Advance Wars 1+2: Re-Boot Camp – recenzja gry

Nie oszukujmy się – ta gra na pierwszy rzut oka nie wygląda zachęcająco. Nie jest to aż tak szokujące stwierdzenie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że mamy tu do czynienia z remakiem strategii sprzed dwóch dekad, będącą do tego częścią martwej od dawien dawna franczyzy. A jednak, po bliższym zapoznaniu się, muszę przyznać – Advance Wars to kawał przyjemnej gry!

Seria Wars została po raz pierwszy wydana w 1988 roku w Japonii. Europejczycy oraz Amerykanie musieli poczekać do 2001 roku, gdy to na rynku zadebiutowała siódma odsłona cyklu – Advance Wars na kultową konsolę GBA. Założenie rozgrywki było bardzo proste, żeby nie powiedzieć prostackie. Jako doradca taktyczny armii, dowodzisz wojskiem w turowych bitwach i starasz się dokopać wrogowi. Gra przyjęła się zaskakująco dobrze, zbierając chore oceny. Oczywistym więc, że już dwa lata później wyszedł sequel, który powtórzył sukces jedynki (no, albo siódemki – zależy jak liczyć). Advance Wars 1+2: Re-boot Camp to remake tych tytułów zamknięty w jednym opakowaniu.

Zobacz również: Dead Island 2 – recenzja gry. Powrót żywych trupów!

Mimo, że są to dwie gry, historia jest jedną, ciągłą sagą. Śledzimy losy narodów Orange Star i Blue Moon, które – mimo, że żyją tuż obok siebie – nie mogą się dogadać. W końcu sprawy wymykają się spod kontroli, inne kraje się angażują i voila – dochodzi do wojny światowej. Historia gry zostaje przedstawiona w kilku cutscenkach, ale głównie jest opowiedziana przez gadające głowy na dole ekranu. Tryb fabularny w pierwszej grze jest w większości liniowy, ale druga ma bardziej otwartą mapę i pozwala na większą swobodę. W trakcie gry będziesz mógł wybrać swoich dowódców, ale będą też momenty, w których historia dyktuje ci, z kim masz grać.

Bitwy w Advance Wars są w całości turowe. Przez większość czasu jest to po prostu bitwa 1 na 1 pomiędzy dwoma przeciwnymi siłami. Każdy gracz wykonuje swoją turę, przesuwa swoje jednostki po planszy, a na niektórych mapach może zdobywać budynki i/lub budować fabryki do produkcji nowych jednostek. Każdy Dowódca ma inną moc. Andy może leczyć swoje jednostki, Grit jest ekspertem od snajperki i może poszerzyć swój zasięg, a Sami może szybciej zdobywać budynki. Niektóre misje będą łatwiejsze z jedną postacią, ale misje mogą być zupełnie inne w zależności od tego, kogo wybierzesz.

Zobacz również: Najlepsze gry na PlayStation 5

Podobnie jest z jednostkami. Różne jednostki na polu bitwy mają swoje zalety i wady. Piechota i Mechy mogą zdobywać budynki, co pomaga twojej ekonomii i pozwala ci budować więcej jednostek. Lekkie czołgi poruszają się dalej niż ciężkie, jednostki dział AA są dobre w eliminowaniu jednostek powietrznych z bliska, pozostawiając je bezbronne wobec czołgów. Jednostki dystansowe, takie jak rakiety i pociski, są zawsze przydatne na tyłach. Wraz z rozwojem fabuły pierwszej gry uzyskasz dostęp do jednostek powietrznych i morskich, które dodatkowo wzbogacą strategie potrzebne do przetrwania.

Zobacz również: War Mongrels – recenzja gry. Panie to to nie na konsole!

W niektórych misjach musisz zlikwidować wszystkie jednostki wroga, możesz też być podstępny i zdobyć jego siedzibę. Istnieją misje, w których musisz przetrwać do przybycia posiłków lub zapewnić bezpieczeństwo jednej jednostce. Gra zachowuje swój czasem brutalny poziom trudności z oryginału na Game Boy Advance! Dla mniej zaznajomionych z tym gatunkiem, przygotowano nowy poziom trudności, który nie zmienia zbytnio misji, ale daje Ci kilka dodatkowych jednostek lub usuwa mgłę wojny. Nowością w Re-Boot Camp jest także możliwość przyspieszenia bitew poprzez przytrzymanie przycisku ZR. Przyspiesza to wszystkie animacje w bitwach i podczas gdy CPU rozgrywa swoją turę. Inne mniejsze zmiany to możliwość przybliżania i oddalania pola bitwy czy bezkarne resetowanie swojej tury.

Prawdziwą, znaczącą zmianą w grze jest oczywiście prezentacja. Od sposobu przedstawienia historii gry, przez animacje mocy Dowódców, aż po pole bitwy – wszystko to zyskało wielki blask. W pełni animowane moce CO (Commanding Officer) są dobrze wykonane, choć brak możliwości ich pominięcia po obejrzeniu kilkuset razy był irytujący. Styl pixel art z oryginałów został zastąpiony zabawkowym wyglądem 3D dla jednostek na głównej mapie pola bitwy i podczas animacji walki. Nie będzie to dla wszystkich, ale mi osobiście to nie przeszkadza.

Zobacz również: Najlepsze polskie gry

Poza kampanią fabularną, powracają wszystkie tryby z oryginalnych wydań – Versus, War Room i Design Room, który pozwala na tworzenie własnych map bitewnych. W War Room walczysz z procesorem, by ukończyć mapy jak najefektywniej i podobnie jak w misjach fabularnych, będziesz oceniany na podstawie tego, jak dobrze ci pójdzie. Jest tylko kilka map, ale więcej można odblokować za pomocą monet. Versus pozwala na grę lokalnie, na jednej konsoli przekazując ją sobie lub grając na telewizorze. Oczywiście, jeśli masz kilka konsol i kopii gry, możesz grać również w ten sposób. Projektant map również powraca, pozwalając na tworzenie własnych map bitewnych; mogą być one teraz udostępniane online i lokalnie.

Mimo upływu lat, Advance Wars to tytuł z niezwykle dużą grywalnością! Z odświeżonym wyglądem i dźwiękiem, kontynuuje trend udanych remaków kultowych produkcji z przeszłości Nintendo. Re-Boot Camp nadaje się zarówno dla nowicjuszy, jak i weteranów serii – świetny, świetny tytuł!

Źródło głównej grafiki: materiały prasowe

Plusy

  • Spora grywalność, szczególnie, że to dwa tytuły w jednym opakowaniu
  • Szata wizualna
  • Usprawnienia względem oryginału

Ocena

9.5 / 10

Minusy

  • Drobne błędy techniczne i wydajnościowe
  • Brak możliwości pomijania niektórych animacji
Filip Szafran

Fan Batmana. Lubi Popkulturę więc o niej pisze

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze