freddy, Jason czy Leatherface. Dla fanów gatunku – jak najbardziej!

7.5
Tymoteusz Łysiak

Entuzjasta popkultury, który najpewniej zamiast kolejnego "Obywatela Kane" wolałby w kinie więcej produkcji w stylu "Toksycznego mściciela". Fan dziwności, horroru, praktycznych efektów, kociarz, psiarz i miłośnik ludzi. W grach lubujący się w satysfakcjonującym gameplay'u. Życie teatrem absurdu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze